Bezimienny vs Geralt – konfrontacja nad kuflem piwa
W lewym narożniku Geralt z Rivii, wiedźmin, profesjonalny zabójca potworów. W prawym Bezimienny, wybraniec bogów, pogromca smoków i król Myrtany. Myślicie, że to ring, że arena? A nie lepsze byłyby narożniki karczmy i konfrontacja nad kuflem piwa?
Spis treści
BEZIMIENNYCH DWÓCH (ŻEBY TYLKO)
W razie, gdyby ktoś miał wątpliwości (bo nie rozpoznał na pierwszy rzut oka postaci z grafiki powyżej) – chodzi o Bezimiennego z Gothica. Nie, nie o Bezimiennego z Tormenta. Co, chcielibyście rzucić biednego wiedźmina na pożarcie facetowi, który przezwyciężył własną śmiertelność, a ludzi „znikał” samą siłą argumentów w dyskusji? Chyba postradaliście rozum.
Trochę to niepoważne, co? Brać dwóch bohaterów z zupełnie różnych (czyżby?) bajek, wrzucać ich na jakąś nieprawdopodobną arenę, kazać lać się nawzajem po gębach i patrzeć, któremu równiej puchnie... Ale zaraz, dlaczego „vs” musi od razu implikować robienie sobie krzywdy? Dlaczego w ogóle rozpatrywać temat w kategoriach „vs”? Poważni literaturoznawcy mają naukowe metody konfrontowania ze sobą postaci, które do wyłonienia zwycięzcy nie potrzebują ani wywijania mieczem, ani nawet sprawdzania, który protagonista jest mocniejszy w siłowaniu się na rękę. Ja nie jestem poważnym literaturoznawcą (zawołajcie Maćka Pawlikowskiego, jeśli szukacie takowego), dlatego podejdę do sprawy w zupełnie niepoważny sposób. Ale i tak obejdzie się bez rozbijania sobie łbów.
No więc nie będzie walki Geralta z Bezimiennym (chyba że panowie się ubzdryngolą i zaczną wpadać na głupie pomysły). Będzie spotkanie. Ot, niewinny crossover. A gdzie owo spotkanie się odbędzie? Tu następuje pierwszy zgrzyt, bo chłopaki wymienili się adresami, ale mieli niejakie trudności z naniesieniem ich na mapy. Teoretycznie wiedźminowi byłoby łatwiej, bo w jego stronach słyszeli o podróżowaniu między światami, ale jak na złość Ciri gdzieś wywiało i Geralt nie miał transportu.
Może to i zresztą lepiej, bo panowie mogliby doznać szoku kulturowego, gdyby zaczęli odwiedzać siebie nawzajem. Bezimienny nigdy nie słyszał chociażby o elfach i krasnoludach, Biały Wilk zaś nie wiedziałby, jak zachować się w towarzystwie orka. Poprzestańmy więc na ustaleniu, że do spotkania doszło w karczmie. „Karczmie pod Czymś”, która mieści się na symbolicznym rozdrożu. A jak przebiegła ta „konfrontacja”? O tym opowiedzą sami zainteresowani...
SPOILERY... BYĆ MOŻE
Aha, takie małe uprzedzenie – mogły się gdzieś tutaj zaplątać jakieś spoilery. To znaczy – odwołania do faktów, które fani Gothica i Wiedźmina powinni doskonale znać, niemniej teoretycznie istnieje pewne ryzyko, że jednak nie znają, więc należy o tym uprzedzić. No to czujcie się uprzedzeni.
Geralt: Mów mi Geralt. A ciebie jak zwą?
Bezimienny: Różnie. Dawniej mówili na mnie...
G: Nie mówmy o przeszłości, jak mówią na ciebie teraz?
B: No... ostatnio jestem znany jako król Rhobar III.
G: Król? Fiu, fiu, to mi się poszczęściło. A nie masz dla mnie, królu, jakiegoś zlecenia?
B: Zlecenia na co?
G: Na potwora, a na co. Nie powiesz mi chyba, że nie ma tam u was strzyg, leszych, żyrytw, katakanów, archesporów, skolopendromorfów...
B: Mamy ścierwojady, kretoszczury, pełzacze, cieniostwory...
G: Pełzacze... Dobra, zapomnij, że pytałem.
B: Poza tym radzimy sobie sami. Rozumiesz, cenimy zdobywanie doświadczenia. Na początku takie pełzacze wydawały mi się śmiertelnie groźne, ale nauczyciele pokazali mi parę sztuczek i nagle przestały być straszne. A przed największym złem bronią nas paladyni, święci wojownicy Innosa.
G: No pewnie, jak nie Zakon Płonącej Róży, to przemarsz wojsk... A za to zło, ciekawość, to co się uważa w twoich stronach?
B: Głupie pytanie. To, co pochodzi od Innosa, jest dobre, a to, co od Beliara – złe. Demony są złe. Smoki są złe. Orkowie są źli... zazwyczaj.
G: Źli tak po prostu i koniec tematu? Zaraza, nawet nie wiesz, jak ci zazdroszczę... A właśnie, wcześniej było coś o pogromach smoków. Raczysz zdradzić, czym tak konkretnie ci te smoki zawiniły?
B: Wezwał je Śniący. Chciały zniszczyć świat.
G: Aha... Wiesz co? Napijmy się.
G: Więc mówisz, że budzisz się w wieży tego całego Xardasa i ów powiada ci, że armia zła, że smoki są be i trzeba je ukatrupić. Więc idziesz i je ukatrupiasz, jednego po drugim. Tak?
B: Nie myśl sobie, Gerold...
G: Geralt.
B: No przecież mówię... Nie myśl sobie, Gerold, że to wszystko było takie proste. Nie mogłem tego zrobić bez Oka Innosa. Żeby je zdobyć, musiałem dostać się do dolnego miasta, potem dostać się do górnego miasta – do lorda Hagena, potem przedstawić Lordowi Hagenowi dowód na to, że smoki w ogóle istnieją, a tego nie chcieli mi dać w Górniczej Dolinie, dopóki nie zdałem raportu z wydobycia rudy, potem odzyskać Oko Innosa, bo ktoś w międzyczasie je ukradł, a potem przekonać magów do współpracy, żeby naprawili Oko Innosa, bo ktoś w międzyczasie je popsuł.
G: A potem?
B: Potem to już w zasadzie poszło z górki.
G: I nawet przez moment nie chodziło ci po głowie zapytać tego swojego nekromantę: dlaczego ja?
B: Przecież pokonałem wcześniej Śniącego...
G: O, to też. Czemuś ty się, bratku, dał w ogóle wkręcić w tę kabałę? Nie było w okolicy innego frajera, na którego można by to zwalić? Jakiegoś paladyna albo innego świątobliwego rycerza, który z uśmiechem na ustach dałby się poćwiartować w imię swojego boga? Nie wpadłeś na to?
B: Wybrał mnie Innos. Tylko ja mogłem...
G: I co z tego masz? Świat był tak wdzięczny, że ani bogowie, ani nawet twoi kumple nie zadali sobie trudu, by odgrzebać cię spod tego gruzu. Wykopać i jeśli nie odratować, to chociaż pochować jak człowieka.
B: Słuchaj, powiedzieli mi, żebym to robił, więc to robiłem. Nie każdy mędrkuje przy robocie tyle co ty. Nic dziwnego, że wszyscy chcą cię kopnąć w dupę, gdy spędzą z tobą trochę czasu... Poza tym moje przeznaczenie...
G: Przeznaczenie, a to dobre. I może jeszcze dodaj, że miecz ma dwa ostrza... Ach, dość gadania po próżnicy, napijmy się.