Call of Duty: Modern Warfare to Battlefield, na którego czekają gracze
Niedawna prezentacja trybu sieciowego Call of Duty: Modern Warfare pokazała, jak bardzo COD staje się podobny do Battlefielda – i to w momencie, gdy seria DICE przechodzi mały kryzys. Czy Battlefield ma jeszcze siłę, by przyjąć takie wyzwanie?
Spis treści
Battlefield i Call of Duty do tej pory dość zgodnie dzieliły się FPS-owym tortem, czyli bazą graczy, choć może trafniejszym określeniem byłoby: płacących konsumentów. BF oferował wielkie bitwy z czołgami i samolotami oraz sporych rozmiarów mapy, a CoD błyskawiczne strzelaniny na małych arenach, podczas których do kontaktu z wrogiem dochodziło po paru sekundach. Niby w obu seriach akcję obserwuje się z perspektywy pierwszej osoby, ale jednak zawsze czuć było między nimi różnice – zwłaszcza gdy Call of Duty odstawało technicznie i szybowało klimatem w kosmos, a Battlefield zachwycał grafiką i bardziej trzymał się realizmu. Tak wyglądało to przez wiele ostatnich lat. Aż do teraz.
Call of Battlefield
Call of Duty niedługo zmieni się w Battlefielda. EA_DICE musi się bardziej postarać. Dość tego skupiania się na grafice, ludzi obchodzi rozgrywka.
Casey Al-Kaisy, były global brand manager w Electronic Arts
Słowom byłej szychy z EA wtórują liczne opinie youtuberów, a także podobne komentarze chociażby z naszego podwórka – forum GOL-a:
- „Multi jak w BF-ie... chcę bardzo” – hubert43
- „[…] z tą największą mapą przypomina Battlefielda. Coraz bardziej nie poznaję kolegi CoD-a” – misterŁŁ
- „[…] wybór pomiędzy nowym CoD-em a tym, co proponuje BF, jest trywialny. :) Ten CoD to będzie mistrzostwo, mówię Wam” – Xinjin
Wszystko wskazuje na to, że tegoroczne Call of Duty: Modern Warfare nie tylko zamierza dogonić swego rywala pod względem technologii, ale i bez skrupułów próbuje wedrzeć się na teren zarezerwowany do tej pory wyłącznie dla BF-a, prowokując konkurenta czymś więcej niż paroma skopiowanymi detalami. Tryb „dominacja”, w którym przejmujemy i kontrolujemy punkty na dużych mapach z kilkudziesięcioma graczami jednocześnie, gdzie można wspólnie przemieszczać się i walczyć w bojowym wozie piechoty oraz wzywać wsparcie lotnicze, to przecież wypisz wymaluj BF-owy „podbój”, jakby nie było – wizytówka gry DICE.
Na dodatek moduł ten zapowiada się naprawdę ciekawie i wciąga (wiem, bo grałem). Trudno oderwać się od menu konfiguracji broni, a to przecież dopiero wstęp do właściwej bitwy. Bitwy, w której czuć klimat współczesnego, realnego konfliktu zbrojnego. BF5 z kolei, mimo że wprowadził kilka naprawdę dobrych zmian do mechanizmów rozgrywki, wszystko popsuł kontrowersyjną wersją historii drugiej wojny światowej, kobietami z protezami, małą zawartością w dniu premiery i buńczucznym uporem twórców przedkładających swoją wizję nad oczekiwania graczy.
TO MY POLACY
Jeśli odwiedzacie GOL-a regularnie, wiecie, że nad techniczną stroną nowego Call of Duty pracują Polacy z krakowskiego oddziału Infinity Ward. Jeżeli nie czytaliście jeszcze naszego tekstu na ten temat, szybko to nadróbcie.
DICE zaprzepaściło możliwość powtórzenia szoku, jaki kiedyś zafundowało wszystkim Medal of Honor: Allied Assault, serwując w „piątce” żenującą kampanię fabularną i mało charakterystyczne mapy, zamiast wrócić do chyba o wiele bardziej oczekiwanego klimatu z filmów Kompania braci lub Wróg u bram. Infinity Ward oraz Activision wybrały zupełnie przeciwny kierunek, woląc chyba ewentualne kontrowersje w mediach niż polemikę z graczami. Modern Warfare zapowiada się na grę, która nie tylko wniesie do CoD-a świeżość, ale i naprawi wiele wad obecnego Battlefielda. Dzięki temu może zagarnąć sporą część wspomnianego tortu wyłącznie dla siebie.