Agresor-baranek. Kto chodzi do kafejek internetowych w 2019 roku?
Spis treści
Agresor-baranek
Agresor-baranek zwrócił moją uwagę w momencie, w którym w Stanach Zjednoczonych na nowo rozpętała się dyskusja o tym, jak to gry komputerowe mogą powodować agresję. Pamiętacie? Po kolejnych strzelaninach republikańscy politycy pojawili się w telewizji Fox i zrzucili całą winę za te akty terroryzmu nie na zaburzenia psychiczne, a na strzelanki. Całkowicie ignorując przy tym wyniki badań obalające ten mit. W branży się zagotowało, a Donald Trump zapowiedział zajęcie się kwestią gier. W końcu sprawa ucichła, a ja zaczęłam zauważać w pracy pewne tendencje stałych bywalców.
Klienci są różni. Jedni mili, drudzy nie. Mrukliwi, rozmowni, podrywający, chamscy. Niektórzy przychodzą i bezszelestnie, godzina za godziną, mordują w CSGO. Inni grają w słuchawkach z mikrofonem. I drą się wniebogłosy. Wszystko to słyszę. Nie są to zabawne przekleństwa. Nie, nie. To są całe wiązanki. Groźby karalne. Rzeczy, na które sama bym nie wpadła albo których rozumiem tylko fragmenty, bo są po ukraińsku. Z inwencją jest różnie – raz lepiej, raz gorzej. Zawsze jednak teksty te są pełne agresji i emocji. Osoby postronne reagują na to różnie, wypytują, co to za patologia tu przychodzi, co to za dziwaki, uzależnieni, nienormalni. Nie. To po prostu agresorzy-baranki.
Kiedy taki agresor-baranek skończy grać, przychodzi zapłacić i – uwierzcie mi – za każdym razem są to najuprzejmiejsi klienci w całym lokalu. Zawsze uśmiechnięci. Szczęśliwi. Świeżo wyżyci, jakby po katharsis. Do rany przyłóż.
Epilog: najgorsi klienci
Jest jeszcze jedna grupa. Najgorsza ze wszystkich. To ci, którzy nie odpowiadają na „dzień dobry”.