X-COM: Enemy Unknown. Warto było czekać - serie, które wróciły z niebytu
Spis treści
X-COM: Enemy Unknown
Wspominaliśmy już o strategiach turowych, więc nie możemy pominąć tego tytułu. Ten powrót wisiał w powietrzu od dawna. Z podobną formułą i duchowymi spadkobiercami legendarnego UFO: Enemy Unknown zmagały się inne studia, np. Altar Games. Ta czeska firma stworzyła własną trylogię turówek UFO, ale w przeciwieństwie do ich Original War były to zaledwie przyzwoite średniaki.
W końcu sprawy w swoje ręce wzięło samo Firaxis Games. Firma opracowała reboot tej klasycznej strategii turowej i zaprezentowała go światu jako XCOM: Enemy Unknown. Gra porządziła (choć zdarzali się malkontenci), obsypano ją nagrodami, dostała świetne noty w recenzjach i bardzo dobrze się sprzedała – na tyle, że najpierw powstał duży dodatek, a potem kontynuacja zrealizowana z jeszcze większym przytupem.
To w gruncie rzeczy stara, sprawdzona formuła, ale zgrabnie przemycona w nowe czasy. Zrobiono to tak dobrze, że niejeden gracz zapadł na wieczorny syndrom „jeszcze jednej tury” powodujący, że dochodzimy do siebie o piątej rano, mogąc pochwalić się wielkimi postępami w grze, ale też mając na koncie spory deficyt tak potrzebnego snu.
A GDZIE JEST GOLLOP?
Ojcem sukcesu oryginalnej serii UFO był Julian Gollop, który jednak w produkcji odnowionego cyklu XCOM nie uczestniczył. Pojawia się więc pytanie, czy porzucił on swoje dzieło? Nie do końca. W tej chwili pracuje nad grą Phoenix Point, która dość mocno przypomina... XCOM: Enemy Unknown, ale cechować ma się znacznie bardziej mrocznym klimatem.
Historię opowiedziano tu na nowo. Wskakujemy w mundur dowódcy tytułowej międzynarodowej organizacji i stajemy do walki z tajemniczymi obcymi, którzy zaczęli pojawiać się w pobliżu naszego globu i coraz bezczelniej sobie poczynają (np. porywają cywili).
Rozgrywkę, podobnie jak w oryginale, podzielono na dwa etapy. W fazie strategicznej zajmujemy się rozwojem naszej organizacji, dbamy o to, by nie zabrakło pieniędzy, a zarobioną gotówkę przeznaczamy na rozbudowę bazy, zakup sprzętu i opracowywanie nowych technologii. Jest też oczywiście sedno całej produkcji – taktyczne misje, podczas których dowodzimy wyspecjalizowanym oddziałem komandosów.
Firaxis zadbało o dobry balans zabawy, przyjemność z klikania, angażujące zadania i mnóstwo urozmaiceń – oraz o umiejętnie rzucane nam pod nogi kłody. W tej grze nigdy nie powinniście czuć się przesadnie pewnie i bezpiecznie, bo atak może nadejść z niespodziewanej strony. I w najgorszym możliwym momencie.