42. Neverwinter Nights. Ranking 100 najlepszych gier RPG w historii
Spis treści
42. Neverwinter Nights
A tu mamy winowajcę, który zepchnął Icewind Dale II poza pierwszą pięćdziesiątkę – zastosowanie w Neverwinter Nights w 2002 roku grafiki w trzech wymiarach sprawiło, że gracze nie chcieli już więcej przeżywać przygód w Zapomnianych Krainach w rzucie izometrycznym. Jednak to nie grafika ani znakomity scenariusz czy sprawne przełożenie zasad trzeciej edycji D&D na cyfrowy grunt zadecydowały o wiekopomności tego dzieła BioWare. Jest to przede wszystkim zasługa niesamowitych możliwości, jakie dawało połączenie edytora i trybu multiplayer. Dla wielu graczy NWN to pierwsza gra, która pozwoliła rozgrywać sesje RPG z prawdziwego zdarzenia na ekranie monitora.
41. Pokemon (seria)
Gier powstałych na bazie „kieszonkowych potworów” jest tyle, że można byłoby napisać o nich książkę – albo przynajmniej sążnisty artykuł. Dlatego tutaj skupimy się przede wszystkim na odsłonach Gold i Silver, wydanych na Game Boy Color w 1999 roku. Co prawda, wszystkie główne gry serii polegają z grubsza na tym samym – kolekcjonowaniu potworów i toczeniu przy ich użyciu turowych walk na drodze po tytuł mistrza trenerów – jednak to właśnie czas wydania Pokemonów na GBC uznaje się za moment, w którym marka przypieczętowała swoją pozycję na rynku. Dziesiątki milionów sprzedanych egzemplarzy – to robi wrażenie.
40. Icewind Dale
Zastanawiacie się może, co Icewind Dale robi tak wysoko, skoro kilka stron temu opisywałem jego kontynuację jako „więcej i lepiej”. Cóż, Icewind Dale II dopadło coś, co można nazwać dziejowym niefartem – gra nie trafiła w swoją epokę, przez co w pamięci została nam jako produkt nieco przestarzały, nie dotrzymujący kroku postępowemu Neverwinter Nights. A „jedynka”? Wspomnienia i nostalgia na całego! Wprowadzeni do Doliny Lodowego Wichru po raz pierwszy, nie myśleliśmy o tym, ile było hack’n’slasha w tym cRPG-u i czy było go za dużo. Po prostu szliśmy przed siebie, chłonąc klimat i raz po raz otrząsając się z urojonego zimna. Na marginesie, Brian Fargo w jednym z wywiadów przyznał, że to właśnie Icewind Dale jest jego ulubioną grą ze złotej epoki Interplay!
39. The Bard’s Tale (trylogia)
Powyższy tytuł jest nieco problematyczny, więc wyjaśnijmy sobie sprawę – mowa tu jest nie o izometrycznym RPG akcji z 2004 roku (który to, choć zabawny i sympatyczny, do rankingu RPG-ów nijak nie przystaje), lecz przodku tejże produkcji... a nawet trzech jej przodkach, stworzonych przez sławne Interplay (z nie mniej sławnym Brianem Fargo na czele) w drugiej połowie lat 80. W odróżnieniu od marnotrawnego potomka, „seniorzy” serii stanowili gry inspirowane cyklem Wizardry, czyli drużynowe cRPG z widokiem FPP, klasycznym światem fantasy i turowym systemem walki. „Opowieści Barda” w swoim czasie (czyli na przełomie lat 80. i 90.) zachwycały grafiką... i wszystkim innym, czym gry fabularne mogły zachwycać.
38. Undertale
A oto bodaj największa spośród najmniejszych gier 2015 roku. Tak, tak, 2015, a nie 1985 – nie poprzestawiały nam się cyferki, wbrew temu, co może sugerować grafika tej produkcji (oldskulowa niemal do bólu). Co takiego wielkiego jest w Undertale? Przywiązanie do detali, nagromadzenie smaczków, a przede wszystkim swoboda w podejmowaniu wyborów i kształtowaniu swojego podejścia do rozgrywki. Wrogowie czyhają na każdym kroku, ale żadnego nie trzeba zabijać – z każdym możesz porozmawiać, a nawet nawiązać głębszą relację. Oto gra, która może Wam zafundować RPG-owe katharsis. A najlepsze jest to, że za powstanie Undertale odpowiada w gruncie rzeczy jeden człowiek – Toby Fox.
37. Ni no Kuni
Ni no Kuni to w zasadzie dwie gry z jednym tytułem – mamy bowiem wersję na DS-a z 2010 roku i na PS3 z 2013 roku. Biorąc pod uwagę, że pierwsze z tych wydań nie trafiło poza Japonię, interesująca powinna być dla nas przede wszystkim edycja na konsolę Sony, opatrzona podtytułem Wrath of the White Witch – jakkolwiek obie wersje różnią się przede wszystkim grafiką i sterowaniem, a pozostałe cechy (z fabułą na czele) mają z grubsza wspólne. Wielkość Ni no Kuni tkwi w sentymentalnej podróży, jaką ta gra nam funduje – opowieść rodem z dzieciństwa, lecz podaną w dość „dorosłej” formie... No i okraszoną wspaniałymi animacjami legendarnego studia Ghibli.
36. Ultima Underworld: The Stygian Abyss
Gdyby nie Ultima Underworld, dziś nie byłoby Dooma, serii The Elder Scrolls ani wielu innych gier. No dobra, takie stwierdzenie to może przesada, ale możemy być niemal pewni, że bez dzieła Paula Neuratha produkcje te wyglądałyby inaczej. Wydana w 1992 roku Ultima Underworld jest bowiem jedną z pierwszych gier, które zaoferowały grafikę 3D z prawdziwego zdarzenia – w połączeniu ze świetnym klimatem i nieliniową konstrukcją świata dało to niespotykane dotąd poczucie immersji. Wystarczy zresztą przypomnieć, że zachwycony prototypem Richard Garriott zaproponował Neurathowi osadzenie gry w świecie Ultimy, by zrozumieć, że mamy do czynienia z grą nie byle jakiej klasy.
35. Akalabeth: World of Doom
Wychwaliliśmy już w tym rankingu rozmaite klasyki, ale czas najwyższy oddać honor grze, bez której nie byłoby wielu z nich – z serią Ultima na czele. Mowa jest tu bowiem o pierwszym, samodzielnym dziele Richarda Garriotta, stworzonym w 1979 roku, kiedy to Lord British był jeszcze nastolatkiem. Z tego względu Akalabeth nie należy do najbardziej imponujących gier, jeżeli chodzi o fabułę czy dopracowanie rozgrywki, jednak jako dzieło jednego człowieka może budzić szacunek. No i jest to pierwsza gra, w której zastosowano widok FPP! Dlatego to właśnie „Świat Zagłady”, a nie popularniejsze u progu lat 80. Wizardry, otrzymuje nasze wyróżnienie.
34. Dark Souls
Pot, krew, łzy i jeden wielki koszmar – to pierwsze, co przychodzi mi na myśl, kiedy przywołuje się Dark Souls. Wygląda na to, że Japończycy z From Software w 2011 roku stworzyli dzieło, które będzie wywierało silny wpływ na naszą kulturę jeszcze przez długi czas, nawet jeśli deweloperzy skończą z serią Souls po trzech odsłonach, by skupić się na grach innego rodzaju. Omawiane RPG akcji zafundowało nam zbyt silny „mózgotrzep” – zwłaszcza pecetowcom, zważywszy na jakość portu – byśmy byli w stanie łatwo zapomnieć o tym, co przeżyliśmy w Anor Londo, The Duke’s Archives czy Blighttown... Zwłaszcza w Blighttown.
33. Might and Magic VI: The Mandate of Heaven
Kiedy Might and Magic VI trafiało na rynek w 1998 roku, towarzyszyło mu hasło reklamowe: „Stań się świadkiem odrodzenia legendy”. W istocie The Mandate of Heaven zafundowało nie tylko odrodzenie, ale wręcz rewolucję serii. Objawiła się ona przede wszystkim implementacją pełnej swobody ruchu w całkowicie trójwymiarowym środowisku, co pociągnęło za sobą oddanie graczom świata o znacznie bardziej otwartej i okazałej konstrukcji. O tym, jak wielka jest to gra, niech świadczy choćby fakt, iż w upływie wirtualnego czasu twórcy uwzględnili nie tylko dni i tygodnie, ale także miesiące i lata, wliczając w to coroczne święta, a nawet... uszczuplające statystyki starzenie się bohaterów.
Wyciągnięte z forum
Gra jest po prostu genialna, nie mogę się oderwać od ponad tygodnia. Eksploracja daje ogromną frajdę, podziemia są bardzo dobrze przemyślane (świetne zagadki), poziom trudności dobrze wyważony - nie jest bardzo trudno, ale jeden większy błąd i drużyna leży. Polecam absolutnie każdemu kto lubi cRPG. - Amadeusz ^^
32. The Elder Scrolls III: Morrowind
Fanów serii The Elder Scrolls można dziś podzielić na dwa obozy – zakochanych w Skyrimie modernistów oraz tradycjonalistów, którzy dadzą się rozstrzelać za Morrowinda (z Obliviona oba zgrupowania na ogół jednakowo drwią). Która tendencja jest silniejsza w redakcji i wśród użytkowników? Cóż, Skyrima jeszcze tutaj nie spotkaliście, więc wniosek nasuwa się sam. Ale i tak zgadzamy się, że obie gry są wspaniałe – nawet jeśli skrycie podśmiewamy się z drewnianego modelu walki czy systemu dialogowego inspirowanego Wikipedią. W najmniejszym stopniu nie umniejsza to szacunku, jaki żywimy wobec wyspy Vvardenfell.
31. Final Fantasy VII
Abstrahując od jakości tej gry, Final Fantasy VII należy się miejsce w annałach choćby za to, w ilu kategoriach była pierwszym tytułem z serii – pierwszym wydanym oficjalnie w Europie, pierwszym przeniesionym na pecety i pierwszym, w którym zastosowano grafikę trójwymiarową. Nic dziwnego, że to właśnie „siódemka” jest często (ale nie zawsze, jak przekonacie się na następnej stronie) najcieplej wspominaną odsłoną Final Fantasy przez graczy starszej daty w naszych stronach. A o tym, jak wspaniałym jest dziełem, niech świadczy choćby to, że nie znajdziecie rankingu najbardziej łzawych momentów w grach bez obrazka przedstawiającego śmierć Aeris. Tyle lat po premierze to już chyba nie spoiler…
30. Mount & Blade: Warband
A oto druga i ostatnia gra w naszym zestawieniu, której realia bardziej adekwatnie opisuje słowo „historia” niż „fantastyka” – nawet jeśli akcja Mount & Blade: Warband toczy się w pseudo-średniowiecznym uniwersum. Jest to zarazem chyba jedyna produkcja, w której bohaterowi zaleca się mieć drużynę liczącą nie cztery czy sześć, ale przynajmniej czterdzieści lub sześćdziesiąt postaci, a aspiracją protagonisty na ogół nie jest uratowanie świata, lecz jego podbój – i nie to z żadnych wydumanych złych pobudek, a dla zwykłej polityki, żeby się „nachapać”. No i dochodzi wisienka na szczycie tortu, której nie mają pozostałe Mount & Blade’y – multiplayer na 64 osoby.
29. Demon’s Souls
Sytuacja z Demon’s Souls jest o tyle zabawna, że mimo iż mamy tu do czynienia z prekursorem Dark Souls (wydanym w 2009 roku), wielu graczy w naszym kraju sięgnęło po „Dusze Demona” dopiero po zapoznaniu się z drugą z wymienionych gier, nierzadko bezrefleksyjnie utyskując na ich słabszą jakość niż kontynuacji. Rzecz jasna, ta odwrócona kolejność bierze się z faktu, że pierwsza odsłona cyklu Souls była pozycją ekskluzywną na PlayStation 3, a dopiero druga trafiła na inne platformy, w tym PC. Skąd zatem taka a nie inna kolejność dzieł From Software w naszym rankingu? Cóż, po raz kolejny potwierdza się tutaj teza o niepowtarzalności pierwszego wrażenia. I pierwszego pośmiertnego szoku.
28. Mass Effect
Pojawienie się Mass Effect było jak uderzenie taranem w dogmaty rządzące tworzeniem gier cRPG – uderzenie, którego skutki odczuwamy do dziś. Mające już doświadczenie w kosmicznych przygodach dzięki pierwszemu KotOR-owi, w 2007 roku BioWare zabrało nas jeszcze raz na niezwykłą podróż między gwiazdy. Kanadyjski deweloper pokazał w ten sposób, że w fandomie podzielonym między Star Wars i Star Trek jest miejsce na jeszcze jedno oryginalne uniwersum science-fiction, a wśród gier RPG jest miejsce na uczciwy związek akcji z fabułą, który nie musi przynosić uszczerbku żadnemu z „kochanków”... No i pamiętajmy, że to właśnie Mass Effect obdarzył świat kołami dialogowymi.
27. Final Fantasy VI
Pamiętacie, jak na poprzedniej stronie mówiłem, że siódma część Final Fantasy nie dla każdego jest najlepszą odsłoną serii? Teraz już wiecie, co to znaczyło. Co prawda, „szóstka” w swojej pierwotnej formie – jako gra na SNES, wydana w 1994 roku – nigdy oficjalnie nie trafiła do Europy, ale dane nam było cieszyć się nią osiem lat później (czyli w czasach, gdy na „salonach” królowało Final Fantasy XI) w wersji na PSX. Rzecz jasna, cztery pozycje przewagi nie oznaczają, że FF VI jest znacznie lepsze od „siódemki” – obie te gry są przewspaniałe, a szósta odsłona po prostu troszkę góruje nad swoją następczynią.
26. Persona 4
Persona 4 to pozycja unikatowa nawet bardziej niż jej poprzedniczka. Nie tylko bowiem bardzo umiejętnie łączy elementy typowe dla gatunku jRPG z czynnikami cechującymi gry takie jak Bully czy The Sims, ale na dodatek została stworzona z myślą o PlayStation 2 w czasach, kiedy większość deweloperów porzuciła tę konsolę na rzecz jej następczyni. Było warto – Persona 4 to jedna z najwyżej ocenianych gier na PlayStation 2, ze średnią sięgającą 93% na GameRankings. Warto wspomnieć, że cztery lata później ta sama produkcja trafiła na PS Vitę w odświeżonej i usprawnionej wersji, opatrzonej podtytułem Golden.
25. Deus Ex
Dzieło Warrena Spectora, po wielu perypetiach ostatecznie zrealizowane w studiu Ion Storm w 2000 roku, ukazało nam realia do tej pory w grach niespotykane – Ziemię z niedalekiej przyszłości, zdominowaną przez strach przed terroryzmem – a do tego oglądane z perspektywy FPP. Deus Ex zapisał się w annałach również swobodą, jaką oferował wobec stawianych przed nami zadań – można było zarówno przekraść się gdzie trzeba, urządzić krwawą łaźnię albo zhakować systemy bezpieczeństwa. Czy to jeszcze RPG, czy już gra akcji? Skłaniamy się ku pierwszej opcji – wszak mamy tu rozwój postaci, dialogi, eksplorację, mnogość opcji prowadzenia rozgrywki oraz nacisk na fabułę nie mniejszy niż w Mass Effect.