Lepiej iść na Steama!. Żywe wbrew rozsądkowi – gry, które nie chcą umrzeć
Spis treści
Lepiej iść na Steama!
Drugi sposób na przywrócenie MMO do życia wydaje się być bardziej skuteczny. Mowa o pojawieniu się gry na Steamie. Aktualnie panuje moda, by stare tytuły z gatunku MMORPG wydawać za pośrednictwem platformy firmy Valve. Twórcy liczą w ten sposób, że przyciągną do swojego dzieła nowych graczy lub zachęcą do powrotu starych. 14 lutego ukazało się tam np. 9Dragons, czyli produkcja z… 2007 roku. Niegdyś była całkiem popularna, ale upływ czasu skutecznie ją nadwyrężył. Czy ma szansę zainteresować kogokolwiek? Na jakiś czas owszem, ludzie chętnie powrócą z sentymentu, by przypomnieć sobie, jak to się kiedyś grało. Przykładowo takie Karos Online może pochwalić się sporą popularnością na Steamie. Warto przy tym dodać, że gra ta zdążyła już zmienić swój tytuł na Rosh Online, a na platformie Valve debiutowała aż pięć razy.
To nie jedyne przypadki próby powrotu do łask poprzez Steama. Europejska wersja TER-y czy 9-letnie Twelve Sky 2 Classic również skorzystały z tej metody. O ile owym dwóm produkcjom udało się ponownie skusić część graczy, tak WildStar zupełnie sobie nie radzi. Gra nie została nawet uwzględniona w ostatnim raporcie finansowym NCsoftu. Czyżby to oznaczało, że wydawca chce się jej pozbyć? Byłoby szkoda, w końcu deweloperzy regularnie wypuszczają do niej spore aktualizacje i zapowiadają duże zmiany.
Firma Nexon również została wpisana do Księgi rekordów Guinnessa. Wszystko za sprawą wydanej w Korei w 1996 roku produkcji zatytułowanej Baram. Pozycja ta została uznana za najdłużej działające komercyjne i graficzne MMORPG. Skąd te dwie podkategorie? Baram wymaga bowiem opłacania abonamentu, a przy tym nie jest MUD-em (grą fabularną opartą na interfejsie tekstowym). Na naszym rynku dzieło Nexona znane jest pod nazwą Nexus: The Kingdom of the Winds i zostało udostępnione w 1998 roku. Warto nadmienić, że jego serwery nadal działają.
Warto odgrzewać stare kotlety?
Na rynku nie brakuje gier MMO, które nie chcą odejść w zapomnienie. Twórcy korzystają z wszelkich metod, by przedłużyć im życie. Zmiana nazwy czy debiut na Steamie zazwyczaj pozwalają na czasowe przyciągniecie uwagi nowych osób. Jednak przeważnie najbardziej efektywne dla produkcji okazuje się przekazane jej nowemu wydawcy. Gra, która ma już ponad 8 lat na karku i posiada skromną bazę użytkowników, raczej nie zainteresuje nikogo tylko dlatego, że zacznie nazywać się inaczej lub pojawi się na popularnej platformie. Chcąc przywrócić świetność dawnym pozycjom, należy zadbać o aktualizacje oraz organizować specjalne wydarzenia czy promocje. Z tego powodu drugie życie w starą grę najskuteczniej tchnie nowa ekipa.
Dlaczego jednak deweloperzy tak usilnie starają się wskrzeszać wieloletnie produkcje? Chodzi o kwestie finansowe. Kupienie licencji, zmienienie nazwy i liczenie na sentyment graczy jest o wiele tańsze niż tworzenie całej gry od podstaw. Zresztą zauważcie, ile na naszym rynku jest tytułów pochodzących z Azji, a jak niewiele MMO wydają nasi twórcy. Do tego takie działanie zdaje się być mniej ryzykowne – gry ze stażem mają automatycznie pewną pulę odbiorców, na których można liczyć, że chętniej wesprą powrót produkcji i zostawią nieco gotówki w mikrotransakcyjnym sklepiku. Czy wpływa to pozytywnie na rozwój gatunku? Oceńcie to sami, ja tylko przypomnę, że aktualnie najpopularniejszymi tytułami są właśnie te najstarsze.