autor: Luc
Historia mknie naprzód. Quo vadis asasynie? Czy seria potrzebuje zmian?
Spis treści
Historia mknie naprzód
Kiedy porównamy kilka pierwszych odsłon serii z tym, co widzimy obecnie, jedną z głównych rzeczy rzucających się w oczy są oczywiście inne czasy, w których rozgrywa się akcja. Wraz z nadchodzącym Assassin’s Creed: Syndicate wylądujemy w wiktoriańskim Londynie, wcześniej odwiedzaliśmy rewolucyjny Paryż, poprzednio także Amerykę targaną wojenną zawieruchą oraz Karaiby w złotej epoce piractwa... Widzicie pewien schemat? Każda kolejna odsłona to spory czasowy przeskok do przodu (jedynym wyjątkiem jest Black Flag), do kolejnego rozpoznawalnego okresu. To, co zaserwowano w drugim Assassin’s Creed (wliczając w to Brotherhooda oraz Revelations) rozgrywało się w stosunkowo zbliżonej epoce. W przeciągu trzech tytułów „przeżyliśmy” więc zaledwie kilkadziesiąt lat, po których jednak rozpoczęła się szalona gonitwa naprzód i wycieczki po całym świecie. Nie byłoby w tym niczego złego, gdyby nie fakt, że przy takim tempie (i wydawaniu co roku kolejnych gier) twórcom zabraknie historycznej czasoprzestrzeni, by osadzać w niej kolejne tytuły. „Ciekawych” epok będzie ubywać i o ile Ubisoft nagle nie zmieni zdania i nie zacznie łaskawym okiem spoglądać także i na dawniejsze czasy, za kilka lat będziemy zabijać templariuszy w roku 2140. W tej kwestii nie udało się nam, niestety, uzyskać od deweloperów żadnego konkretnego komentarza, ale sięgnięcie po jeszcze wcześniejsze okresy w dziejach świata wydaje się jedynym sensownym rozwiązaniem, jeśli seria nie ma całkowicie zatracić swojej tożsamości.