Przyjdź królestwo Dzikiego Gonu. 3 lata Wiedźmina 3 – jak Dziki Gon odmienił branżę
Spis treści
Przyjdź królestwo Dzikiego Gonu
No i jest jeszcze Kingdom Come: Deliverance. Szczerze mówiąc, gdyby zależało to ode mnie, chyba bym darował sobie wrzucanie tej gry do zestawienia. Ale skoro sami pracownicy studia Warhorse na każdym kroku chwalili się otwarcie, że Wiedźmin 3 był dla nich jednym z głównych wzorów do naśladowania, to chyba nie wypada pominąć Czechów, prawda?
No dobra, rozejrzyjmy się za podobieństwami. System walki... gdzie tam wiedźmińskiemu szlachtowaniu niemilców mieczem do realistycznej pierwszoosobowej szermierki z KCD? Rozwój postaci... nie no, tej grze znacznie bliżej do The Elder Scrolls, a i tak Kingdom Come robi wszystko po swojemu (czyt. po hardcorowemu). Konstrukcja świata... pomijając czysto techniczną kwestię braku ekranów wczytywania pomiędzy lokacjami, która łączy obie produkcje, podobieństw nie widać. Już abstrahując od faktu, że XV-wieczne Czechy to jednak zupełnie nie to samo co quasi-średniowieczny „Wiedźminland”, podstawowa różnica polega na tym, iż studio Warhorse w ogóle nie posługuje się ideą poziomów w odniesieniu do przeciwników czy zadań. Więc gdzie te inspiracje?
Trzeba zanurzyć się głębiej, żeby zrozumieć, jaką wiedźmińską cechę naśladował czeski deweloper. Rzecz dotyczy różnych aspektów szeroko pojętej narracji. Czesi musieli uważnie przyglądać się temu, jak wyreżyserowane są cut-scenki w Wiedźminie 3, jak przedstawia się i wprowadza nowych bohaterów w opowieść, jak zadania główne przeplatają się z pobocznymi, jak budowany jest klimat świata etc. W każdym z tych elementów Kingdom Come stosuje tricki Dzikiego Gonu i okazuje się mniej więcej tak samo udane jak gra RED-ów – a to nie byle jaka sztuka. Co najwyżej Henryk jako główny bohater charyzmą i seksapilem ustępuje Geraltowi z Rivii...
Widmo Dzikiego Gonu wisi nad światem
I co, to wszystko? Tylko pięć gier nosi na sobie „piętno” Wiedźmina 3? Pewnie niektórzy z Was zadają w tym miejscu takie pytania, krzywiąc się z niesmakiem. Tak, tyle naliczyłem produkcji AA i AAA, które nazwałbym uczniami Dzikiego Gonu – mniej lub bardziej pilnymi. Mało? Miejcie na uwadze, że sandboksowe RPG i gry akcji – a przynajmniej ten ich podtyp, z którym Wiedźmin 3 ma coś wspólnego – nie powstają aż tak znowu często. Ich stworzenie też chwilę trwa, a trzy lata w branży gier to nie wieczność.
Niemniej nie mam wątpliwości, że ziarno zasiane przez CD Projekt RED wyda jeszcze obfite plony. Nie wyobrażam sobie, żeby deweloperzy wciąż byli w stanie trzymać się starych nawyków. Pozbawionych sensu, niewspółgrających z pozostałymi systemami rozgrywki znajdziek w stylu 100 piór czy praktycznie odartych z fabularnej treści zadań-fillerów a la „zabij 5 dzików”. Z tych ostatnich nawet studio Piranha Bytes było w stanie się wyleczyć, a to o czymś świadczy.
Z drugiej strony – oczywiście nie będzie tak, że deweloperzy ograniczą się do bezrefleksyjnego powielania rozwiązań z Wiedźmina 3. Ba, już w tej chwili tak nie jest. I Ubisoft, i Guerrilla Games dołożyły swoje do wiedźmińskiej formuły rozgrywki, stawiając mocno na strzelanie z łuku i skradanie się. Do tego Francuzi zastąpili tradycyjną minimapę klimatyczną opcją przeprowadzania zwiadu z pomocą sokoła. Bo Dziki Gon, jako się rzekło, nie był wcale idealny w każdym calu... a Geralt to nie jedyny nauczyciel Bayeka. Zdaje się, że egipski medżaj jedną czy dwie lekcje pobrał też u Linka z uwielbianego The Legend of Zelda: Breath of the Wild.
Tak czy inaczej – studio CD Projekt RED zainicjowało ewolucję wirtualnych piaskownic i wskazało kierunek rozwoju największym graczom w branży. Bardziej znaczącego sukcesu my, Polacy, raczej nie mogliśmy sobie wymarzyć. Teraz pozostaje trzymać kciuki za to, by Cyberpunk 2077 doskoczył do wysokości, na której poprzeczkę zawiesił mu Dziki Gon...