Pomimo wielu lat na karku niektóre gry ciągle nieźle się trzymają. Żywe wbrew rozsądkowi – gry, które nie chcą umrzeć
Spis treści
Pomimo wielu lat na karku niektóre gry ciągle nieźle się trzymają
W przypadku Last Chaos, czyli MMORPG z 2006 roku, za nasz rynek odpowiadała firma AeriaGames, która miała pewne kłopoty z tą grą – dysponowała jedynie licencją na jej wydawanie, a nie tworzenie nowej zawartości. Tej z kolei brakowało od ponad czterech lat, gdy twórcy gry z Korei całkowicie zrezygnowali z dalszego rozwoju swojej produkcji. Jak sami wiecie, MMORPG bez przyszłości nie ma racji bytu – Last Chaos czekało więc zapomnienie. Z odsieczą przybyła firma gamigo, która nabyła wszystkie prawa do tej marki.
Wydawca obiecał, że tytuł będzie dalej rozwijany, ale już pod okiem innych deweloperów. Ci wybrali się do oryginalnych twórców, by przywieźć dysk twardy z plikami gry oraz jej kodem źródłowym. Jest to dość nietypowa sytuacja, a na jej efekty przyjdzie nam trochę poczekać – nowi właściciele rozporządzają Last Chaos w pełni dopiero od nieco ponad dwóch miesięcy. Z pewnością wiele osób zajrzy do tego tytułu, w końcu była to jedna z nielicznych dostępnych po polsku gier MMORPG na rynku.
Jeśli myśleliście, że Tibia jest najdłużej działającym MMORPG, to jesteście w błędzie. Tytuł ten należy oficjalnie do gry Furcadia, czyli socjalnego MMO w klimacie furry. Produkcja ta wystartowała 16 grudnia 1996 roku i do tej pory jest regularnie aktualizowana. Została nawet wpisana do Księgi rekordów Guinnessa w kategorii „najdłużej działające social MMORPG”.
Na zmianie wydawcy sporo zyskała Atlantica Online. Początkowo grą zajmował się Nexon, który nie poradził sobie jednocześnie z rynkiem amerykańskim oraz europejskim. Wszechobecne pay-to-win, mnóstwo błędów nienaprawianych miesiącami oraz brak reakcji na oszukiwanie były tu na porządku dziennym. Tak, serwery cierpiały z powodu dużej liczby botów, których chwilami było więcej niż osób grających. Na początku lutego 2017 roku produkcja zmieniła właściciela – Valofe postanowiło przywrócić tytuł do życia.
Efekty widać już teraz – firma zajęła się przyciąganiem nowych graczy oraz zmianami na polu mikropłatności. Ponadto wymieniony został cały dział wsparcia technicznego, który teraz sprawnie reaguje na zgłoszenia, do tego zapowiedziano już kilka przyszłych aktualizacji. Szkoda byłoby zmarnować tego typu produkcję, która jako jedna z nielicznych łączy MMO, RPG oraz strategię turową w jedno.
Na koniec zostawiłem sobie najdziwniejszy przypadek, czyli rozłam w Turbine Studios. Część pracowników odeszła z firmy, by rozpocząć własną działalność jako Standing Stone Games. Co ciekawe, przy okazji zabrali oni ze sobą prawa do The Lord of the Rings Online oraz Dungeons & Dragons Online. Wydawcą z kolei zostało Daybreak Game Company, czyli ludzie odpowiedzialni za DC Universe Online, EverQuesta czy PlanetSide 2. Dane kont graczy w pełni przeniesiono, a nowi właściciele obiecali skoncentrować się na rozwijaniu obu tytułów. I słusznie, bo kto siedzi w temacie, chyba przyzna, że grom tym doskwierała stagnacja. Miejmy zatem nadzieję, że ich przyszłość okaże się kolorowa, zwłaszcza że The Lord of the Rings Online zabierze nas niedługo na wycieczkę do Mordoru!
Zmiana tytułu gry zazwyczaj (nie) wystarczy
Do tej pory mówiłem jedynie o grach porzucanych przez starego wydawcę i przygarnianych przez nową firmę. Warto jednak wspomnieć o dwóch innych sposobach wskrzeszania MMO. Pierwszym z nich jest teoretycznie prosta zmiana nazwy. Przykładem takiego działania może być niekonwencjonalna pozycja erotyczna o pierwotnym tytule Orgia Romanus. Tak nazwa, jak i zawartość sprawiły, że twórcy nie mogli znaleźć wydawcy. Dlatego postanowili przemianować grę na Venus Rising. W innych okolicznościach może by to pomogło, ale w tym przypadku projekt upadł, zanim został w pełni wydany. Jak widać, wykorzystanie seksu oraz nagości jako kart przetargowych niekoniecznie wystarczy.
Najdłuższą drogę pod względem nazwy przeszło Air Rivals. Produkcja ta znana jest w Korei jako Ace Online. W Stanach Zjednoczonych wydana została jako Space Cowboy Online. Wydawca stracił licencję w 2007 roku, więc gra została przejęta przez firmę Gameforge, a ta z kolei wypuściła grę pod inną nazwą – Flysis Online. Okazało się to błędem, bo narobiło deweloperom problemów z prawami autorskimi, ostatecznie więc zdecydowano się na Air Rivals.
Ze względu na ogromną liczbę prywatnych serwerów oraz odchodzących graczy nowi właściciele w poprzednim roku porzucili ten tytuł. Niedługo potem baza danych kont została nabyta przez kolejnego wydawcę, MasangSoft, a ów postanowił przywrócić oryginalną nazwę produkcji, czyli Ace Online. Jeśli zatem nadal są wśród Was chętni, by sprawdzić się w roli pilota odrzutowca, zapraszam – uprzedzam jedynie, że gra wiele już straciła ze swojej dawnej świetności.