Tak się nie zaczyna gier! Najgorsze pierwsze misje w grach wideo
Mądrzy ludzie mówią, że pierwszy etap gry powinno się tworzyć na końcu i powinien być najlepszy. Dziś pokazujemy przykłady projektów, które zlekceważyły tę zasadę i źle na tym wyszły.
Spis treści
Nieudane początki gier mogą być prawdziwym utrapieniem. Jak tu zagłębiać się w fantastyczną fabułę czy rozkoszować kapitalną rozgrywką, skoro sam start zabawy jest już tak zniechęcający? Jak odnaleźć w sobie siły i zmagać się z oporną materią przez nie wiadomo jak długi czas, by dobrać się do smacznego mięska opakowanego w coś głupiego, nudnego, nijakiego, a niekiedy wręcz odpychającego? Stawiacie sobie czasem takie pytania, uruchamiając całkowicie świeży tytuł i ziewając przy nim przez pierwszą godzinę? Albo waląc kontrolerem ze złości w ścianę, bo wydaje się Wam, że kawałek plastiku nie chce słuchać Waszych poleceń?
Czasem jednak warto zagryźć zęby i jakoś przebrnąć przez nieudany początek gry. Być może później czeka nas fantastyczna zabawa, której oddamy się z taką ochotą, że będziemy o tym pamiętać jeszcze przez długie lata. Poniżej zamieszczam listę kilku tytułów z rozczarowującymi wprowadzeniami do opowiadanej przez nie historii. Niektóre z zamieszczonych poniżej gier mają nie tylko słabe otwarcie, ale i w całości są w mojej opinii pozycjami do zapomnienia, a niektóre przeciwnie – do dziś zachwycają.
MACIE WŁASNE POMYSŁY?
Spróbujcie sami ułożyć tego typu listę, wpisując na nią chociaż kilka tytułów z początkiem, o którym sami twórcy woleliby zapomnieć. Koniecznie jednak wspomnijcie, czy warto brnąć w nie dalej, byśmy nie przegapili czasem prawdziwej perełki.
Heavy Rain

Wcale nie uważam, jakoby Heavy Rain było jedyną udaną grą zespołu Quantic Dream. Wręcz przeciwnie. Mam za złe Davidowi Cage’owi, że tak pokpił sprawę i nie przygotował gry w taki sposób, abyśmy przy każdym rozpoczęciu rozgrywki nie mieli pewności, kim okaże się Zabójca Origami. Wzorem dla tego twórcy powinna być genialna przygodówka Blade Runner autorstwa Westwood Studios, w której zakończenie i zgromadzone na etapie śledztwa dowody mogły wskazać na jedną z kilku przedstawionych w historii postaci. Tymczasem pomimo nieliniowości rozgrywki w Heavy Rain mordercą okazuje się zawsze ta sama osoba.
Początek gry ma pokazać sielskie życie głównego bohatera i jego rodziny. Ethan budzi się, snuje po mieszkaniu, bierze prysznic, przebiera, znowu się snuje, pomaga rozpakować żonie zakupy, bawi się z dziećmi etc. Brzmi mało ciekawie? I tak jest w rzeczywistości, choć – jak wspomniałem – wszystkie te sceny mają sens i są potrzebne. Jednak ich wykonanie to już zupełnie inna para kaloszy. No i pytanie: czy to powinien być początek gry, czy w taki sposób wciąga się odbiorcę w opowieść?
Heavy Rain przeszedłem raz, dawno temu. Nie była to do końca satysfakcjonująca rozrywka, bo ktoś gdzieś sprzedał mi w trakcie gry zakończenie, które – jak już wspomniałem – zawsze wskazuje tego samego winnego. Wprowadzenie jest tu wyjątkowo nudne, ale i cały ten tytuł wydaje się być tylko zmarnowanym potencjałem – za sprawą niezbyt utalentowanego rzemieślnika uważającego się chyba za wybitnego reżysera. Przy czym wcale nie musicie się ze mną zgadzać, co chyba jest oczywiste.