Kości zostały (po)rzucone. CoD:MW to Battlefield, na którego czekają gracze
Spis treści
Kości zostały (po)rzucone
Nie ma raczej wątpliwości, że kolejna gra z serii Battlefield wróci do bardziej współczesnych klimatów – tylko czy to wystarczy, by nawiązać rywalizację z Call of Duty? Jedną z prawdopodobnych opcji jest wydanie następnej odsłony cyklu już na nowej generacji sprzętu, co samo w sobie ma szansę wzbudzić spore zainteresowanie większymi możliwościami, jeśli chodzi o grafikę i fizykę – o ile takowe uwzględnią twórcy. Na dodatek według pojawiających się co jakiś czas przecieków nowy Battlefield powstawał ponoć równocześnie z „piątką” i będzie trzecią odsłoną spin-offa Bad Company, osadzoną w dość luźno potraktowanych realiach wojny w Wietnamie. To jednocześnie dobre, jak i niepokojące wiadomości.
Pozytywem jest to, że nad nadchodzącą grą ma pracować zespół DICE Los Angeles, a nie DICE Sztokholm, odpowiedzialne za „piątkę”. Szwedzki oddział studia wydaje się przechodzić ostatnio kryzys. Nowe łatki bardziej psują grę, niż naprawiają, a dodatkowej zawartości przez niecały rok nie pojawiło się zbyt wiele. Być może wiąże się to pośrednio z odejściem kluczowych dla serii postaci: Patricka Bacha oraz Roberta Soderlunda. W tym samym okresie DICE opuściło też kilkudziesięciu szeregowych, ale bardzo doświadczonych pracowników.
Czarny scenariusz
Bad Company 3 oznacza, że sporą uwagę przyciągnie kampania fabularna, a tu niestety próżno szukać jakichś dobrych prognoz. Po tym, co zobaczyliśmy w czwartej i piątej części Battlefielda oraz w sequelu Star Wars: Battlefront, trudno mieć nadzieję na coś wybitnego w nadchodzącej odsłonie cyklu. Obok braku doświadczenia w tworzeniu ciekawych misji oraz całych scenariuszy jest jeszcze nieszczęsny silnik Frostbite, który w moim odczuciu słabo radzi sobie z animacjami twarzy oraz naturalnych gestów w cut-scenkach. Jeśli zerkniemy na przekrój ostatnich gier: Battlefield 5, Mass Effect: Andromeda, Anthem, Need for Speed: Payback, zauważymy, że wszystkie postacie wyglądają w nich i poruszają się dość podobnie.
Przerywniki filmowe z ludźmi na Frostbicie prezentują się po prostu słabo i o ile ten element silnika nie przeszedł jakieś solidnej aktualizacji czy usprawnienia z myślą nawet o przyszłej generacji sprzętu, fabularne opowieści w tej technologii mogą rozczarować, i to pomimo dobrych chęci czy pomysłów. Jest jeszcze kwestia owego zbyt luźnego podejścia do tematu wojny. Takie potraktowanie II wojny światowej nie wyszło DICE za dobrze i to samo może spotkać każdy inny okres. W cyklu Bad Company swobodniejsza forma jest jednak wizytówką tej serii i całkiem możliwe, że tym razem wszystko zagra – ale do tego potrzeba dobrego scenariusza i dialogów, które nadadzą całości właściwy ton.
Na koniec pozostaje jeszcze nie mniej istotna kwestia zawartości w dniu premiery oraz późniejszego wsparcia gry, co równie dobrze może nie wypalić tak w Call of Duty, jak i Battlefieldzie. Nikt już chyba nie nabierze się na numer „teraz rozdział pierwszy, a w kolejnych miesiącach bliżej niesprecyzowane nowości”. Po klęskach wersji premium oraz przepustek sezonowych duzi wydawcy nie mają jednak kompletnie pomysłu, jak zapewnić sobie dalsze wpływy, co przekłada się na słabe i rzadkie aktualizacje lub próbę zarabiania na dosłownie kliku pikselach (kropki kolimatorów w Call of Duty: Black Ops 4). Być może warto powrócić do koncepcji wydania od razu na tyle kompletnej gry, by nie zaprzątać sobie głowy dodatkami już na samym początku i długo potem?
BF 3 II
Czy więc Casey Al-Kaisy – były general brand manager z Electronic Arts – ma rację i DICE musi się „mocniej postarać”, by dotrzymać kroku Infinity Ward? Jeden z komentarzy pod jego słowami głosi: „Activision nie jest w stanie dać nam gry na miarę trzeciej części Battlefielda – DICE niestety już też nie”. Tak naprawdę chyba legendarne studio nie ma wyjścia. Nie wyobrażam sobie sytuacji, żeby kolejny Battlefield ukazał się z kampanią na poziomie tej z Battlefronta II lub Battlefielda 5, nie wyobrażam sobie, żeby miał zawartość na premierę zbliżoną do oferty z ostatniej części. Nowy „Batek” po prostu będzie musiał dorównać „trójce” i wrażeniu, jakie wtedy zrobiła na nas tamta odsłona cyklu. Nie ma innej opcji!