autor: Michał Pajda
Star Wars: Knights of the Old Republic.... Granie na małym ekranie – w co grać na laptopie?
Spis treści
Star Wars: Knights of the Old Republic...
...dla tych, w których Moc jest silna
Zestawieniu przyświeca Hitchcockowska zasada głosząca, że „najpierw powinno być trzęsienie ziemi, a potem napięcie ma nieprzerwanie rosnąć” – wybór pierwszej produkcji zatem raczej nikogo nie zdziwi. Mowa o klasyce gier RPG osadzonej w uniwersum Gwiezdnych wojen, której reedycja byłaby ziszczeniem nie tylko moich najskrytszych fantazji – Knights of the Old Republic (dla przyjaciół KotOR) z 2003 roku.
Ząb czasu nie zdołał zaszkodzić leciwemu dziełu BioWare, a nawiązanie z nim ponownego romansu – szczególnie w obliczu pełnego wodotrysków przeciętniaka, jakim okazało się Star Wars: Battlefront – pokazuje, że Moc jest w nim wciąż silna i nie zależy wyłącznie od grafiki wyginającej z zachwytu kolana w drugą stronę. Bez wątpienia najjaśniejszymi punktami KotOR-a są fabuła przeplatana nieustannymi zwrotami akcji oraz wygodna mechanika, pozwalająca na pojedynki, które mimo delikatnego zabarwienia strategicznego nie utraciły dynamiki charakteryzującej walki z filmów George’a Lucasa.
Jak sama gra sprawuje się na stareńkim laptopie? Kapitalnie. Przede wszystkim zaskoczeniem było dla mnie uruchomienie KotOR-a, który przy mojej specyfikacji sprzętowej automatycznie zastosował niskie ustawienia graficzne. Bezpośrednio w grze ucieszyła mnie również liczba 28–30 klatek na sekundę, jednak ekstazę przystopowała pierwsza walka – podczas starć liczba FPS spada drastycznie, do 10–15 klatek na sekundę. Nie jest to jednak aż tak dotkliwe ze względu na fakt, że główną część każdej bitki stanowi planowanie kolejnych ataków w menu aktywnej pauzy.
Co ciekawe, w żaden sposób na zabawę nie wpłynęło odpalenie gry na najwyższych ustawieniach graficznych (z uwzględnieniem nie tylko filtrowania anizotropowego czy synchronizacji pionowej, ale również tak „zaawansowanych” opcji jak generowanie cieni oraz trawy). Liczba klatek pozostawała taka sama jak w przypadku najniższej konfiguracji, zarówno w trakcie starć, jak i eksploracji kolejnych rejonów mapy.
Wniosek jest więc prosty – nie wypada zignorować KotOR-a, jeśli można go uruchomić na niemal każdym sprzęcie i da się w niego grać bez bólu zębów. To pozycja obowiązkowa, szczególnie dla tych, którzy na podorędziu nie mają mocarnej maszyny, zdolnej sprostać najnowszym tytułom na rynku.