The Legend of Zelda: Breath of the Wild – miejsce nr 14. GRY DEKADY. CZĘŚĆ 2. – ranking redakcji
Spis treści
The Legend of Zelda: Breath of the Wild – miejsce nr 14
- Gatunek: przygodowa gra akcji
- Data premiery: marzec 2017
- Platformy: Switch, WiiU
Dlaczego w tę grę po prostu trzeba zagrać?
Bo gracz jest tu podróżnikiem, odkrywcą, teoretykiem idei, praktykiem jej wykorzystania, czarodziejem wyobraźni i bohaterskim rycerzem w jednym. Brzmi jak survival, ale tak nie jest. Gry z serii The Legend of Zelda zawsze były obietnicami przygody, co potwierdza się i tym razem.
Przemysław Zamęcki
Czasem, bardzo rzadko, zdarzają się gry, które mają moc w pojedynkę zadecydować o sukcesie konsoli. Tak też było z The Legend of Zelda: Breath of the Wild – najnowszą odsłoną kultowej serii o przygodach Linka, dla której w 2017 roku ludzie masowo rzucili się do sklepów na jeszcze świeżą wówczas nową konsolę Nintendo – Switcha. I to nawet pomimo faktu, że ta sama gra została wydana również na poprzednią konsolę „czerwonych”, Wii U.
Skąd ten szał? Nintendo postanowiło wziąć przykład z konkurencji i stworzyć przygodową grę akcji w otwartym świecie, ale do tematu podeszło w charakterystycznym dla siebie, unikatowym stylu. W efekcie zredefiniowało sandboksa na nowo, serwując grę oferującą bez reszty wciągający i zachęcający do poznawania na własne sposoby i we własnym tempie świat. Od nas zależało co, jak i w jakiej kolejności będziemy robić, a kolejne zakątki kolorowego, kreskówkowego Hyrule kryły dziesiątki interesujących sekretów, na które musieliśmy trafić sami – gra nie traktowała nas jak idiotów i nie prowadziła wszędzie znacznikami.
- Więcej o grze The Legend of Zelda: Breath of the Wild
- Recenzja gry The Legend of Zelda: Breath of the Wild – sandbox wymyślony na nowo
Dark Souls – miejsce nr 13
- Gatunek: soulslike
- Data premiery: wrzesień 2011
- Platformy: PC, PS4, XOne, Switch, PS3, X360
Dlaczego w tę grę po prostu trzeba zagrać?
W erze gier obliczanych przede wszystkim na przystępność Dark Souls odważnie stawia na poniewieranie graczem – a wszystko po to, by po pewnym czasie dostarczyć to obłędnie satysfakcjonujące poczucie nieustającego bycia w czymś coraz lepszym.
Jakub Mirowski
Z każdym kolejnym rokiem gry stają się coraz bardziej masową rozrywką i te największe tytuły projektowane są tak, by trafiać w gusta jak najszerszego grona odbiorców. Oznacza to m.in. szeroko zakrojoną przystępność oraz niski poziom trudności – kiedy w grę wchodzą miliony sprzedanych egzemplarzy, nie można sobie przecież pozwolić na to, by dany tytuł kogoś sfrustrował, okazując się za ciężkim do przejścia. Podejście to coraz bardziej drażniło zaprawionych w boju graczy, którym z roku na rok coraz trudniej było znaleźć w segmencie wysokobudżetowym pozycję oferującą satysfakcjonujący poziom trudności.
I wtedy na scenę wkroczyło FromSoftware, całe na ciemno. I zignorowało masowego odbiorcę, dając hardcore’owcom to, czego tak pragnęli – wyzwanie. Trudne, ale sprawiedliwe walki, do których trzeba podchodzić wielokrotnie, często ginąć i wyciągać wnioski z porażek, by przeć dalej. Doznanie było odświeżające. Zwłaszcza że towarzyszyły mu klimatyczne lokacje, świetny design przeciwników oraz intrygująca opowieść, którą należało samodzielnie składać do kupy z porozrzucanych po świecie gry strzępów informacji. Dark Souls (a wcześniej Demon’s Souls, ale ten tytuł ze względu na dostępność wyłącznie na PS3 nie zdołał się równie mocno wybić) nie dość, że zachwyciło graczy, to na dodatek udowodniło producentom, iż warto czasem odpuścić próbę zadowolenia wszystkich i skoncentrować się na konkretnym odbiorcy.
Mass Effect 3 – miejsce nr 12
- Gatunek: RPG akcji
- Data premiery: marzec 2012
- Platformy: PC, PS3, X360, WiiU
Dlaczego w tę grę po prostu trzeba zagrać?
Mass Effect 3 to zwieńczenie kosmicznej trylogii, które zamyka lata niebezpiecznych przygód z komandorem Shepardem. Nawet jeśli ostatecznie ktoś powie, że samo zakończenie trochę rozczarowuje, to chyba nie odmówisz Shepardowi pomocy w obronie Ziemi?
Michał „Elessar” Mańka
Każde medium ma swoją space operę. Filmy mają Gwiezdne wojny. Seriale Star Treka. Dla graczy sagą, która zdefiniowała opowieści o gwiezdnych podróżach i kosmicznych konfliktach, była trylogia Mass Effect. W 2012 roku poznaliśmy jej zwieńczenie w długo oczekiwanym Mass Effekcie 3. Zwieńczenie, przy debiucie którego nie obyło się bez kwasów – zaprezentowany przez BioWare finał był mocno rozczarowujący i wzbudził na tyle silne kontrowersje, że twórcy po jakimś czasie przygotowali jego bardziej rozbudowaną, nieco uspokajającą tłumy wersję.
O ile jednak sam koniec opowieści rodził pewne obiekcje, reszta gry budziła zachwyty. Trzecia część historii Sheparda przedstawiała ostatnie przygotowania oraz finalną konfrontację ze Żniwiarzami, zamykając budowane latami wątki. Tradycyjnie przychodziło nam podejmować trudne decyzje, eksplorować niezwykłe światy i toczyć widowiskowe walki, mające więcej wspólnego z grami akcji niż rasowymi RPG. Była to kolejna świetna odsłona wybitnego cyklu i z perspektywy czasu nawet owo zakończenie nie wywołuje już takiego niesmaku, zwłaszcza w porównaniu z zamieszaniem, jakiego narobiła następna część Mass Effecta, Andromeda.
- Więcej o grze Mass Effect 3
- Krwawe żniwa na Ziemi – recenzja gry Mass Effect 3
- Recenzja dodatku Extended Cut do gry Mass Effect 3 – czy warto było czekać na rozszerzone zakończenie?
NieR: Automata – miejsce nr 11
- Gatunek: jRPG
- Data premiery: luty 2017
- Platformy: PC, PS4, XOne
DLACZEGO W TĘ GRĘ PO PROSTU TRZEBA ZAGRAĆ?
Ponieważ jak żadna inna gra NieR: Automata zadaje brutalnie celne pytania o naturę ludzkości i sens istnienia, kwestionując światopogląd gracza, przytłaczając trudnymi tematami i pomagając szukać na nie odpowiedzi. Ponieważ to najlepsza gra, w jaką kiedykolwiek grałem.
Michał „Czarny Wilk” Grygorcewicz
Do trzech razy sztuka? To wariant optymistyczny. Yoko Taro potrzebował aż czterech podejść, by swoimi niesamowitymi historiami zainteresować więcej niż niewielką niszę graczy. Faktem jest jednak, że poprzednie podejścia robiły, co mogły, by zachwycanie się opowieścią utrudniać – zarówno serii Drakengard, jak i pierwszemu NieR-owi można było bardzo wiele zarzucić w kwestii mechaniki rozgrywki. Dopiero Automata, w której mechanizmami zabawy zajęli się specjaliści od slasherów ze studia PlatinumGames, połączyła wybitny scenariusz z wciągającym gameplayem.
NieR: Automata zabiera nas do odległej przyszłości, w której inwazja obcych najeźdźców zdziesiątkowała ludzkość i zmusiła niedobitki do skrycia się na Księżycu. Wieki później o odzyskanie Błękitnej Planety toczy się wojna między walczącymi w imię ludzi androidami a broniącymi kosmitów maszynami. Gracze wcielają się w 2B – androidkę należącą do elitarnej grupy bojowej YoRHa. Tak przynajmniej sytuacja w świecie Automaty wygląda na pierwszy rzut oka, gdyż z czasem okazuje się, że nic nie jest tu takie, jak się wydaje, a pod kolejnymi warstwami kłamstw kryją są sekrety wywracające nasze pojmowanie tutejszej rzeczywistości do góry nogami.
Fabuła Automaty to pełne niesamowitych, druzgocących zwrotów akcji i przeraźliwie celnych rozważań filozoficznych dzieło sztuki. A dzięki kunsztowi PlatinumGames scenariusz otrzymał również godną mechanikę. Płynny, finezyjny system walki wprawnym graczom pozwala zmieniać starcia w przepiękny, pełen efektownych ataków i błyskawicznych uników balet śmierci, a mechaniki erpegowe pozwalają wciągnąć się w rozwijanie postaci. No i ta niesamowita, melancholijna muzyka, której nie da się porównać z udźwiękowianiem jakiejkolwiek innej gry!