84. Paper Mario: The Thousand-Year Door. Ranking 100 najlepszych gier RPG w historii
Spis treści
84. Paper Mario: The Thousand-Year Door
Co może robić Mario? Wiadomo, biegać, skakać, zbierać monety, względnie prowadzić gokart i prać po uśmiechniętych buźkach swoich kolorowych kolegów. Mało kto zdaje sobie sprawę, że najsławniejszy hydraulik wszech czasów potrafił kiedyś także nabijać levele. „Tysiącletnie Drzwi”, wydane w 2004 roku na GameCube’a, na pozór mogą wyglądać jak „zwykłe” platformowe Mario, ale różnice objawiają się z całą mocą, gdy nadchodzi spotkanie z przeciwnikiem. Co prawda, wąsaty idol Japończyków nadal skacze adwersarzom po głowach, ale tym razem robi to w turach. Oryginalna w The Thousand-Year Door jest także stylistyka, łącząca płaskie (papierowe) postacie z trójwymiarowym otoczeniem.
Wyciągnięte z forum
Najlepsza gra z serii Mario jaką grałem, miazga!! - Kazuya_3
83. Fable II
Cofnijmy się do końcówki epoki, w której pomysły Petera Molyneux jeszcze były na wagę złota, a składane przez niego obietnice rewolucyjności miały wciąż jako takie pokrycie w rzeczywistości. Po pierwszym Fable, które było objawieniem (więcej o nim na kolejnych stronach), mieliśmy doznać kolejnego szoku przy okazji sequela. I faktycznie, w 2008 roku Lionhead Studios rozwinęło oryginał w niesamowitym stopniu, dostarczając nam prawdopodobnie najlepszy baśniowy symulator bohatera… nie licząc poprzedniej części. Szkoda tylko, że owa symulacja nie okazała się trochę dłuższa i minimalnie bardziej wymagająca dla doświadczonych graczy.
82. Ultima IV: Quest of the Avatar
Jaką wartość miałby ten ranking, gdybyśmy pominęli w nim lata 80. XX wieku i dorobek Richarda „Lorda Britisha” Garriotta? Ultima IV z 1985 roku wyprowadziła serię z ciemnych lochów pełnych sieczenia i rąbania, wprowadzając ją ścieżkę, na której liczyć miała się przede wszystkim fabuła. A nie była to fabuła byle jaka – zamiast Wielkiego Złego do wykończenia scenarzyści postawili przed nami problem pozyskania ośmiu cnót, by stać się tytułowym Avatarem. Co więcej, nawet po jednorazowym zdobyciu cnoty nadal można było ją stracić za niewłaściwe uczynki w toku „zwykłej” przygody. A wiecie, co jest najlepsze? Ultimę IV przez cały czas można dostać za darmo na GOG.com.
81. Final Fantasy IX
„Ostatnia Fantazja” po raz drugi. Jeśli „dwunastka” była pożegnaniem z PlayStation 2, tak „dziewiątkę” można uznać za formę rozstania serii z konsolą Sony poprzedniej generacji. I było to rozstanie nie mniej godne niż to poprzednio opisane. Choć nie brzmi to jak najlepsza referencja dla gry cRPG, to tym, co zapadło nam w pamięć najbardziej w tej pozycji, była chyba oprawa graficzna – deweloperzy wyżyłowali pierwsze PlayStation do granic możliwości. A fabuła, bohaterowie, system walki, rozwój postaci i reszta mechanizmów rozgrywki? Też na jak najwyższym poziomie – to w końcu wciąż Final Fantasy, i to jedno z najlepszych.
80. Eye of the Beholder II: The Legend of Darkmoon
Choć współczesnemu graczowi łatwo o tym zapomnieć, system Dungeons & Dragons w grach wideo to nie tylko Baldury i Neverwintery. Produkcje oparte na „DeDekach” zaczęły pojawiać się na wiele lat wstecz, a jedną z najlepszych spośród nich jest właśnie Eye of the Beholder II z 1991 roku – dzieło studia Westwood, które w połowie lat 90. zasłynęło jako ojcowie gatunku RTS. Oto klasyczny dungeon crawler z widokiem FPP, który utkwił nam w pamięci nie tylko jako wspaniała przygoda, ale również próba cierpliwości i wytrwałości. Diabelnie trudne walki i niemożność ukończenia kampanii przez brak złodzieja w drużynie pewnie niektórym do dziś śnią się po nocach.
79. Crisis Core: Final Fantasy VII
Jak wiadomo, obecnie seria Final Fantasy to nie tylko klasyczne jRPG-i, ale również produkcje dryfujące w kierunku bardziej swobodnej akcji, uwolnionej od podziału na tury, prowadzenia całej drużyny, nadmiaru statystyk etc. Jedną z pierwszych takich gier było Crisis Core: Final Fantasy VII – nastawiony na dynamiczne starcia prequel kultowego Final Fantasy VII, wydany w 2008 roku na PSP. Podobnie jak w przypadku poprzednio opisywanego Final Fantasy, mocną stroną Crisis Core była sfera audiowizualna – zarówno oprawa właściwej rozgrywki, jak i filmowe przerywniki (CGI). Poza tym gra zebrała pochwały głównie za fabułę i innowacyjny system walki.
78. Stonekeep
Stonekeep to Duke Nukem Forever swoich czasów – tytuł powinien był ukazać się u progu lat 90. i walczyć o prymat wśród dungeon crawlerów z serią Eye of the Beholder, a tymczasem „troszkę” się poślizgnął i przyszedł na świat dopiero w 1995 roku. Całe szczęście nie wpłynęło to negatywnie na jakość gry. Stonekeep zdołał zdobyć popularność choćby dzięki swojej oprawie audiowizualnej – warto wspomnieć scenki z udziałem żywych aktorów, płynne przejścia w ruchu i ładne animacje. Gdyby podwyższyć jej rozdzielczość i podrasować efekty, ta gra mogłaby wyglądać okazale nawet dziś.
77. Risen
Idę o zakład, że gdyby Piranha Bytes nie wzięła rozwodu z JoWood i zamiast Risena w 2009 roku wypuściła Gothika 4, niniejszą grę prezentowalibyśmy Wam na znacznie wyższej lokacie. Bo sami powiedzcie, czego, co powinno znaleźć się w Gothiku, zabrakło w Risenie? Chyba tylko nazw geograficznych i „prawdziwego” Bezimiennego. Reszta była na swoim miejscu – mało sympatyczny, ale świetnie skonstruowany świat, fabuła napędzana przez system frakcji, a nawet specyficzna toporność sfery technicznej gry.
76. Persona 3
Jeśli nie jesteście miłośnikami mangi, a zwłaszcza takiej, w której młodzi ludzie wiodą podwójne życie, na co dzień spotykając się w szkole, a nocami włócząc się po dziwnych miejscach i walcząc z siłami ciemności, możecie obejść Personę 3 szerokim łukiem. Jeśli to Was nie zniechęciło, dodam jeszcze, że owi nastolatkowie zachowują się jak emo, gdyż korzystają w walce z pomocy demonów, które przyzywają, raz po raz strzelając sobie w skroń... Nadal tu jesteście? Cóż, w takim razie przedstawiam Wam kolejnego świetnego jRPG-a, wydanego po raz pierwszy w 2007 roku na PlayStation 2 – pomysłowe połączenie Bully z Final Fantasy, z przyjemnym systemem walki i ciekawą mechaniką „społecznościową”.
Wyciągnięte z forum
Gra jest równie chora, dziwna i idiotyczna (!) jak miażdżąca i ciekawa. Co prawda nie wiem nadal czemu personę uwalnia się strzałem w głowę ale gra wymiata. Rewelacyjny system walki genialna fabuła no i długość gry... Jedyny minus to jej poziom trudności. Na poziomie łatwym gra jest prosta jak włos mongoła. - Lolerzz
75. Might and Magic VII: For Blood and Honor
Gdyby nie wydane na początku 2014 roku bardzo dobre Might & Magic X: Legacy, dziś prawdopodobnie niewielu graczy zdawałoby sobie sprawę z tego, że przed laty świat znany z megapopularnych „Hirołsów” oglądało się nie tylko z lotu ptaka, ale również oczami bohaterów – w cRPG-ach z serii Might and Magic właśnie. A wydana w 1999 roku „siódemka” jest spośród nich prawie najlepsza. Mamy tu duży i zróżnicowany świat do swobodnej eksploracji (i to nie skokowej, wbrew temu, co zrobiono we wspomnianej „dziesiątce”), krocie zadań do wykonania, no i trzymającą w napięciu fabułę. Dla tych, którzy nie mieli okazję zagrać – pora na przygodę.