filmomaniak.pl Newsroom Filmy Seriale Obsada Netflix HBO Amazon Disney+ TvFilmy

Filmy i seriale

Filmy i seriale 28 października 2017, 11:52

Kult zwycięskich Niemiec. UFO i okultyzm – naziści w popkulturze

Spis treści

Kult zwycięskich Niemiec

Wszystkie opisane wyżej konteksty składają się na jeszcze jeden, niezmiernie ważny i ciekawy. W 1962 roku Philip K. Dick, autor wielu klasycznych powieści science fiction (m.in. Czy androidy śnią o elektrycznych owcach?, na podstawie której powstał kultowy film Blade Runner) opublikował powieść Człowiek z Wysokiego Zamku, w której odwrócił znaną nam historię do góry nogami. Niemcy wygrali II wojnę światową, a USA dostało się pod okupację niemiecko-japońską. Polski, oczywiście, już dawno nie było – wchłonęła ją niemiecka machina wojenna.

Choć powieść Dicka miała zdecydowanie bardziej poważniejszy wydźwięk niż zwykła fantastyczna historia (główny bohater ma bowiem świadomość tego, że jego świat jest cokolwiek nierzeczywisty), to na potrzeby tego artykułu interesuje nas sama koncepcja. Zwycięstwo III Rzeszy po książce K. Dicka powracało do popkultury regularnie, zwłaszcza wśród zwolenników teorii spiskowych. We wszelkich opowieściach o okultyzmie, bazach na Księżycu, Antarktydzie czy odnalezionej potędze w Tybecie tkwi ukryta narracja o złu, które przetrwało klęskę z 1945 roku. To trochę jak z pałeczkami zarazy z powieści Alberta Camusa, które rzekomo pokonane, mogły przetrwać całe dziesięciolecia w ukryciu i uśpieniu, czekając na dogodny moment.

Bodaj najlepiej te wszystkie teorie, donosy i historyjki łączy seria Wolfenstein. Jeśli zapytacie mnie, dlaczego odniosła taki sukces, to oprócz świetnego gameplayu czy grafiki wskażę Wam właśnie ten irracjonalny i absurdalny lore. Wolfenstein to ogromny miszmasz strachów na Lachy, naszych lęków i uprzedzeń, ale także właśnie spisków i absurdów. Bethesda (a wcześniej id Software) potrafiła doskonale wyciągnąć z miliona bzdur ciekawą, zabawną i jednak odrobinę straszną historię.

Twórcy robią przy tym niesamowity popkulturowy kolaż, na którym mieszczą się obok siebie szurnięci następcy doktora Mengele, poszukiwacze zaginionych skarbów, mroczni nekromanci, UFO i tuzin innych mniej lub bardziej znanych kalek z kultury. III Rzesza, podobnie jak stało się to w Człowieku z Wysokiego Zamku, wygrywa wojnę i opanowuje cały świat. Posiada niesamowite technologie i tajemną wiedzę, którą zdobyła od innych, antycznych sił. Wybudowała kompleksy na Księżycu, ale jednocześnie obok nauki rozwija magię czy okultyzm. I chociaż gra się w to wszystko świetnie, a B. J. Blazkowicz to kawał przykładnego Polaka, nie zapominajmy o pewnej – jak sądzę – niemiłej konsekwencji.

Holocaust wyparty

Zwróćcie bowiem uwagę, jak sprytnie, jak nieprawdopodobnie wręcz zręcznie w natłoku tych teorii i historyjek, a także dzieł pokroju Wolfensteina, zamieciono pod dywan niewygodne brzemię. We wszystkich – co do jednej – tych niesamowitych opowieściach o nazistach w kosmosie, na Antarktydzie czy w piwnicach satanistycznych organizacji zniknęła rzecz bodaj najistotniejsza. Zniknął Holocaust.

Popkultura lubi się bawić i choć nie stroni od łez, muszą być to łzy stosunkowo łatwe do przeżycia – takie, po których po kinowym seansie nie zostanie choćby ślad, abyśmy mogli ze spokojem wejść do McDonalda i kupić sobie shake’a ku pokrzepieniu serc. O ile w powieściach ambitnych autorów – np. właśnie u Philipa K. Dicka – Holocaust bynajmniej nie został zredukowany, a wręcz trwa w najlepsze, tak w Wolfensteinie wspomina się go zdawkowo, niemal od niechcenia. Albo, co gorsza, nie wspomina w ogóle. Pokazanie obozu koncentracyjnego w The New Order nie załatwia sprawy – to tylko poziom, przez który musimy się przekraść, aby potem polecieć w kosmos.

Sądzę, że warto o tym pamiętać. Holocaust nie jest medialny i nie należy do popkultury, a pranie mózgów, jakie przeprowadził przemysł rozrywkowy, ma swoje smutne konsekwencje. Naziści z Iron Sky, z Hellboya, z Kapitana Ameryki czy Indiany Jonesa to nie są ci sami naziści, którzy w 1939 roku napadli na Polskę. Ci historyczni byli zdecydowanie bardziej poważni i rzadziej parali się magią, a częściej śmiercią. Miejmy to na uwadze.

Być może jednak nasze pragnienie dostrzegania w III Rzeszy czegoś więcej niż tylko umiejętności sprawnego przeprowadzenia kampanii to próba wytłumaczenia – i poradzenia sobie – z traumą po tak dotkliwej porażce. Być może spiskowe teorie, które widzą w nazistach wielkich magów, satanistów, geniuszy zła i sojuszników obcej cywilizacji to forma – uwaga, trudne pojęcie – resentymentu. Chcemy doszukiwać się w silniejszym przeciwniku znamion oszustwa i twierdzić, że gra od początku była nie fair, bo łatwiej jest nam wówczas pogodzić się z gorzkim uczuciem porażki? A może to po prostu specyficzny sposób na przetrawienie trudnej i ciężkiej historii? B. J. Blazkowicz w tej roli byłby więc kimś zdecydowanie ważniejszym niż jedynie brutalnym żołnierzem USA polskiego pochodzenia, który świetnie radzi sobie z nazistowską chorobą. Byłby, jakkolwiek irracjonalnie to zabrzmi, formą terapii.

Maciej Pawlikowski

Maciej Pawlikowski

Redaktor naczelny GRYOnline.pl, związany z serwisem od końca 2016 roku. Początkowo pracował w dziale poradników, a później mu szefował, z czasem został redaktorem prowadzącym Gamepressure, anglojęzycznego projektu adresowanego na Zachód, aby w końcu objąć sprawowaną obecnie funkcję. W przeszłości recenzent i krytyk literacki, publikował prace o literaturze, kulturze, a nawet teatrze w wielu humanistycznych pismach oraz portalach, m.in. Miesięczniku Znak czy Popmodernie. Studiował krytykę literacką i literaturę na Uniwersytecie Jagiellońskim. Lubi stare gry, city-buildery i RPG-i, w tym również japońskie. Wydaje ogromne pieniądze na części do komputera. Poza pracą oraz grami trenuje tenisa i okazyjnie pełni funkcję wolontariusza Pokojowego Patrolu Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.

więcej