18 czerwca 2019 roku – TeamFight Tactics w launcherze, czyli gra w grze. Punkty zwrotne w historii LoL-a
Spis treści
18 czerwca 2019 roku – TeamFight Tactics w launcherze, czyli gra w grze
Riot Games ostatnio zaszalało z ujawnianiem planów na przyszłość – w tym nowych gier. Zobaczyliśmy karciankę, strzelankę, a przez kilka filmików przewinął się nawet prototyp hack’n’slasha i bijatyki. Znając życie i branżę, takich eksperymentów w „laboratoriach” firmy powstało znacznie więcej. Zanim jednak pokazała ona światu te nowości, zapewne szykowane od lat, pojawił się sukces zupełnie spontaniczny – TeamFight Tactics. Zagrały w to miliony graczy, a kolejne miliony oglądały rozgrywki na Twitchu. W pierwszej dobie od premiery tryb ten pobił na tej platformie chociażby Fortnite’a i GTAV.
TFT to rozwinięcie idei, jaką znamy z DOT-y Autochess, niezwykle popularnego moda do konkurencyjnego przeboju Valve, DOT-y 2. Riot Games dostrzegło potencjał w rodzącym się gatunku i dobrze go wykorzystało. Rozgrywka łączy losowość karcianek oraz konieczność rozstawiania jednostek na planszy. Sami twórcy oryginalnego moda twierdzą zresztą, że inspirowali się madżongiem.
W grze kupujemy bohaterów z wylosowanej puli (dobrze znanych z LoL-a), a potem ustawiamy ich na planszy i posyłamy do boju z oddziałem przeciwnika. Starcie możemy jedynie obserwować – wszystko dzieje się tu automatycznie. Jeśli nasze „pionki” przegrają, tracimy punkty życia. Graczy w meczu jest ośmiu i co rundę są oni dobierani losowo w pary. Wygrywa ten, kto utrzyma się najdłużej przy życiu.
Pomiędzy rundami możemy postać dodać, wymienić lub ulepszyć już istniejącą, a trzy kopie tego samego bohatera łączą się w jednego dużego. Rozgrywka ma proste założenia, ale sporo głębi – i nawet jeśli RNG czasem frustruje, to jednak odbiorcy pozostają w większości niezrażeni. Efekt? TFT skusiło nowych graczy i zachęciło starych wyjadaczy, by znów odpalili aplikację Riot Games – gra uruchamia się bowiem z tego samego launchera co League of Legends. A skoro już tu jesteśmy, to może rundeczkę na starym, dobrym Summoner’s Rift?
OD AUTORA
Wiem, że wielu twierdzi, iż kiedyś ta gra była lepsza – pod pewnymi względami, jak np. balans w dżungli, pewnie tak – ale nie wyobrażam sobie teraz LoL-a bez tych wszystkich usprawnień. Bez obecnego Draft Picka. Bez nowego, przejrzystego systemu darmowych run. To właśnie jest magia tej produkcji. Niby zawsze lądujemy na tej samej mapie – a co sezon czeka nas spore zaskoczenie. Już wiemy, co Riot Games przygotowało na sezon 10, a co będzie dalej? Umieram z ciekawości. Tymczasem wracam na Summoner’s Rift...
Tekst powstał we współpracy z firmą Riot Games.