Kieliszek później. Bezimienny vs Geralt – konfrontacja przy piwie
Spis treści
Kieliszek później
Bezimienny: Słucham cię i słucham, i mam wrażenie, że twoje życie to nic tylko ciągle picie, polowanie i uganianie się za babami...
Geralt: Masz coś przeciwko kobietom? Sam powinieneś spróbować.
B: Próbowałem. Była Nadja w Czerwonej Latarni...
G: Proszę cię, mówmy o czymś poważnym. Zaprzyjaźnij się lepiej z jakąś czarodziejką. Jako król powinieneś mieć takową na dworze.
B: Bzdura. Tylko mężczyźni są magami.
G: No to zaprzyjaźnij się z bardką.
B: Bzdura. Tylko mężczyźni są... Właściwie to nie jestem pewien, czy przez całe życie spotkałem chociaż jednego barda.
G: Smutne. To kim w takim razie są kobiety w twoich stronach?
B: Złodziejkami, kurtyzanami, niewolnicami...
G: Więc nie myślałeś nigdy, dajmy na to, o miłości?
B: A po co?
G: Ech, napijmy się.
G: Nie da się zaprzeczyć, królu, biografię masz piękną, zasług bez liku. Powinni nazywać skwery twoim, ekhm, imieniem. Gdyby był tu mój druh Jaskier, już trzasnąłby balladę na twą cześć...
B: Śmiej się, śmiej, koleżko. A ty zrobiłeś cokolwiek pożytecznego dla świata?
G: Wychowałem córkę takiego jednego cesarza na wiedźminkę.
B: Nie rozumiem twojego poczucia humoru...
G: Kumple pewnie nie proszą cię często, żebyś im opowiedział kawał, co? W ogóle wychodzicie czasem gdzieś razem? Tak, wiesz, towarzysko.
B: Po co?
G: Dla relaksu? Dla rozluźnienia atmosfery? Żeby uatrakcyjnić sobie czymś przygodę i zrobić małą przerwę od kopania rudy, tępienia chrząszczy, ściągania długów, doręczania listów, zbierania wilczych skór, szukania zgubionych sakiewek tudzież wszelkich innych rzeczy, którymi zwykł trudzić się wybraniec bogów?
B: Żadna praca nie hańbi, a każda jest bezcennym doświadczeniem. To moje życiowe motto. Poza tym, wiesz, problemy nie rozwiążą się same, jeśli będziemy siedzieć na dupie i pić alkohol, ględząc o życiu z mądrymi minami. Wolę po prostu działać. I nie zadawać zbyt wielu pytań.
G: Zaiste, roztropność, jakiej nie powstydziłby się prorok Lebioda... Zapisałeś sobie gdzieś więcej równie błyskotliwych przemyśleń? W ogóle jesteś w stanie pisać takimi wielkimi łapskami?
B: Chyba przywalę ci w mordę...
G: Może lepiej napijemy się jeszcze?
B: Pod jednym warunkiem. Oszczędź mi reszty tej paplaniny.
Próba walki
O rany, koniecznie chcecie wiedzieć, kto wygrałby, gdyby Geralt i Bezimienny jednak zmierzyli się na arenie? Oczywiście, że Geralt. Popatrzcie tylko, jak Bezio macha mieczem – jak cepem... No dobrze, może miałby jakieś szanse, gdyby znał się na magii i wezwał falę śmierci Uriziela. Albo deszcz ognia. Albo armię ciemności. Albo... No dobrze, może jednak Geralt by nie wygrał. Może.
Być może rozmowa ta ciągnęła się jeszcze przez jakiś czas (chyba że przerodziła się w bijatykę), ale sądzę, że jesteśmy już gotowi do wysnucia najważniejszego wniosku z tej „konfrontacji”. Geralt i Bezimienny raczej by się nie zakumplowali. Mimo że między ich światami można postawić sporo znaków równości, obaj panowie egzystują w swoich rzeczywistościach na zupełnie odmiennych zasadach.
Ot, choćby taka prawidłowość – jeden żyć nie może (całkiem dosłownie), jeśli nie przyłączy się do jakiejś frakcji, a drugi przeciwnie, stanowczo odżegnuje się od wszelkich stronnictw, pielęgnując swoją ukochaną neutralność. Jeden przebył drogę od najbardziej zerzystego zera do największego bohatera, drugi ruszył ze znacznie wyższego pułapu jako wiedźmin znany i względnie szanowany – ale tak na dobrą sprawę tam też pozostał do końca swoich dni i wcale nie miał ochoty awansować w hierarchii. Jeden, jak to sam ujął, nigdy nie mędrkował, tylko skupiał się na wykonaniu zadania i zebraniu doświadczenia, drugi komplikował sobie życie, odwołując się do serca i rozumu we wszystkim, co robił. Krótko mówiąc, na drodze do przyjaźni tych dwóch postaci stoją różnice klasowe, ideologiczne i osobowościowe. I sam Bóg wie, jakie jeszcze.
A który z nich wygrywa „konfrontację”? Żaden. Obaj. Albo sami sobie wybierzcie faworyta... No przecież nie będę Wam mówił, kogo macie bardziej lubić.
O AUTORZE, O TEKŚCIE, O SENSIE I BEZSENSIE
Pomysł na tekst, który właśnie przeczytaliście z uśmiechem na ustach (albo z niesmakiem przewinęliście od razu do końca), zrodził się 1 kwietnia. Niestety, wydarzyło się to dopiero w godzinach popołudniowych, poza tym były niejakie trudności ze znalezieniem autora, bo redaktor Draug, etatowy publicysta od Wiedźmina (gdzie ja, Draug, popełniłem błąd?), kręcił nosem, zapierał się rękoma i powtarzał, że nie będzie się wystawiać na lincz fanów Gothica.
Jak widać, redaktora Drauga ostatecznie udało się przekonać (a czy uda się go pozszywać, jak już będzie po linczu?); nie udało się tylko przestrzec go, żeby się nie wygłupiał i napisał normalny artykuł, a nie popełniał jakąś beletryzowaną grafomanię... Tak czy siak redaktor Zechenter nie chciał czekać z realizacją tak błyskotliwego (?) pomysłu do kolejnego 1 kwietnia, więc czytacie ten tekst właśnie dziś. Radujmy się, wujaszku, mamy prima aprilis dwa razy w jednym roku!