Koniec Call of Duty jakie znamy. Czy Black Ops 4 bez singla da radę?
Czy naprawdę wszyscy kupują Call of Duty dla multiplayera? I czy Black Ops 4 bez pełnej eksplozji kampanii fabularnej w stylu Michaela Baya to jeszcze CoD, czy już pozbawiona własnej tożsamości hybryda obecnych hitów?
Spis treści
- zabraknie kampanii fabularnej dla jednego gracza;
- pewna forma narracji ma być zawarta w komponentach sieciowych;
- w starciach wieloosobowych wykorzystamy wyjątkowe zdolności tzw. specjalistów;
- tryb zombie zostanie rozbudowany – znajdziemy w nim trzy różne uniwersa i wsparcie botów dla samotnych graczy;
- pojawi się tryb battle royale nazwany Blackout – raczej na pewno uwzględniający mniej niż 100 graczy;
- dodatkowe mapy prawdopodobnie udostępniane będą za darmo.
Z dużej chmury mały deszcz – tak można by podsumować zapowiedziane z wielką pompą nowe Call of Duty: Black Ops IIII. Wielu przecierało oczy, starając się odróżnić wstawki multiplayerowych potyczek z trzeciej odsłony cyklu od tych najnowszych, a jeśli ktoś nie zna dobrze Black Ops 3, to część elementów rozgrywki mógł łatwo pomylić z Overwatchem.
W trybie zombie, zamiast wstających z martwych zgniłych trupów, czeka na nas szaman z magicznym gazem, zmieniającym Bogu ducha winnych wycieczkowiczów czy skazańców w zombiakowe mięso armatnie dla grupki nijakich bohaterów. Paradoksalnie o największym asie w rękawie, czyli trybie battle royale, nie dowiedzieliśmy się praktycznie nic. Z reklamowego hasła „zapomnij wszystko, co wiesz” (o CoD-zie) wyszło raczej „przypomnij sobie wszystko, co stare i oklepane”.
Jeśli o czymś powinniśmy zapomnieć przy okazji Call of Duty: Black Ops IIII, to chyba tylko o kampanii dla jednego gracza. Seria po raz pierwszy w historii nie będzie mieć swojej wizytówki: filmowej fabuły pełnej eksplozji i widowiskowych akcji rodem z filmów Michaela Baya. Co więcej, nie będzie jej mieć seria Black Ops, z której pochodzą Mason czy Reznov – najbardziej rozpoznawalne i lubiane postacie z uniwersum CoD-a, tuż za bohaterami Modern Warfare. Twórcy chcieli ponoć „opowiedzieć historię w inny sposób”, „zrobić więcej dla grania z przyjaciółmi”, bo „90 procent graczy uczestniczy w rozgrywkach online, a nie 10 procent jak kiedyś”.
Rzut oka na globalne statystki trofeów pokazuje jednak, że różnice pomiędzy grającymi w kampanię i online wcale nie są aż tak wielkie, a z przeróżnych przecieków zbieranych przez czołowe serwisy oraz stronę charlieintel.com (witrynę poświęconą CoD-owi) wyłania się obraz gry, która po odrzuceniu filmowej fabuły jakby nie może sobie znaleźć własnej tożsamości, kopiując, ile się da, z obecnych hitów.
Porzucona kampania, której od początku nie było
Podczas prezentacji Mark Lamia ze studia Treyarch niemal zapomniał wspomnieć o „drobnym” fakcie braku kampanii fabularnej, wtrącając to jedynie mimochodem w krótkim zdaniu i to pod sam koniec. Wyszło to tak, jakby nawet twórcy zdawali sobie sprawę, że umniejszają grę o istotny element, a nie zastępują go czymś lepszym i ciekawszym. Treyarch utrzymuje, że singlowa kampania od samego początku nie była brana pod uwagę, tymczasem nieoficjalne informacje, do jakich indywidualnie dotarły wcześniej serwisy Polygon i Eurogamer, mówią coś innego. Kampania ponoć była integralną częścią Black Ops IIII, a decyzję o jej pominięciu podjęto podobno tuż na początku bieżącego roku.
Plotki mówią nawet o szczegółach kampanii, która miała nosić nazwę „kariera” i być serią misji kooperacyjnych do zaliczenia razem z drugim graczem. Być może to właśnie inność takiego rozwiązania i brak pewności, jak zostanie przyjęte, wpłynęły znacznie na rezygnację z tego trybu. Jeśli bowiem zerkniemy na to, ile osób wytrzymuje do końca kampanii w CoD-zie, a ile jest wiernych rozgrywkom sieciowym, okazuje się, że singiel wcale nie jest aż tak nokautowany i każdy z trybów podlega standardowym prawom spadku zainteresowania wraz z upływem czasu.
Jak bardzo wolimy multi w CoD-zie od kampanii?
Nie dysponujemy oczywiście tak szczegółowymi danymi jak twórcy, ale bazujemy na globalnych statystykach trofeów platform Steam i PSN. Zbliżone (choć w każdym przypadku nieco wyższe) dane można też znaleźć na stronach gromadzących informacje od zarejestrowanych użytkowników, jak chociażby trueachievments.com czy exophase.com. Wyniki różnią się trochę zależnie od konkretnej części cyklu, ale widać, że do końca kampanii w Call of Duty wytrzymuje średnio 25–30 procent grających – wygląda to zatem dość standardowo i porównywalnie choćby z Wiedźminem 3.
Co jednak ciekawsze, trofea odpowiadające za dojście do wysokich rang w multiplayerze zdobywa raptem około 10–15 procent więcej graczy. W przypadku Call of Duty: WWII stosunek ten jest nawet obecnie odwrotny – więcej osób ukończyło kampanię, niż dotarło do 55 poziomu w multiplayerze. Na pecetach mniej graczy osiągnęło też prestiż dywizji, co wcale nie jest aż tak wielkim wyzwaniem, a na PS4 było ich zaledwie 5% więcej niż tych, którzy zobaczyli napisy końcowe. Przy sprzedaży sięgającej zawsze kilkunastu milionów egzemplarzy te 25–30 procent kończących fabułę nie stanowi małej liczby, ale faktem jest, że to ci zostający na dłużej z multiplayerem są potencjalnym i zapewne stałym źródłem dodatkowych dochodów z mikrotransakcji.
Tak czy siak, ochoczo głoszona teza, że Call of Duty kupuje się głównie dla grania w sieci, nie do końca jest prawdziwa. Podobnie jak we wszystkich innych grach liczba graczy systematycznie maleje wraz postępami i czasem spędzanym z daną produkcją, zarówno w przypadku kampanii singlowej, jak i walk w sieci. Biorąc pod uwagę zawartość gry oraz długość wsparcia, nie jest niespodzianką, że dzięki udanemu systemowi progresji czy nowym mapom trochę więcej użytkowników zwykle pozostaje w trybie wieloosobowym.