Trudne początki. GRYOnline.pl ma już 20 lat – oto nasza historia
Spis treści
Trudne początki
– Najpierw musisz mieć pomysł, ale potem musisz znaleźć ludzi, którzy w niego uwierzą – powiedział mi podczas wywiadu Wojciech Antonowicz, współzałożyciel GRY-OnLine.
Ta była garstka osób (bo w latach 2000–2001 poza wymienioną trójką doszli jeszcze Tomasz Pyzioł, Michał Bobrowski, Przemysław Bartula, Janusz Burda i Marcin Hajek) stanowiła wówczas jednocześnie całą firmę.
– Tak naprawdę wszyscy byliśmy wtedy redakcją – wspomina Mariusz Klamra. – Byliśmy redakcją, sprzedażą, obsługą techniczną itd. Pisaliśmy newsy, tworzyliśmy wpisy encyklopedyczne i robiliśmy to jeszcze przed startem serwisu, żeby po premierze strona sprawiała wrażenie bogatej w treść.
To trochę tak, jakby prezes Telekomunikacji Polskiej przychodził do Waszego domu, by zainstalować Wam modem. Ale w czasach, w których kapitał na polskim internetowym rynku był drobny, było to jedyne możliwe rozwiązanie. Podobnie tamte czasy wspomina Soulcatcher:
Pomysł, że będziemy zajmować się grami, w ogóle nie przemawiał do inwestorów, a już co dopiero fakt, że nie będziemy ich produkować. Koncepcja, że można sprzedawać treści w internecie, w czasach gdy ciągle dominowały papierowe pisma, również do nich nie przemawiała. [...] Wtedy nie było czegoś takiego jak dziennikarstwo growe, bo nie dawało się na tym zarobić. Mogłeś wysłać recenzję do „CD-Action” i ktoś ją akceptował albo nie. I tyle.
W istocie, dziennikarstwo growe rodziło się w trudach i znojach praktyki – nikt nie kończył odpowiednich kierunków na studiach, nie robił specjalności poświęconych grom. Wydawało się, że wystarczy pasja i zawziętość, ale dopiero rynek po czasie weryfikował umiejętności. Jeśli potrzebujecie analogii, rozwój piśmiennictwa poświęconego grom przypominał dziennikarstwo filmowe.
W pierwszej połowie XX wieku medium filmu uważano za gorsze, a pisanie o nim było postrzegane jako fanaberia. Nie istniał żaden krytyczny aparat, który opisywałby filmy, nie istniała hierarchia ocen, a żadne ośrodki kultury nie dostarczały młodej kadry, która mogłaby zająć się tematem.
– To jest strasznie ciekawe – powiedział mi Przemysław Bartula (obecnie członek zarządu GRY-OnLine, przez lata szef działu Newsroom i Encyklopedia Gier). – Dochodzimy teraz do momentu, w którym dawni nastolatkowie mają 30, 40 czy 50 lat. I o ile wcześniej kogoś gry mogły dziwić, o tyle teraz coraz więcej rodziców wie, o co tu chodzi. Ja gram, mój syn gra, ale szkoda, że wciąż nie mamy w Polsce pokolenia graczy sześćdziesięciolatków. Ten rynek nie wypełnia jeszcze całego cyklu życia, tak jak kino czy film.
Growa dziennikarka rodziła się więc na poły lub zupełnie amatorsko, a świeżość internetowego medium wcale nie była zaletą. Sytuacji nie poprawiał również fakt, że początki lat 2000 to ogromne koszta infrastruktury teleinformatycznej.
Na początku korzystaliśmy z usług zewnętrznej firmy informatycznej, która obsługiwała nasz cały system. Pamiętam, że pierwsze wpisy encyklopedyczne tworzyliśmy w Excelu, a potem przesyłaliśmy je do niej. Na start mieliśmy bodaj 280 opisów gier i to była cała encyklopedia. I wszystko to działo się w jednym pomieszczeniu, w krakowskim biurowcu Biprostalu.
Mariusz Klamra
Gdy zapytałem Przemka „Łosia” Bartulę o to, co zobaczyłby czytelnik, który w 2001 roku odwiedziłby redakcję, odpowiedział mi:
– Jeden pokój. [śmiech] To był jeden pokój w Biprostalu, całkiem duży, około 40 metrów. Dookoła biurka i komputery, szafa i wielki kosz na śmieci. Nic więcej tam nie było. Ascetyczne warunki.
Tak swoje początki wspomina obecny redaktor naczelny serwisu GRYOnline.pl, Krystian Smoszna:
– Tego dnia miałem urodziny, a że była to sobota, moje myśli koncentrowały się na wieczornej imprezie. Nie miałem pojęcia, że istnieje coś takiego jak GOL, choć serwis już dwa lata był obecny w internecie. Na stronę trafiłem zupełnym przypadkiem. Zobaczyłem deklarację, że GOL płaci swoim autorom, więc skontaktowałem się z redakcją i kilkanaście minut później otrzymałem prośbę o przesłanie próbek tekstu.
Skleciłem coś na szybko (nie stanowiło to problemu, bo pisałem od bardzo dawna – mój debiut to tekst o Heroes of Might and Magic II w „CD-Action” z lutego 1997 roku) i spodobało się. Tego samego dnia założyłem konto na GOL-u. Moja ksywka była zajęta, więc wklepałem tytuł aktualnie słuchanego utworu zespołu Aborym i tak z czasem stałem się UV-em. Idąc na wieczorną imprezę, byłem już „pracownikiem” GOL-a. Najszybciej zdobyta praca ever. Siedzę tu już 15 lat.
Jeśli kojarzy się to Wam ze start-upem, to trafnie kojarzycie. GOL był inicjatywą biznesową grupki pasjonatów, która dzięki inwestorom miała pozyskać fundusze na rozwój.
MARCIN „DEL” ŁUKAŃSKI O SERWISIE GRYONLINE.PL
Były redaktor tvgry.pl, obecnie autor kanału Na gałęzi, pracuje jako operator i montażysta.
Pracę w GOL-u wspominam niesamowicie dobrze – to w dużej mierze zasługa świetnych ludzi, którzy tworzyli redakcję. Zarówno ekipa tvgry.pl, jak i samego GOL-a składała się z genialnych osób, które łatwo było traktować niczym małą rodzinę. Do pracy przychodziło się z przyjemnością.
Ciekawe wspomnienie: masakra na lotnisku
Przez pewien czas wraz z Krzyśkiem Gonciarzem stanowiliśmy trzon ekipy wyjazdowej na targi E3 z ramienia tvgry.pl. W Los Angeles byłem z siedem razy. Raz jednak zaliczyliśmy solidną organizacyjną wtopę – nasz lot wyjątkowo wiązał się z przesiadką w Kanadzie. Nikt nie spodziewał się w związku z tym żadnych niespodzianek – ot, przesiadka jak każda inna.
Okazało się jednak, że aby przesiąść się na terenie Kanady, potrzebny jest paszport biometryczny. Ja takiego nie posiadałem. Nie byłoby w tym wszystkim nic interesującego, gdyby nie fakt, że dowiedziałem się o tym w chwili odprawy, na lotnisku. Ostatecznie Krzysiek poleciał na E3 sam, a ja zostałem uziemiony w Krakowie [zobacz też, co na ten temat pisze Krzysztof Gonciarz – dop. M.P.].