Call of Duty: Reimagined – historia, na którą zasłużył świat. Zobacz, jak Polacy rewolucjonizują Call of Duty
Spis treści
Call of Duty: Reimagined – historia, na którą zasłużył świat
Jaki jest więc świat, w którym również maczają swoje zdolne palce Polacy? Poprzednie Modern Warfare skupiały się na fikcyjnym konflikcie między USA a Rosją, ostatecznie kreując kuriozalną wręcz wizję świata, której nie stworzyłby nawet odurzony Tom Clancy. Podczas gdy my – gracze – próbowaliśmy zapobiec zrzuceniu na Amerykę atomówek, w prawdziwym świecie głowy ścinało Państwo Islamskie, do zamachów terrorystycznych dochodziło w wielkich centrach turystycznych, a kolejne rządy wykłócały się o politykę imigracyjną.
Twórcy zauważyli, że to, co świetnie sprawdzało się w roku 2007, niekoniecznie pasuje do dzisiejszej rzeczywistości. Lub inaczej – jeszcze bardziej dobitnie – nie trzeba wzbijać się na wyżyny kreatywności, tworząc niestworzone frakcje i grupy najemników żądnych krwi, skoro za oknem dzieją się rzeczy straszniejsze. Na świecie toczy się obecnie około 40 wojen lub konfliktów zbrojnych (dane różnią się w zależności od źródła i przyjętych kryteriów). Ile z nich potrafimy wymienić? Nasz świat to już zupełnie inne miejsce, o którym muszą – czy wręcz powinny – opowiadać współczesne gry, w tym właśnie Call of Duty. Stąd „reimagined”, a więc przeobrażenie czy też przemyślenie na nowo koncepcji całego świata i historii, którą będą próbowali oczarować nas magicy z Infinity Ward.
Ta nasza smutna i zwariowana rzeczywistość ma wpływać na fabułę gry. Konflikty, w których przyjdzie nam wziąć udział, przestaną być czarne-biało – tutaj poruszać będziemy się po moralnej skali odcieni szarości, nie do końca wiedząc, czy na pewno to my jesteśmy tymi dobrymi. Skojarzenia ze Spec Ops: The Line są jak najbardziej na miejscu. Reboot Call of Duty: Modern Warfare nie tylko ma dać powody do rozpętania zadymy, ale przede wszystkim spróbować przebudzić nasze zobojętniałe i otumanione telewizyjną przemocą sumienia.
Brudna i bezlitosna gra dla jednego gracza
Świat przedstawiony w nowym Modern Warfare nie będzie należeć do najprzyjemniejszych (choć jest nam przecież szczególnie bliski, bo każdego dnia czytamy o nim przynajmniej w nagłówkach – a może już nawet tego nie robimy?). Infinity Ward postawiło na realizm, stąd m.in. długie sesje motion capture z prawdziwymi komandosami Navy Seals, którzy odwiedzali studia deweloperów, i długie wywiady z ludźmi zaangażowanymi profesjonalnie w działania zbrojne. Realizm odnajdziemy już na poziomie dostępnego ekwipunku. Jeśli prowadzimy do boju utrzymywanych przez rządy, wytrenowanych komandosów, mamy do dyspozycji nowoczesny sprzęt. Po drugiej stronie znajdą się siły partyzanckie. Rozpoznanie nowoczesnej miny przeciwpiechotnej (takiej jak chociażby M18A1 Claymore) nie należy do szczególnie trudnych, ale w Call of Duty przyjdzie nam toczyć walki z bojówkami, które ładunki wybuchowe mogą ukryć choćby w szkolnym pudełku na kanapki.
Podział na wytrenowanych komandosów i walecznych rebeliantów ma znaleźć odzwierciedlenie w samym gameplayu. Twój operator ma lepszą broń, ale stoi naprzeciw przeważających sił wroga, który atakuje tym zajadlej, im większe odnosi straty. Z kolei gdy wcielisz się w rebelianta, przyjdzie Ci zmierzyć się z ludźmi, których wytrenowano w odbieraniu życia komuś takiemu jak Ty.
Na podstawie zaprezentowanych materiałów trudno orzec, czy ten podział będzie mieć faktyczny wpływ na rozgrywkę (poza, oczywiście, doborem broni i ekwipunku), ale liczymy tu na rzeczywiste smaczki i realistyczne ciekawostki prosto z pola walki. Na jedną z takowych zwrócono nam uwagę w trakcie prezentacji dwóch misji dla jednego gracza. Operator jednostki specjalnej, który zakłada na oczy noktowizor, zmienia położenie broni, bo gogle mu zawadzają (zapomnijcie o bezproblemowym strzelaniu z przybliżenia w niektórych starszych modelach możliwych do odnalezienia w grze). Ten smaczek to m.in. jeden ze skutków wywiadów i sesji motion capture z Navy Seals i SAS.