Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Split Fiction Recenzja gry

Recenzja gry 4 marca 2025, 17:00

Recenzja gry Split Fiction. Mistrzowie kanapowego co-opa zawiesili sobie poprzeczkę jeszcze wyżej niż w It Takes Two

Jak on to przebije? Takie pytanie zadaję sobie, przeszedłszy Split Fiction. Naprawdę nie wiem, czy Josef Fares będzie w stanie wysmażyć gameplay jeszcze bardziej szalony, intensywny i kreatywny. Wiem jednak, że wciąż mógłby ulepszyć warstwę fabularną.

Recenzja powstała na bazie wersji PS5.

Ta recenzja może być krótka albo bardzo krótka. Zacznę od tej drugiej opcji. Jeśli podobało Wam się It Takes Two i pragniecie więcej rozrywki w podobnym stylu, nic lepszego nie znajdziecie. Serio, nie potrzebujecie dodatkowych informacji – a już na pewno nie chcecie spoilerów. Jeśli jednak nie całkiem przekonuje Was tak lakoniczne streszczenie, czytajcie dalej. Spoilerował i tak nie będę... prawie.

Fabuła nadal nie porywa, ale jest progres

It Takes Two w 2021 roku oceniłem na „zaledwie” 8/10 i pewnie ciekawi Was, co takiego studio Hazelight zmieniło w swoim kolejnym dziele, że zasłużyło na wyższą notę. Rzecz nie dotyczy gameplayu – myślę, że ekipa Josefa Faresa na tym polu wyrównała (a nawet przebiła, zwłaszcza w kwestii skalowania poziomu trudności) osiągnięcia poprzedniej gry, serwując równie szaloną kooperacyjną jazdę bez trzymanki, zaskakującą co krok świeżymi pomysłami.

W Split Fiction grać można tylko w dwie osoby, w kooperacji lokalnej (na podzielonym ekranie) lub sieciowej. Co ciekawe, do tej drugiej też wystarczy jedna kopia gry dzięki systemowi Przyjacielskiej Przepustki (Friend Pass).Split Fiction, Electronic Arts, 2025.

Sekret wyższej oceny Split Fiction tkwi w narracji i odwróceniu schematu z ITT. Wtedy zaczęto od nakreślenia problematyki, który jawiła się życiową i refleksyjną, a następnie zbanalizowano ją, prowadząc główny wątek do miałkiego zakończenia. Teraz opowieść ma niewinny wstęp i przez dłuższy czas wydaje się, że nadano jej czysto pretekstowy charakter, by służyła potrzebom gameplayowego wariactwa. Jednak w toku przygody historia ulega pogłębieniu i nawet ma momenty wywołujące emocje. Pojedyncze, ale ma.

Jednak Split Fiction nie jest grą, którą kupowałoby się dla fabuły. Wbrew temu, co mogą sugerować jej oficjalny opis i zwiastuny pełne wysokiej jakości cutscenek, nie stoi w jednym szeregu z przedstawicielami gatunku action-adventure, w których pierwsze skrzypce gra rozbudowana, wielowątkowa i poruszająca narracja.

Gra jest dostępna w kinowej polskiej wersji językowej. Tłumaczenie napisów stoi na wysokim poziomie.Split Fiction, Electronic Arts, 2025.

Choć ma wspomniane „momenty”, problem polega na tym, że historia rozkręca się bardzo powoli, nie wciągając intrygą ani zaskakującymi zwrotami akcji, i mija zbyt dużo czasu, zanim docieramy do punktu, w którym poczujemy faktyczną więź z głównymi bohaterkami. Mio i Zoe wprawdzie potrafią dość szybko wzbudzić sympatię (wychodzi im to lepiej niż Cody’emu i May z It Takes Two), ale głównym postaciom przydałyby się lepsze, ciekawsze dialogi, by pokazać między nimi więcej „chemii”. Przynajmniej aktorki głosowe spisały się co najmniej na piątkę.

Obłędna grywalność

Tak naprawdę fabuła stanowi przede wszystkim pretekst do wciągania graczy w coraz dziwniejsze gameplayowe mechaniki – można to jednak wybaczyć, tym bardziej że tutaj, inaczej niż w przypadku It Takes Two, twórcy nie używają tak niemądrych reklamowych haseł jak „metaforyczne doświadczenie” czy „wzruszająca i serdeczna opowieść” (choć ta w Split Fiction na pewno ma nieco większy potencjał, by wzruszyć).

Grę testowaliśmy na PS5. Działała bez przerwy w stabilnych 60 klatkach na sekundę i nie wysypała się ani razu.Split Fiction, Electronic Arts, 2025.

Niemniej chylę czoła przed studiem Hazelight za wymyślenie fabularnych ram, w których zmieściła się, zachowując chociaż minimum sensu, tak gigantyczna różnorodność konwencji i „settingów”. Co może się stać, gdy pisarki książek fantasy i science fiction zostaną razem podłączone do maszyny, która zmienia wytwory ich wyobraźni w wirtualną rzeczywistość? A do tego zbierze się zespół niezwykle pomysłowych projektantów i programistów, zdolnych do wyciśnięcia z tych wytworów wyobraźni ostatniej kropli gameplayowego i kooperacyjnego potencjału?

Ujmę to obrazowo: gdy odłożyliśmy z żoną kontrolery po pierwszych dwóch godzinach zabawy, czuliśmy się tak, jakbyśmy spędzili przed telewizorem czas przynajmniej trzykrotnie dłuższy – w pozytywnym znaczeniu. I podobnie wyglądały nasze odczucia przez całe 15 godzin tej przygody (bez przechodzenia opcjonalnych minipoziomów wynik zmalałby może o jedną piątą, ale pod żadnym pozorem nie należy ich pomijać). Nie znam drugiej gry – poza It Takes Two, rzecz oczywista – uprawiającej tak wprawną i intensywną żonglerkę międzygatunkowymi mechanikami rozgrywki i oprawą poziomów (notabene bardzo ładną), które w dodatku od początku do końca zaprojektowano z myślą o zabawie dla dwóch osób.

Nie sądziliście chyba, że zabraknie odniesień do kultowych gier w takim settingu?Split Fiction, Electronic Arts, 2025.

Jasne, są tutaj elementy dopracowane mniej lub bardziej, emanujące kreatywnością słabiej lub mocniej, a przy tym żaden gameplayowy system nie grzeszy głębią i złożonością, ale akcja pędzi w takim tempie i sytuacja na ekranie zmienia się tak często, że trudno znaleźć choć chwilę, by się nad tym zastanowić. Grywalność Split Fiction jest po prostu obłędna.

Powinienem w tym miejscu rzucić jakimiś konkretnymi przykładami tychże mechanik i poziomów, ale bardzo, bardzo nie chcę psuć Wam niespodzianek. Dlatego pozwolę sobie tylko zacytować to, co studio Hazelight samo podało w oficjalnym opisie gry (i pokazać jeszcze parę niewinnych motywów na screenach zdobiących recenzję).

W jednej chwili będziecie oswajać urocze smoczątka, by już za moment wcielić się w parę cyberninja, uciekać przed przerażającymi trollami czy unikać latających samochodów ciskanych przez zrobotyzowanego parkingowego. Niedorzecznie, wciągająco, ale zawsze ramię w ramię.

Myślę, że gracz kierujący Zoe po prawej stronie bawił się znacznie lepiej w tej sekwencji niż Mio za sterami motocykla.Split Fiction, Electronic Arts, 2025.

Na marginesie: niedorzeczność to kolejny atut Split Fiction – wydarzenia na ekranie może i średnio trzymają się kupy, ale przynajmniej dzięki temu gracze bawią się lepiej i jest im bardziej wesoło. Humoru jest tutaj pod dostatkiem. Gdyby tylko bohaterki rzucały mniej czerstwymi tekstami...

Jakość ponad ilość

Czego poza mniej banalną warstwą fabularną brakuje Split Fiction do perfekcji? Technicznego dopracowania. Gra w nie mniejszym stopniu zachwycałaby różnorodnością, gdyby twórcy odpuścili sobie stworzenie kilku mechanik i sekwencji (zwłaszcza tych platformowo-strzelankowych w monotonnych wizualnie industrialnych poziomach z wyobraźni Mio – chwilami troszkę mi się dłużyły), a zaoszczędzone zasoby zainwestowali w dopieszczenie reszty.

Oby Chińczycy nie mieli nic przeciwko takiej interpretacji Małpiego Króla…Split Fiction, Electronic Arts, 2025.

Niestety, zbyt często ginęliśmy nie ze swojej winy. Regularnie zdarzały się problemy z responsywnością i precyzją sterowania oraz detekcją kolizji, przez które postacie na przykład nie chwytały się krawędzi, mimo że do niej doskoczyły, albo spadały w przepaść, choć powinny znaleźć się na stabilnym podłożu. O błędy szczególnie łatwo, gdy kamera zostaje oddalona tak bardzo, że bohaterki maleją do rozmiaru paru pikseli. Raz nawet zacięliśmy się na scence QTE, bo gra wyświetlała na ekranie inny przycisk niż ten, który faktycznie należało wciskać. Uciążliwy jest też brak możliwości zablokowania kamery na przeciwniku, przez co często obrywa się w plecy (a przy domyślnych ustawieniach obrażeń jedno trafienie może wystarczyć, by zginąć).

Zatrzymajcie się na chwilę przy radiu w drugim rozdziale. Gdy odpowiednio je wyregulujecie, usłyszycie pewną słynną przemowę Josefa Faresa z The Game Awards (to chyba już stały easter egg w jego grach).Split Fiction, Electronic Arts, 2025.

Na szczęście punkty kontrolne są rozmieszczone na tyle gęsto (nawet podczas walk z bossami), że zazwyczaj umieranie kosztuje ledwie chwilę i nie wybija z rytmu rozgrywki. Poza tym w razie zderzenia się z wyjątkowo uciążliwą sekwencją można ją po prostu pominąć. To opcja, której brakowało w It Takes Two, przydatna zwłaszcza w przypadku mniej doświadczonych graczy – a poziom trudności zręcznościowych sekwencji w Split Fiction też bywa nierówny i chwilami dość mocno wyśrubowany.

Czy co-op może być jeszcze lepszy?

PLUSY:
  1. kooperacyjne szaleństwo grywalne jak nigdzie indziej (poza It Takes Two);
  2. niespotykana różnorodność mechanik i lokacji, które zmieniają się co chwilę;
  3. zaskakujące pomysły na każdym kroku, często przezabawne;
  4. wysoka jakość oprawy audiowizualnej i dopracowana optymalizacja (na PS5);
  5. znakomite poboczne minipoziomy;
  6. satysfakcjonująca długość gry (ok. 15 godzin z opcjonalnymi etapami);
  7. opcja pomijania trudnych sekwencji i zmniejszenia otrzymywanych obrażeń (przydatna dla mniej doświadczonych partnerów do co-opa);
  8. Friend Pass pozwalający grać przez sieć w dwie osoby na jednej kopii gry;
  9. fabuła stojąca na wyższym poziomie niż w It Takes Two...
MINUSY:
  1. ...ale nadal trochę zbyt mało angażująca;
  2. niedostatki chemii między bohaterkami i polotu w dialogach;
  3. dość częste problemy z precyzją sterowania, prowadzące do śmierci (na szczęście punkty kontrolne są gęsto rozmieszczone).

Podsumowując, Split Fiction to kolejny wielki triumf Josefa Faresa i zespołu Hazelight. Lata mijają, a w dziedzinie kooperacyjnych doświadczeń nikt nawet nie zbliżył się do tego, co serwuje ta ekipa. Nikt nie jest w stanie przebić tej genialnej i arcytrudnej do zrealizowania formuły rozgrywki. Już nie mogę się doczekać płomiennej przemowy dewelopera na The Game Awards, gdy będzie odbierał nagrodę w jednej lub większej liczbie kategorii – przemowy, która może zostanie zaszyta w jego następnej grze...

A skoro mowa o tejże – jestem ogromnie ciekaw, jak twórcy zamierzają przeskoczyć poprzeczkę, którą właśnie podnieśli sobie o parę szczebli. Czy może być coś lepszego niż miks najfajniejszych motywów ze światów fantasy i science fiction? Nie wiem, ale jednego jestem pewien: Fares i spółka znowu mnie zaskoczą. Mam tylko nadzieję, że następnym razem oprócz gameplayu porwą również fabułą. W końcu już udało im się to całkiem nieźle w A Way Out...

Wracają wspomnienia… Josef, Josef, ty chory p…Split Fiction, Electronic Arts, 2025.

Krzysztof Mysiak

Krzysztof Mysiak

Z GRYOnline.pl związany od 2013 roku, najpierw jako współpracownik, a od 2017 roku – członek redakcji, znany także jako Draug. Obecnie szef Encyklopedii Gier. Zainteresowanie elektroniczną rozrywką rozpalił w nim starszy brat – kolekcjoner gier i gracz. Zdobył wykształcenie bibliotekarza/infobrokera – ale nie poszedł w ślady Deckarda Caina czy Handlarza Cieni. Zanim w 2020 roku przeniósł się z Krakowa do Poznania, zdążył zostać zapamiętany z bywania na tolkienowskich konwentach, posiadania Subaru Imprezy i wywijania mieczem na firmowym parkingu.

więcej

Recenzja gry Like a Dragon: Pirate Yakuza in Hawaii. Nie z takich tarapatów Goro Majima wychodził obronną ręką
Recenzja gry Like a Dragon: Pirate Yakuza in Hawaii. Nie z takich tarapatów Goro Majima wychodził obronną ręką

Recenzja gry

Pirate Yakuza in Hawaii to świetna gra piracka. Mechaniki walki na morzu to jednak tylko około połowa gry – czy całość broni się równie dobrze? Tu mam więcej zastrzeżeń, choć ostatecznie twórcy z RGG Studio nie mają się czego wstydzić.

Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości
Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości

Recenzja gry

Indiana Jones i Wielki Krąg zabierze Was na epicką wyprawę po trzech kontynentach, dobrym fanserwisie, wielu błędach i kilku niedopracowanych mechanikach. Zapnijcie pasy, bo nachodzą turbulencje.

STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad
STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad

Recenzja gry

Po latach oczekiwań STALKER 2: Heart of Chornobyl w końcu ponownie zaprasza do czarnobylskiej Zony. Ogrom i surowe piękno tego świata miażdży większość innych open worldów, ale sequel ugina się też pod ciężarem błędów i niedoróbek technicznych.