Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 24 grudnia 2003, 12:53

autor: Krzysztof Marcinkiewicz

Harry Potter Quidditch World Cup - recenzja gry

Kolejna gra osadzona w realiach znanych z książek i filmów opowiadających o przygodach adepta szkoły magii w Hogwarcie - Harrego Pottera. HP: Quidditch World Cup” jest grą sportową, w której możemy wziąć udział w zawodach znanych pod nazwą Quidditch.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Do tej pory gry spod znaku Harry’ego Pottera nie szczyciły się dobrą opinią. Jednak zgodnie z prawami rynku – nieważne, jaka jest gra, ważne, że jest markowana jednym z największych idoli dzieci ostatniej dekady. Gry były kiepskie, ale nie przeszkodziło to im sprzedać się w rewelacyjnych (także w Polsce) ilościach. O ile dzieci nie mogą narzekać, bo produkty spełniają ich oczekiwania, o tyle ze starszymi graczami sprawa jest nieco bardziej skomplikowana. Można było grać w Raymana, Kangurek Kao również cieszył młodzież i dorosłych, ale gry oparte na książkach „Harry Potter i Kamień Filozoficzny” i „Harry Potter i Komnata Tajemnic” to tytuły kompletnie dla nich niegrywalne. W polityce wydawniczej Electronic Arts coś się jednak zmieniło i o ile w połowie przyszłego roku na rynek wejdzie kolejna spłycona zręcznościówka dla najmłodszych: „Harry Potter i Więzień Azkabanu” (premiera filmu i gry przed wakacjami 2004), to już teraz na rynek wkroczyła Harry Potter: Quidditch World Cup.

Wróćmy do kwestii zmian w polityce wydawniczej Electronic Arts. Chodzi o to, że gry oparte stricte na licencji książek i zsynchronizowane z premierami kolejnych filmów o przygodach młodocianego czarodzieja, są skierowane dla dzieci. Sytuacja zmienia się, jeśli EA wykorzysta temat Pottera w grach niezwiązanych w samymi filmami. W ten sposób powstał omawiany dzisiaj tytuł. Jest to nic innego jak popularny wśród czarodziejów Hogwartu sport, który od początku do końca wymyśliła autorka Harry’ego J.K.Rowling. Żeby móc zacząć omawianie gry, niezbędna jest elementarna wiedza na temat Quidditcha. W przypadku gier opartych na mugolskich sportach, nikt nie zaprząta sobie głowy wyjaśnianiem reguł, gdyż są one powszechnie znane. Z Quidditchem jest nieco inaczej - tak naprawdę mało kto poza czytelnikami zna i rozumie reguły tej gry. Jestem też pewien, że nawet wśród fanów książek Rowling nie wszyscy zaprzątali sobie głowę wiedzą na temat Quidditcha. Stąd prosty wniosek, że owa gra skierowana jest przede wszystkim do hardcore’owych fanów Pottera. Reszta będzie musiała nauczyć się reguł, inaczej nici z wygranej.

A zasady wcale nie są tak proste, jak mogłoby się wydawać. Drużyny Quidditcha składają się tylko z siedmiu zawodników: trzech ścigających, dwóch pałkarzy, jednego obrońcy oraz jednego szukającego. Każdy z nich odgrywa w zespole bardzo ważną rolę, ale kluczowa należy właśnie do tego ostatniego. Oczywiście wszyscy latają na miotłach i wykonują mnóstwo akrobacji powietrznych, często ryzykownych i kończących się upadkami. Zadaniem ścigających jest przerzucenie kafla (czerwona kula wielkości piłki futbolowej) przez bramkę przeciwnej drużyny. Bramki umieszczone są na słupach o wysokości piętnastu metrów. Zdobycie gola gwarantuje drużynie 10 punktów. Przeciwko trzem ścigającym drużyna wystawia tylko jednego obrońcę. Aby nie było zbyt łatwo, po boisku fruwają czarne kule, których celem jest trafienie zawodnika i strącenie go z miotły, co jest równoznaczne z wykluczeniem go z meczu. Ochroną ścigających przed tymi kulami zajmuje się dwóch pałkarzy. Wreszcie szukający (to właśnie tę funkcję pełni w drużynie Griffindoru Harry Potter) – jego zadaniem jest złapanie złotego znicza, czyli niewielkiej piłeczki ze skrzydełkami, która fruwa jak szalona po całym boisku. Złapanie złotej piłeczki jest równoznaczne z wygraną meczu. Podczas gdy pozostała szóstka zawodników bierze udział w wyczerpującym pojedynku na boisku, szukający musi złapać piłkę nim zrobi to jego odpowiednik z przeciwnej drużyny. Złapanie znicza jest równoznaczne ze zdobyciem 150 punktów, a właśnie tyle jest potrzebne, aby wygrać mecz.

Zanim rozpoczniemy mistrzostwa w Quidditchu, bardzo zalecane jest ukończenie samouczka. Rozkłada on reguły tego sportu na czynniki pierwsze i w przystępny sposób umożliwia opanowanie mechaniki gry. To właśnie dzięki temu trybowi przestaje ona być skierowana głównie do hardcore’owych graczy. Nauczymy się więc posługiwać kaflem i to zarówno jeśli chodzi o podania do któregoś z dwóch pozostałych ścigających, jak i zdobywanie goli. Nauczymy się też, jak być dobrym szukającym. Samouczek, w przeciwieństwie do wielu innych tytułów, odgrywa w Quidditch World Cup bardzo ważną rolę. Bez jego ukończenia nie poznamy do końca reguł tego sportu, a co ważniejsze, nie będziemy wiedzieć, co nam wolno, a czego pod żadnym pozorem nie możemy zrobić. Kiedy już będziemy mieć za sobą takie szkolenie, to z czystym sumieniem przystępujemy do kolejnego etapu gry. Musimy zdecydować, który z domów znanych z książek i filmów chcemy poprowadzić do mistrzostwa świata. Do wyboru mamy więc wszystkie cztery drużyny Hogwartu, w tym Griffindor (w którym wcielić się możemy w samego Pottera) i Slytherin (gdzie funkcję szukającego pełni Draco Malfoy). Ale nie samym Hogwartem Quidditch żyje. Jak podtytuł gry wskazuje, chodzi w niej o mistrzostwa świata, więc nic dziwnego, że będziemy mogli poprowadzić reprezentacje wielu krajów w ich chęci zdobycia złotego medalu w tym sporcie. Do rywalizacji stanęły drużyny ze Stanów Zjednoczonych, Anglii, Francji, Niemiec, Japonii, Hiszpania, Australii, Bułgarii oraz drużyna nordycka. W zależności od tego, który z krajów widzielibyśmy w roli mistrza świata w Quidditchu możemy spróbować osiągnąć ten cel, prowadząc jego reprezentacje do boju.

Co prawda gra sygnowana jest marką Electronic Arts, ale nie ma zbyt wiele wspólnego z zaawansowanymi seriami sportowymi EA Sports. Nie spodziewajcie się więc rozbudowanych opcji, realizmu rozgrywki oraz wyczerpujących i taktycznych meczy. Nic z tych rzeczy. Quidditch World Cup od początku do końca stawia na akcję, adrenalinę i efekciarstwo. Trzeba też dodać, że gra została stworzona przede wszystkim z myślą o konsolach nowej generacji, zaś wersje pecetowa jest jedynie konwersją niezbędną do zabrania komputerowcom trochę pieniędzy z ich portfeli. Dlaczego o tym wspominam? Gry konsolowe, szczególnie te zręcznościowe, są dosyć specyficzne. Ten tytuł z serii Harry’ego Pottera wcale nie odbiega od schematu. Grę zaczynamy z podstawowymi możliwościami zawodników i z zablokowaną w ponad 90% merytoryką (o co tu chodzi? Nie ma takiego slowa, a nie wiem czym je zastapic) gry. Większość aren i specjalnych zagrań (o tym za chwilę) jest niedostępna, także większość bajerów i efektów specjalnych jest z początku gry zablokowana. Zdobywanie punktów i wygrywanie meczy gwarantuje nam odblokowanie kolejnych elementów gry. I tutaj pierwsza niespodzianka – w opisie reguł Quidditcha wspomniałem, że aby wygrać mecz trzeba zdobyć 150 punktów (tyle dostaje się za złapanie znicza). Jest możliwe (o ile jesteśmy dobrymi szukającymi), aby już w pierwszych dwóch minutach meczu zdobyć znicz i w ten sposób wygrać mecz. Jednak w ten sposób otrzymamy wymagane minimum punktów do wygranej. A co z drużynami, które rozgrywają mecze równolegle z nami? Jeśli one najpierw zdobędą trochę punktów strzelając bramki, a dopiero później złapią znicz, wówczas okaże się, że my zdobyliśmy 150 punktów, zaś oponenci np. 240.

W Quidditchu nie samo zwycięstwo się liczy, tu chodzi przede wszystkim o punkty. Kto ma ich najwięcej, ten jest prawdziwym mistrzem i przed nim otwierają się dodatkowe elementy gry. Zresztą na samym początku zabawy nie mamy nawet dostępu do kontroli dowolnego z zawodników z naszej drużyny. Musimy sobie na to zapracować. Z początku możemy kierować wyłącznie ścigającymi członkami zespołu, dopiero później wcielać się w kolejnych.

Jak na grę zręcznościową przystało, liczy się w niej akcja. Na początku zabawy nie możemy powiedzieć, że nasi zawodnicy dysponują specjalnie efektownymi umiejętnościami, a ich możliwości są raczej ubogie - oczywiście w porównaniu z tymi, jakimi gracz dysponuje pod koniec gry, kiedy uzyska dostęp do zablokowanych elementów Quidditch World Cup. Odblokowują się nie tylko nowe stadiony czy oponenci, ale także specjalne akcje, jakie możemy wykonywać naszymi zawodnikami podczas meczu. Już na początku gry nasi sportowcy są bardzo zwinni i silni. Umiejętna obsługa klawiatury i myszki sprawi, że będą oni wykonywać efektowne, często karkołomne akrobacje powietrzne. Szybkie podania i silne strzały (przytrzymanie przycisku spowoduje natężenie siły rzutu) to tylko niektóre z możliwości, jakie stoją przed nami otworem. Kombinacje klawiszy – które będziemy poznawać wraz z rozwojem mistrzostw i naszych osiągnięć – pozwolą na wykonywanie combosów, które jeszcze bardziej urozmaicą nam mecze. Do tego wszystkiego dodać trzeba, że kamera inteligentnie podąża za naszym zawodnikiem, dając nam zawsze dobrą perspektywę na to, co dzieje się naprzeciwko niego. W przeciwieństwie do znanych nam, mugolom, sportów w Quidditchu, wszystko rozgrywa się na trzech płaszczyznach – ścigający, pałkarze i szukający. Na boisku znajduje się czternastu zawodników, a każdy z nich podczas całego meczu ma ręce pełne roboty. Kiedy my sterujemy jednym z członków drużyny, reszta bierze udział w rozgrywce korzystając z algorytmów Sztucznej Inteligencji. Widok tego całego chaosu, jaki czasami ma miejsce na stadionie, robi wielkie wrażenie i nadaje rozgrywce dodatkowych rumieńców. Problem w tym, że czasami bardzo ciężko jest się w tym wszystkim odnaleźć i poprzez wizualne fajerwerki, których celem jest wprawienie gracza w zachwyt, możemy stracić kontrolę nad tym, co dzieje się na boisku. To zaś może nas kosztować parę punktów, jeśli nie przegraną całego meczu. Wiemy więc już, że mecze są bardzo chaotyczne i ferwor rywalizacji często sięga zenitu. Jeśli myślicie, że wszystko to rozgrywa się w tempie podobnym do Fify czy NBA Live, to jesteście w bardzo grubym błędzie. O ile w tamtych produkcjach na boisku nie dzieje się zbyt wiele i mecze częściej przypominają taktyczne pojedynki, to w Quidditch World Cup mamy do czynienia z dynamiką, z którą nie każdy może od razu dać sobie radę. Tutaj wszystko dzieje się błyskawicznie, nie ma miejsca na żółwie akcje. Szybkie podania, jeszcze szybsze zwody i przechwycenia, a wszystko to w połączeniu z unikami przed czarnymi kulami, które mają nas strącić. Doprawdy na stadionie dzieje się tyle rzeczy jednocześnie, że nie ma miejsca na odpoczynek czy planowanie jakichś bardziej skomplikowanych strategii. Tutaj liczy się pomysł oraz jego szybka realizacja. Adrenalina, zręczność, dynamika... po prostu Quidditch!

Czy trzeba czegoś więcej? Może gdyby nie udziecinnienie gry i odczucie, że to właśnie przede wszystkim dla nich tytuł ten został stworzony, starsi miłośnicy Pottera czuliby się bardziej usatysfakcjonowani. Problem z Quidditch World Cup polega na tym, że z jednej strony jest to gra wymagająca wielkiej spostrzegawczości i jeszcze większej zręczności, jakimi mało które dziecko może dysponować, z drugiej zaś uproszczenia mechaniki gry sprawiają, że tytuł staje się zbyt dziecinny dla młodzieży czy starszych graczy. Jeśli przymknąć oko na te rzeczy, to przy QWC można spędzić parę godzin dobrej zabawy. Pod warunkiem oczywiście, że lubi się efekciarstwo, na co postawił zespół Electronic Arts tworząc tę grę. Dużo zamieszania na stadionie, połączone z combosami (kłaniają się kombinacje klawiszy rodem z gier konsolowych), a także mnóstwem fajerwerków wizualnych, które potrafią szybko przeskoczyć od zachwytu do irytacji. Mocną stroną gry są jej niskie wymagania sprzętowe. QWC praktycznie funkcjonuje bez zarzutu już na procesorach P3 500, co w dzisiejszych czasach jest rzadko spotykane. Najmocniejszym atutem tytułu jest jednak osadzenie go w realiach świata J.K.Rowling i nadanie mu przedrostka w tytule – Harry Potter. Te dwa magiczne słowa sprawiły, że gra już dzisiaj jest hitem rynkowym i sprzeda się wyśmienicie. Z całą pewnością lepiej od najnowszych edycji Fify i Nba razem wziętych. Całe szczęście, że chociaż ta jedna pozycja z serii Harry Potter jest grywalna nie tylko dla dzieci i dostarcza młodzieży oraz dorosłym godzin przyjemnej rozrywki. Trzeba mieć nadzieję, że kolejne odsłony serii będą wykonane na podobnym poziomie. Fanom młodocianego czarodzieja tej gry nie trzeba polecać, bo i tak ją kupią. Odradzanie również jest bezcelowe, bo potteromania zakłada posiadanie w swojej kolekcji wszystkiego, co ma związek z tą postacią. Cóż więc mogę napisać na koniec tej recenzji? Słowa kieruję do wszystkich tych, którzy Pottera nie lubią, albo nie mieli jeszcze z nim do czynienia z różnych powodów. W przeciwieństwie do gier osadzonych stricte w realiach poszczególnych książek o przygodach Harry’ego, w Quidditch World Cup warto zagrać. Kto wie, może spodoba się na tyle, że będziecie grać w niego godzinami? A jak gra zacznie się nudzić, zawsze można spróbować swoich sił z kumplem w trybie wieloosobowym (a konkretnie w dwuosobowym), który dostarcza dodatkowych wrażeń i sporej porcji świetnej zabawy. Może nie jest ona ambitna, ale zawsze... dobra. Pod warunkiem oczywiście, że uda się przedrzeć przez reguły Quidditcha, które nie każdemu muszą odpowiadać.

Krzysztof „Kokosz” Marcinkiewicz

Recenzja gry EA Sports FC 25 - byłoby bardzo dobrze, gdyby nie te bugi
Recenzja gry EA Sports FC 25 - byłoby bardzo dobrze, gdyby nie te bugi

Recenzja gry

EA Sports FC 25 dopracowuje sprawdzoną formułę, nie psuje zbyt wiele z tego, co dobrze działało, i dokłada od siebie kilka naprawdę fajnych nowości. Szkoda tylko, że stan techniczny wciąż pozostawia sporo do życzenia.

Recenzja gry TopSpin 2K25 - Iga Świątek nie udźwignie sama całej tej produkcji
Recenzja gry TopSpin 2K25 - Iga Świątek nie udźwignie sama całej tej produkcji

Recenzja gry

Wielki był mój smutek spowodowany tym, że po premierze Top Spina 4 w 2011 roku nie doczekałem się nigdy Top Spina 5 (a czekałem całe 13 lat). Dzisiaj zaś dostałem TopSpin 2K25 i… sam nie wiem, co o nim myśleć.

Recenzja EA Sports FC 24 - nowa nazwa i (prawie) nowa gra
Recenzja EA Sports FC 24 - nowa nazwa i (prawie) nowa gra

Recenzja gry

EA Sports FC 24 to duchowy spadkobierca serii FIFA, który na każdym kroku stara się podkreślać swoją odmienność od poprzednich odsłon serii. Nie jest to jednak rewolucja, EA Sports nie wywróciło gry do góry nogami – i dobrze.