Otwarcie Wrót Baldura i Valve na tronie - 10 najlepszych gier 1998 roku
W co jeszcze grało się w roku wydania pierwszej części Baldur’s Gate? Jak pisali o nich recenzenci w ówczesnych czasopismach o grach? Oto kolejna podróż do złotej ery gier w latach 90. – tym razem roku 1998.
Spis treści
Lata 90. to bez dwóch zdań złota era w historii gier komputerowych. Wtedy to jak grzyby po deszczy wyrastały nowe gatunki, rodziły się kultowe do dziś marki, a każdy kolejny tytuł przekraczał niemożliwą do przebicia, jak się wydawało, jakość oprawy graficznej. Niedawno wspominaliśmy dziesięć najlepszych – umownie – gier z 1997 roku. Powodem była premiera Diablo 4 – najnowszej części serii, której pierwsza odsłona zawitała na naszych komputerach właśnie w tamtym roku.
Ale zostawić wybiórczo tylko rok 1997 to jak nie docenić całej wybitnej reszty tytułów, które ukazały się nieco wcześniej czy później. Kontynuujemy więc naszą wyliczankę, trochę z kronikarskiego obowiązku, a trochę z analogicznej okazji kolejnej głośnej premiery tego lata. Niedawno wszak ponownie przyszło nam zebrać drużynę w niezwykle gorąco przyjętym Baldur’s Gate 3 – grze z cyklu, którego pierwsza część pojawiła się w grudniu 1998 roku. I jak można przypuszczać, wcale nie była to jedyna premiera ponadczasowego hitu w tym okresie.
Ponownie też spoglądamy na tamte „klasyki” nie tylko w formie prostej wyliczanki, ale przytaczając słowa z recenzji publikowanych w popularnych wtedy czasopismach drukowanych – głównym źródle najnowszych informacji o grach w naszym kraju. Jak je oceniano? Co o nich sądzono na gorąco – nie wiedząc jeszcze, że będą to tytuły, które okażą się kultowe? Wsiadamy do deloreana i ustawiamy rok 1998!
„Phhh... A gdzie niby jest...” – czyli honorowe wzmianki
Ponownie zachęcamy Was do podzielenia się w komentarzach swoimi wspomnieniami dotyczącymi gier z 1998 roku. Spośród wielu hitów, które albo były wtedy kolejnymi sequelami, albo okazały się w naszym kraju niezbyt popularne z powodu ograniczeń do danej platformy, wymienić należy m.in. te pozycje:
- The Legend of Zelda: Ocarina of Time – najwyżej oceniana gra 1998 roku według serwisu Metacritic (w naszym kraju raczej pominięta);
- Fallout 2 – równie genialny sequel postapokaliptycznego RPG, którego pierwszą odsłonę opisywaliśmy przy okazji hitów 1997 roku;
- Resident Evil 2 – prawdziwy król survival horrorów, poprawiający sporo niedociągnięć „jedynki” (w 1998 roku ukazał się tylko na PlayStation);
- Metal Gear Solid – kolejny przodek skradanek obok opisanego niżej Thiefa i czwarta gra z tej serii;
- Tomb Raider 3;
- Need for Speed 3;
- Banjo-Kazooie;
- Railroad Tycoon 2.
Half-Life – „najlepsza gra akcji tego roku”
Data premiery: 19 listopada 1998
Producent: Valve
Gatunek: gra akcji FPP
Platforma: PC Windows (1998)
Half-Life to uderzenie prosto w oczy dla tych, którzy twierdzą, że rzeź 3D nie wymaga fabuły. Ludzie z Valve zakupili od id Software licencję na engine Quake’a II, zmodyfikowali go i dzięki temu cały swój geniusz mogli poświęcić grze jako takiej – jej fabule, konstrukcji misji i „produkcji” ton nowej grafiki. Efekt jest fantastyczny. To sen każdego gracza: być naprawdę TAM, spędzić TAM trochę życia, zostawić TAM duszę. TAM – w świecie po drugiej stronie monitora.
[...]
Czy poruszasz się w magazynach amunicji, w wyrafinowanych kompleksach laboratoriów, czy w przepięknym, rozległym planerze; czy pływasz w radioaktywnej wodzie, czy idziesz sobie przedziwnymi, obcymi światami – na każdym kroku musisz sobie przypominać, że prawdziwa RZECZYWISTOŚĆ jest TU, na krześle, na którym się właśnie zmoczyłeś, a nie TAM – po drugiej stronie monitora. Wszystko wydaje się tak prawdziwe, że zaczynasz mieć problemy z określeniem, do jakiego świata właściwie należysz.
Trzeba powiedzieć to wprost, żeby nie grzęznąć później w niezdrowych pajęczynach polemik i wyjaśnień: Half-Life to bez cienia wątpliwości najlepsza gra akcji tego roku i jeżeli ktoś twierdzi coś innego, to albo jest skończonym wariatem, albo nas – wiernych – chce wyprowadzić z naszego lodowatego spokoju.
Recenzja gry Half-Life, „Secret Service” nr 63, ocena 9/10
W 1998 roku fabuła w strzelankach FPP nie była jeszcze czymś powszechnym. Zdarzyły się wcześniej rodzynki w postaci System Shocka lub Terminatora: Future Shocka, ale generalnie graczom wystarczyła spluwa i tony mobków do odstrzelenia, co znakomicie sprawdzało się w Doomach, Quake’ach, Duke Nukemie 3D oraz ich licznych klonach. I wtedy pojawił się on – Half-Life – wcale nie na biało, tylko z intrem, w którym nie padał żaden strzał. Leniwa podróż Gordona Freemana kolejką hipnotyzowała! Nie było w niej wiele akcji, ale za to kładła solidne fundamenty immersji i klimatu, które później pozwalały dosłownie wczuć się w Gordona i przenieść w pełni do świata gry, co tak mocno akcentował recenzent „Secret Service’u”.
To właśnie przerywniki filmowe stworzone na silniku gry i zintegrowane płynnie z rozgrywką, zamiast zwyczajowych, prerenderowanych wstawek, potęgowały tę immersję. HL zachwycał przy tym oprawą graficzną – pamiętam, że pierwszy raz zobaczyłem go u kolegi, zatwardziałego amigowca, który przesiadł się na nowego peceta po części właśnie dla Half-Life’a. Obejrzenie przejażdżki Gordona na siedemnastocalowym monitorze CRT i w płynnych klatkach przebijało wszystko, co do tej pory widziało się w grach. Kultową pozycję tej marki przypieczętował nie mniej genialny sequel, ale pierwsza część przeszła do historii jako jedna z najlepszych i najbardziej wpływowych gier wszech czasów.