autor: eJay & fsm
Sugar Man – recenzja. FILMag #17 - Niepamięć, G.I. Joe: Odwet, nowe Martwe zło oraz inne premiery kwietnia
Spis treści
Sugar Man – recenzja
Zdaniem fsma
Większość recenzji, na które trafiłem, już na wstępie radzi: jeśli nie wiecie niczego o Sugar Manie, a lubicie ciekawe dokumenty o muzyce, nie czytajcie dalej i idźcie do kina. Bo to niby taki superfilm jest, no i Oscara w tym roku zdobył, raczej nie za same nazwiska twórców. Poszedłem więc w ciemno i wyszedłem zadowolony. Nawet jeśli historia została lekko naciągnięta na potrzeby dramaturgii, to jest naprawdę niezwykła i odpowiednio napędza film. Oto Sixto Rodriguez, ekstremalnie utalentowany tajemniczy gitarzysta, wokalista i twórca rocka (i budowlaniec przy okazji też), który 40 lat temu nie został dostrzeżony i doceniony przez publiczność w USA, za to w buntującym się (sprzeciw wobec apartheidu) RPA zyskał status megagwiazdy. Film Malika Bendjelloula dzieli się na dwie części – początkowo fani i dziennikarze z Afryki poszukują prawdy o muzyku i chcą zbadać wszystkie możliwe tropy, zaś część druga... Nie będę zdradzał. Obraz to optymistyczny, dobrze się go ogląda, a sympatycy klasycznych folkowo-rockowych kompozycji sprzed lat będą wniebowzięci. Choć muszę przyznać, że po tym całym zachwycie spodziewałem się czegoś jeszcze lepszego.
Moja ocena: 8/10