To jeszcze CoD, czy już Overwatch?. Koniec Call of Duty jakie znamy?
Spis treści
To jeszcze CoD, czy już Overwatch?
Call of Duty jest na tyle rozbudowaną marką, że rezygnacja z kampanii dla jednego gracza mogłaby nawet mieć głębszy sens, jeśli dotyczyłaby głównie nadchodzącej odsłony cyklu. Nie zdziwiłbym się, gdyby przyszłoroczny CoD okazał się naprawdę rewolucyjny i nastawiony właśnie na fabułę i narrację w formie, jakiej jeszcze nie widzieliśmy, a komponenty multiplayera były ciągle rozwijane w Black Ops 4, tym bardziej że na prezentacji padły słowa: „BO4 jest grą tworzoną tak, by starczyła na nadchodzące lata”.
Widać, że Activision chce zrobić z nowego CoD-a sieciowy kombajn, kumulujący wszystkie popularne obecnie nurty. Co więcej, dzięki wybraniu uniwersum Black Ops powstała wygodna furtka, by w ewentualnych dużych dodatkach przeskakiwać do zupełnie innych epok, jak np. lata zimniej wojny – okres, który już w tej serii widzieliśmy.
Pytanie tylko, jak fani sieciowych zmagań przyjmą taką, a nie inną formę multiplayera w Call of Duty. Testy sieciowych starć nie wywołały wielkiego entuzjazmu, co widać w komentarzach. Wybór nieco futurystycznej tematyki za bardzo upodabnia grę do poprzedniej odsłony serii Black Ops, ogromne znaczenie specjalistów i oparcie na nich zarówno rozgrywki, jak i całego lore czwartej części skutkuje podobieństwem do strzelanek bohaterskich, a zwłaszcza Overwatcha. Na szczycie tego wszystkiego jest jeszcze tryb battle royale – choć Call of Duty nigdy nie miało kłopotów z frekwencją na serwerach (przynajmniej na konsolach), to teraz zamiast być po prostu Call of Duty, chce być wszystkim, co obecnie jest popularne i już przyciągnęło miliony graczy.
Black Ops 4 jako mniej kreskówkowy Overwatch czy przekombinowane battle royale może wydać się niezbyt dobrą podróbką świetnych tytułów, a nie być po prostu nowym i ciekawszym Call of Duty, tym bardziej że przecieki z różnych źródeł są nieco niepokojące. Strona charlieintel.com już w kwietniu pisała, że rozgrywka w sieciowych bitwach do złudzenia przypomina to, co znamy z Overwatcha. Co więcej, większość istniejących wtedy rozwiązań została wręcz zmiażdżona w opiniach przez testerów, którzy pod względem mechaniki oraz klimatu zabawy porównywali grę nie tylko do dzieła Blizzarda, ale i LawBreakers. Treyarch ponoć przed majową prezentacją w pocie czoła usuwał overwatchowe zapożyczenia, które nie spotkały się z entuzjazmem testerów, ale ducha tej pozycji i tak nie dało się nie zauważyć w przygotowanych zwiastunach.
Ilu zawodników to już battle royale?
W ostatnich wywiadach z deweloperami pojawiło się też pytanie o liczbę graczy w trybie Blackout i prawie na pewno nie będzie to setka – przynajmniej w dniu premiery. Zapytani przez serwis Kotaku twórcy przyznali, że ciągle starają się ustalić, jaka liczba będzie właściwa dla battle royale w świecie Black Ops 4. Eurogamer z kolei wycisnął z twórców formułkę, że „liczy się doświadczenie, a nie liczba graczy”, a ta ma być „największa, jaką do tej pory stworzyli”.
Call of Duty: Black Ops 4 zapowiada się na grę nowatorską, ale chyba nie w tych obszarach, na których by wszystkim zależało. Nie ujrzymy wyraźnych zmian w silniku graficznym, nie spotkamy ciekawie wykreowanych bohaterów na miarę Price’a czy Ghosta. Kampania fabularna, którą porzucono, zapewniała wielu graczom nie tylko możliwość spokojnego zapoznania się z tempem rozgrywki i typami broni, ale i nadawała konkretnej odsłonie własną tożsamość, uzasadniała użycie takich, a nie innych gadżetów, lokacji czy uzbrojenia.
Zamiast tego Call of Duty jawi się mieszanką Overwatcha, Rainbow Six: Siege (te rozwijane druty kolczaste!) i Fortnite’a. Choć na sukces komercyjny można chyba stawiać w ciemno, tak wizerunkowy stoi już pod pewnym znakiem zapytania. Czy to jeszcze będzie Call of Duty, czy raczej pierwsza odsłona zombie battle royale – pierwsza część marki Blackout?
Powyższy tekst nie jest bezstronnym artykułem publicystycznym, a felietonem przedstawiającym opinię oraz punkt widzenia autora.