Najlepsze seriale animowane dla dzieci i dorosłych dzieci
Zdradzę Wam sekret. Tak naprawdę wszyscy jesteśmy dziećmi. I dobrze nam z tym. Dlatego dziś zrzucamy maski powagi, by porozmawiać o serialach animowanych – tych najbardziej uniwersalnych. Oto dziesięć, które uważam za najlepsze.
Spis treści
duckSeriale animowane mocno ewoluowały od ubiegłego wieku. Dawniej miały służyć sprzedawaniu zabawek (Transformers), okazjonalnie opowiadały niesamowite historie (rewolucyjne Batman The Animated Series) albo stanowiły ciekawy przykład efektów spożywania środków niedozwolonych (Motomyszy z Marsa). Twórcy odeszli jednak od klepania reklamówek i chaotycznych fabuł. Coraz częściej dostajemy dojrzałe tematycznie i konstrukcyjnie produkcje, które poza tym, że są animowane, od regularnych seriali różnią się tylko tym, że niektóre kwestie przedstawiają mniej dosłownie. A i tak często bywają zabawniejsze. Ponieważ takich animacji powstało bez liku, ograniczyłem się do pozycji, które pojawiły się po 2001 roku.
NIESPODZIANKA NA KOŃCU
W swoich zestawieniach często prezentuję gry w kolejności raczej przypadkowej, podyktowanej różnorodnością i przyjemnością czytania. Tym razem jednak na samym końcu czeka bezapelacyjny król, którego mogliście się nie spodziewać.
A KRESKÓWKI DLA DOROSŁYCH?
A gdzie Rick, Simpsonowie, BoJack Horseman? Tym razem postawiłem na animacje bez konkretnej kategorii wiekowej. Poza tym już o tym pisaliśmy. Zainteresowanych animacjami dla dorosłych odsyłam do rankingu Czarnego Wilka sprzed kilku miesięcy.
Wodogrzmoty Małe (Gravity Falls)
- Gdzie obejrzeć? Netflix, Disney XD
- Konwencja: mystery, przygoda, komedia
Każde pokolenie powinno mieć swój mały wielki strach. Horror, który przeraża, ale tylko trochę. Który bardziej niepokoi, intryguje i przyciąga przed ekran. Jak Stranger Things. Jak Z archiwum X czy Miasteczko Twin Peaks (u nas w zbliżone klimaty celuje też chociażby Alan Wake czy Night in the Woods). Nikt jednak nie powiedział, że w podobnej kategorii wagowej nie może wystartować serial animowany. Wodogrzmo... nie, przepraszam, nie. Gravity Falls to wielki ukłon w stronę seriali grozy, a przy tym świetna autonomiczna historia oparta na znanej poetyce. Co ciekawe, za serial ten odpowiada Disney.
Jest taka teoria, że dzieciaki ze strachami trzeba oswajać, a nie od nich odcinać. Stąd w latach 80. tryumfy święciły też Gremliny, Goonies, Monster Squad, a potem chociażby cykl R. L. Stine’a Gęsia skórka. Gravity Falls to owoc podobnego toku myślenia. Niepokoi, intryguje, ale to wciąż i przede wszystkim zabawna, wciągająca animacja.
Poznajemy młode rodzeństwo – Dippera i Mabel Pines. Zostają oni wysłani do małego miasteczka w stanie Oregon, tytułowego Gravity Falls. Mają mieszkać u wujka, który prowadzi muzeum. Szybko jednak okazuje się, że mieścina kryje mnóstwo tajemnic, a na każdym kroku można natrafić na niewyjaśnione, paranormalne zjawiska.
Obyczajowo-szkolne wątki mieszają się tu z tymi nadnaturalnymi, nawiązaniami do klasyki grozy i historiami o owych niepozornych miasteczkach, z których – jak już raz tam trafimy – ciężko się wydostać, bo wpadliśmy w sidła mocy przekraczających ludzkie pojmowanie. Serial bawi się konwencją, nawiązuje do wspomnianych wcześniej produkcji, a przy tym sprawnie snuje historię rodzeństwa wchodzącego w tę nietuzinkową społeczność. Humor, akcja, strach i trochę dziwności rodem z Lyncha. Czego chcieć więcej?