autor: Luc
Mechanika eksploracji i podbijania świata. Quo vadis asasynie? Czy seria potrzebuje zmian?
Spis treści
Mechanika eksploracji i podbijania świata
Jasne, każda kolejna odsłona Assassin’s Creed to nowa sceneria i nowy wątek, ale schemat wypracowany na początku serii funkcjonuje do teraz. Obojętnie, której części (poza pierwszą) byśmy nie uruchomili, możemy być pewni, że znajdziemy w niej skrzynie wydające charakterystyczny dźwięk, stojące na ulicach panie lekkich obyczajów, poumieszczane w dziwnych miejscach znajdźki i tym podobne elementy. Z kolei zdobywając czy też wyzwalając poszczególne dzielnice, musimy ubić lidera wrogiej frakcji, a i sporadyczne synchronizowanie poprzez wspięcie się na najwyższy punkt w okolicy wydaje się być nie do ruszenia. To wszystko oczywiście charakterystyczne, rozpoznawalne cechy marki, które wyróżniają ją na rynku i sprawiają, że gracze czują się podczas zabawy jak w domu, ale w życiu każdej serii przychodzi przecież moment, w którym „to, co zawsze” zaczyna nużyć i nie sprawia już żadnej frajdy. No bo ileż razy można gonić złodziejaszka, który porwał sakiewkę? Stała obecność podobnych „zapychaczy czasu” sprawia, że w końcu zaczynamy je ignorować. Można by powiedzieć „kto grał w jedną część Assassin’s Creed, grał we wszystkie”... i szczerze mówiąc, niewiele rozminąć się z prawdą. Są tacy, którym niemal identyczna od lat mechanika nie przeszkadza lub wręcz sprawia przyjemność, ale pozostali zasypiają z nudów – i to z myślą o nich przydałoby się wprowadzić do rozgrywki chociaż odrobinę znaczących modyfikacji. Na ten temat nie usłyszeliśmy żadnego komentarza.