Ta jedna dziewczyna. Kto chodzi do kafejek internetowych w 2019 roku?
Spis treści
Ta jedna dziewczyna
Powód, dla którego tak mało dziewczyn przychodzi grać do kafejki, nie jest wcale jasny i oczywisty, ale ja przyczynę upatruję głównie w higienie i w tym – nie chcąc popadać w stereotypy – w jaki sposób (w moim prywatnym odczuciu!) grają kobiety.
Higiena. Wszystko tutaj – myszki, klawiatury, fotele, słuchawki, blat biurka – jest wielokrotnego użytku. Czasem może nawet zbyt wielokrotnego. Czy sama założyłabym te same słuchawki, które przede mną założyło kilkudziesięciu, a może i kilkuset innych osobników? W życiu. Że niemal połowa klientów nie myje rąk – to już wiemy. No i ta nieszczęsna toaleta, która po porannych wizytach klientów równie dobrze mogłaby implodować i zniknąć z powierzchni Ziemi – tak byłoby najlepiej dla nas wszystkich.
Przepraszam Was, drogie panie, jeśli poczujecie się dotknięte tym uogólnieniem, ale wydaje mi się, że kobiety wolą grać (ale i po prostu przebywać) w miejscach, w których mają względny komfort i jakąś tam prywatność. Niektóre lubią też przyjemne otoczenie. To wcale nie kobiece, a po prostu ludzkie. Sama nie ukrywam, że najlepiej gra mi się w domu, w piżamie lub „podomowym” przebraniu obdartusa, kiedy sama wybieram grę, mogę bez limitu wyzywać oraz kląć na wszystkich i wszystko i wiem, że usłyszą mnie ewentualnie tylko sąsiedzi zza ściany. Siedzieć mogę, jak mi się podoba, łazienkę mam całkiem przyjemną, a za niezdrowe jedzenie nie muszę płacić z marżą. Jako bonus raz na jakiś czas kot zasłania mi monitor albo, pac, łapą pomaga mi odstrzelić, kogo trzeba.
W kafejce tego nie ma. Jest za to ciemno i testosteronowo, a wybór gier jest ograniczony. O prywatności można zapomnieć, z kolei fotel gamingowy mocno utrudnia przybieranie wymyślnych pozycji.
Jest jednak ta jedna dziewczyna, która przychodzi tu grać. Nie, że z chłopakiem (bo takie sytuacje też niekiedy się zdarzają). Sama. Czasem z koleżanką. Gra godzinę, maksymalnie trzy, zawsze w LoL-a. I – powiem Wam – uwielbiam ją. Jest połączeniem wiecznego wkurzenia z niezależnością i nonkonformizmem. Nie dba o nic. Ciasno, męsko, ciemno, brudno – co z tego? Kiedy ją poznałam, w całym lokalu wolne były tylko dwa stanowiska, w tym jedno bodaj najgorsze, wciśnięte w kąt do granic możliwości. Nawet fotel nie odsuwał się od biurka wystarczająco daleko. Opowiedziałam jej, co ma do dyspozycji, i dodałam, że może lepiej nie to w kącie, że może lepiej to drugie. Zapytała wtedy:
A co jest z nim nie tak, nie wiem, obs*ane jest, czy co?
To była miłość od pierwszego wejrzenia.
Tak, ja wiem, to miał być tekst o charakterystycznych grupach klientów. Tyle że ta grupa (bądź co bądź reprezentująca połowę społeczeństwa) w przypadku „mojej” kafejki składa się właśnie z tej jednej osoby. Nie ma rady. Specyficzności też nie można jej odmówić.
Dla ścisłości dodam jeszcze tylko, że jestem pewna, iż grających kobiet podobnych do mojej klientki z pewnością jest więcej. Ja ich po prostu jeszcze nie spotkałam. A, i jeszcze to, że (jestem przekonana) wielu panów również woli grać w sposób opisany powyżej, ze wszystkimi wygodami i prywatnością. Czasem z kotem. Własne miejsce do grania to dla wielu sanktuarium. Świętość. I bardzo dobrze.
Nie da się graczy tak łatwo zaszufladkować.