autor: Michał Pajda
Mirror’s Edge.... Granie na małym ekranie – w co grać na laptopie?
Spis treści
Mirror’s Edge...
...dla tych, którzy skaczą i biegają
Wbrew pozorom nie ma tutaj żadnego lokowania produktu, jakim w przestrzeni internetowej jest moja niewątpliwie skromna osoba (i żadna moja krawędź nie ucierpiała podczas powstawania tego artykułu). Mirror’s Edge z 2008 roku, za stworzenie którego odpowiada Electronic Arts, można opisać wieloma przymiotnikami o pozytywnym wydźwięku. Z pewnością była to produkcja prekursorska (jedna z pierwszych dojrzałych prób podejścia do tematu parkouru w grach wideo) i świeża zarówno pod względem modelu rozgrywki, jak i niecodziennej oprawy graficznej, bazującej na jaskrawej tonacji czterech kolorów przewodnich – bieli, błękitu, czerwieni i pomarańczu.
„Krawędź lustra” – i towarzysząca jej wizjonerska koncepcja zabawy w bieganie, skakanie oraz obezwładnianie oponentów – była jednak doświadczeniem unikatowym, co potwierdził sequel o podtytule Catalyst, porównywany z poprzednikiem niemal w każdej recenzji z niekorzyścią dla siebie. Mirror’s Edge – a raczej jego uruchomienie na moim sprzęcie – to największe pozytywne zaskoczenie tego zestawienia. Co więcej – da się w to grać!
Sformułowanie „da się” nie jest tu jednak przypadkowe. Przy najniższych ustawieniach graficznych (w tym najniższych detalach tekstur oraz wyłączonych anti-aliasingu, wsparciu fizyki i synchronizacji pionowej) na moim laptopie grałem w 14 klatkach na sekundę na otwartych przestrzeniach i do 18 klatek we wnętrzach.
Opcja ta nie jest więc z pewnością satysfakcjonująca dla osób wychowanych na nowym Counter-Strike’u odpalanym przy 300 FPS. Jednak posiadacze słabszego sprzętu, przyzwyczajeni do klatkarzu na poziomie 20 obrazków w sekundzie rozgrywki, mogą liczyć na parę godzin niezgorszej zabawy. Osiągi te z pewnością będą większe na laptopie ze starą, ale niezintegrowaną kartą graficzną.