Bańka internetowa i zamachy z 11 września. GRYOnline.pl ma już 20 lat – oto nasza historia
Spis treści
Bańka internetowa i zamachy z 11 września
W 2000 roku pękła tzw. bańka internetowa. Tysiące firm na całym świecie plajtowało, zostawiając po sobie dłużników i bankrutów. Inwestorzy – w tym inwestorzy GOL-a – przestraszyli się i zaczęli sceptycznie podchodzić do nowego, nieprzewidywalnego rynku. Jeden wycofał się zupełnie. Nie bacząc na przeciwności, wciąż powstawały nowe portale o grach.
Wysoką pozycją cieszyła się wtedy Valhalla, ale założyciele GOL-a i inwestorzy wypatrywali na horyzoncie znacznie groźniejszego przeciwnika. Nieistniejący już Tenbit.pl był inicjatywą Grupy ITI (TVN), a nawiązanie konkurencji z dużą grupą medialną o ogromnym kapitale, która chce stworzyć prężny portal gamingowy, wydawało się karkołomne.
– W dodatku nałożyły się na to zamachy z 11 września. Jeden z naszych inwestorów miał biura w WTC... Wydawało się, że ciągle mamy pod górkę – dopowiada Mariusz Klamra.
– Początki były bardzo trudne – wspomina tamte czasy Wojciech „Soulcatcher” Antonowicz – ale byliśmy nieźle przygotowani. Włożyliśmy w to swoją wiedzę, doświadczenie i pracę, a ktoś inny wyłożył pieniądze... I było ciężko, jasne, ale cała sztuka polega na tym, że to nie siebie masz przekonywać, tylko inwestorów. Czy się baliśmy? Tak. Ale ja się cały czas dobrze bawiłem.
FORUM GRYONLINE.PL
Samo forum GOL-a zasługuje na osobny, długi artykuł historyczny. Przez wiele lat, gdy jeszcze nie pracowałem w redakcji, stanowiło ono dla mnie najważniejsze miejsce w sieci. Zapytałem o jego początki Wojtka Antonowicza, którego szerzej znacie pod pseudonimem Soulcatcher.
– Ludziom wychowanym na współczesnym internecie może wydawać się to niezrozumiałe. Wtedy nie było takich forów dyskusyjnych, jakie mamy teraz. W ogóle komunikowanie się poprzez ICQ [pierwszy komunikator internetowy powstały w 1996 roku – dop. M.P.] było szczytem możliwości. Miejsce, w którym dałoby się ze sobą rozmawiać, wymieniać opiniami, miało być integralną częścią portalu. Miało angażować graczy np. poprzez komentarze do publikowanych tekstów. Może to było trochę naiwne, bo nie wiedzieliśmy wówczas, jak rozwinie się internet i że nagle narodzi się tylu trolli. [śmiech] Komunikacja z pismami była jednostronna – można było wysyłać listy Pocztą Polską, więc koncepcja tego, że gdzieś istnieje społeczność graczy zgromadzona wokół twojej inicjatywy, wcale nie była taka oczywista. Forum GOL-a pozwalało właśnie wydzielić miejsce dla takiej społeczności.
Jak to się stało, że w momencie globalnego krachu, w czasie gdy raczkujący internet kosztował krocie, a sieciowy rynek nie kusił wystraszonych inwestorów, krakowski portal radził sobie coraz odważniej i wymieniał ciosy z istniejącą wówczas konkurencją? Paradoksalnie uratował go papier.
KRZYSZTOF GONCIARZ O SERWISIE GRYONLINE.PL
Były redaktor prowadzący tvgry.pl, obecnie znany youtuber.
Do redakcji trafiłem po napisaniu maila, który dotarł do Shucka [Borys Zajączkowski, były redaktor naczelny – dop. M.P.]. Moja pierwsza recenzja dotyczyła Vampire The Masquerade: Bloodlines. Zanim nastały czasy wideo, które dla mnie oznaczały przejście na etat i fizyczną obecność w biurze w Biprostalu, przez kilka dobrych lat specjalizowałem się w poradnikach do RPG.
Najwięcej czasu spędziłem chyba nad poradnikiem do Obliviona, który ukazał się w pudełkowym wydaniu pierwszej edycji gry w Polsce. Pisałem go kilka miesięcy na bazie wersji gry na tyle wczesnej, że część mechanik po prostu w niej nie działała. Ale dzięki temu nauczyłem się paru niezłych tricków na konsoli i skumałem mechanikę Obka na tyle dobrze, że później stworzyłem procedury „sportowego” przechodzenia questów w tej grze, które były potem używane przy pracy nad polską wersją językową, na której też, dzięki Rysławowi [Ryszard Chojnowski, prezes Albion Localisations i były współpracownik GOL-a – dop. M.P.], odcisnąłem swoje piętno.
Co to jest letsplay?
Kiedy zaczynałem pracę nad tvgry.pl, stan wiedzy mediów na temat potrzeb internautów w zakresie sieciowego wideo był tak niski, że kilka lat prób i błędów zajęło nam dojście do zrozumienia, że gameplay z komentarzem to całkiem niezły pomysł.
To, co dziś nazywa się letsplayem i co każdy 7-latek umie zdefiniować, dla nas było kiedyś innowacyjną, nową formułą, prawie nikt tego nie robił. Widywało się gameplay z komentarzem deweloperów, ale żeby dziennikarze?
Pamiętam, jak pewnego dnia w Biprostalu wziąłem prezesa na stronę i zacząłem tłumaczyć, że mamy taki pomysł, „to tak jakby kolega widz siadał z tobą na kanapie i ty mu tłumaczysz, na czym gra polega”. Pierwszy film z serii „Gramy!” pokazywał LittleBigPlanet, a ten format zmienił naszą oglądalność o kilkaset procent i to było dokładnie to, czego nasi widzowie wówczas chcieli.
Zabrzmi to z dzisiejszej perspektywy jak gruba przesada, ale „zaufajcie mi, że tak było”, że wspólnie z Dellem byliśmy chyba jedną z pierwszych ekip próbujących na targach typu E3 kręcić własne letsplaye (w naszej nomenklaturze było to „Gramy!”). Celowaliśmy kamerą w telewizor, wpinaliśmy jacka na dźwięk, drugi kanał na mikrofon i jechaliśmy na żywo, komentując gameplaye na halach targowych. Dwa lata później był to już branżowy standard i robili to wszyscy. Nie powiem, że my to wymyśliliśmy, ale nie podpatrzyliśmy tego u nikogo – po prostu uznaliśmy, że takie coś będzie fajne.
W kolejnych latach stoiska targowe zaczęły mieć dedykowane wyjścia audio i wideo do nagrywania albo nawet automatyczne rekordery zapisujące sesje na karcie pamięci, a media gamingowe wymieszały się z youtuberami. A my kiedyś musieliśmy tłumaczyć obsłudze stoiska, dlaczego chcemy wpiąć jacka bezpośrednio do telewizora i dlaczego to wyjdzie na korzyść twórcom gry, żeby dźwięk był dobrej jakości, a nie zmiksowany z harmidrem całej sali.
Krzysiek sam na E3
Najbardziej stresujący dzień mojego dotychczasowego życia: TEN wyjazd na E3 – wszyscy koledzy z tamtych czasów już wiedzą, o którym mowa. [śmiech] Mamy lecieć z Dellem [Marcin Łukański – dop. M.P.], we dwóch robiąc relację zarówno tekstową, jak i wideo, ale już na lotnisku w Krakowie okazuje się, że Marcin nie może polecieć. Mamy 5 minut na przerzucenie całego sprzętu do mojej walizki. Lecę sam. Na lotnisku w Monachium dogadujemy się z Rysławem, że ten gościnnie pomoże mi w kilku tematach. Już na miejscu w LA siadam na łóżku i biorę głęboki wdech przed najbardziej intensywnymi pięcioma dniami w życiu. Zrobiłem targi E3 w pojedynkę, chodząc na pokazy, pisząc teksty, nagrywając i montując wideo, śpiąc po 3 godziny na dobę. Przed wylotem byłem tak zmęczony, że aż bliski płaczu. Ale nie żałuję, to była najwyżej zawodowo zawieszona poprzeczka, jaką przeskoczyłem.