Ofiary dystrybucji cyfrowej - gry, których nigdzie nie da się kupić
Gdy gra wydana wyłącznie cyfrowo znika z dystrybucji, tracimy jakikolwiek sposób na jej legalne zdobycie. W ten sposób w mrokach sieci zaginęło już kilka bardzo udanych perełek, z legendarnym P.T. na czele.
Spis treści
Kiedy we wrześniu 2003 roku debiutowała pierwsza oficjalna wersja Steama, mało kto zdawał sobie sprawę, że jesteśmy świadkami historycznego momentu. Aplikacja, która początkowo miała przede wszystkim ułatwiać pobieranie łatek do Counter-Strike’a, z czasem znalazła się w pierwszym szeregu cyfrowej rewolucji i na zawsze zmieniła świat gier komputerowych. W ciągu zaledwie kilkunastu lat kupowanie i użytkowanie gier stało się o wiele wygodniejsze. Zyskali też twórcy, zwłaszcza ci najmniejsi – zniknęły dystrybucyjne bariery i teraz wydawać gry mógł praktycznie każdy, co zaowocowało wielkim boomem na produkcje niezależne.
Niestety, nie ma rewolucji bez ofiar i również cyfryzacja procesu kupowania się bez nich nie obyła. Najczęściej przywoływanym przykładem jest rynek gier pudełkowych, znikający w przypadku wydań pecetowych i mocno osłabiony na konsolach. Ciemne strony dystrybucji cyfrowej to również rozluźnienie standardów kontroli jakości przed premierą gier (bo po co się męczyć, skoro wszystko można załatać już po ich debiucie) czy nadużywanie przez wydawców modeli biznesowych opartych na mikrotransakcjach i lootboksach.
O wiele rzadziej wspomina się o innym minusie cyfrowego rynku gier – o ich „terminie ważności”. Gdy dana pozycja ma wydanie fizyczne, to – o ile nie wymaga stałego połączenia z siecią – zostaje na nośniku unieśmiertelniona. Jej pozyskanie może się z czasem stać trudne bądź kosztowne, ale dopóki posiadamy zdolny do odpalenia danej produkcji sprzęt, będziemy w stanie ją przetestować.
W przypadku dystrybucji cyfrowej nie wygląda to już tak fajnie i jeśli wydawca z jakiegoś powodu zdecyduje się wycofać dany tytuł ze sprzedaży – na przykład ze względu na wygaśnięcie praw do wykorzystanej w nim licencji – to tracimy możliwość jego legalnego zdobycia. Gdy zaś znika cała platforma dystrybucyjna, zostajemy odcięci nawet od gier, które już „kupiliśmy” (a tak naprawdę wypożyczyliśmy z okresem ważności do tego właśnie momentu).
I na tych największych ofiarach cyfrowej dystrybucji skupiliśmy się w dzisiejszym zestawieniu. Opisaliśmy przynajmniej niezłe, a w większości dobre i bardzo dobre gry (bo nie oszukujmy się, crapów i tak nikomu specjalnie nie żal), których już w dystrybucji cyfrowej nie znajdziemy. A ponieważ pozycje te nie zostały nigdy wydane w wersji pudełkowej, całkowicie uniemożliwia to legalne ich zdobycie osobom, które nie zdążyły kupić ich wcześniej.
Trzy lata temu poruszyliśmy podobny problem – na przykładzie pierwszej Mafii (dziś dostępnej już w dystrybucji cyfrowej, wówczas jednak nieosiągalnej inaczej niż dzięki polowaniu na stare, rzadko się pojawiające wersje pudełkowe) przedstawiliśmy problematykę ponownego wydawania klasyki we współczesnej dystrybucji cyfrowej.
P.T.
P.T., a w zasadzie to Playable Teaser, pojawiło się znikąd. Grę pokazano na konferencji Sony na gamescomie 2014, reklamując ją jako debiutancki projekt studia 7780s, i chwilę później jej grywalny teaser udostępniono posiadaczom PlayStation 4. Mimo że była to ledwie próbka czegoś większego, tytuł ten imponował oprawą wizualną, przytłaczającym klimatem i nowatorskimi pomysłami, fantastycznie odświeżającymi formułę survival horroru. Obserwując wydarzenia z perspektywy pierwszej osoby, zwiedzaliśmy kolejne wersje przerażającego domu, i rozwiązując zagadki środowiskowe, poznawaliśmy fragmenty bardzo mrocznej historii. Darmowa próbka praktycznie broniła się jako samodzielna gra – zwłaszcza że jej ukończenie bez podpowiedzi nie było łatwą sprawą i potrafiło zająć całkiem sporo czasu.
Kiedy pierwsi gracze przeszli P.T. i pochwalili się w sieci tym, co zobaczyli na końcu, mało kto im uwierzył. Z czasem doniesień tych było jednak coraz więcej i w końcu trzeba było dać im wiarę. Studio 7780s wcale nie istniało. P.T. było pomysłową zapowiedzią nowej odsłony kultowego Silent Hill. Odsłony tworzonej przez samego Hideo Kojimę, branżową legendę odpowiedzialną za serię Metal Gear. We współpracy z Guillermo del Toro i z Normanem Reedusem wcielającym się w postać protagonisty. Brzmiało to jak spełniony sen.
Sen szybko zmienił się w koszmar. Konflikt Kojimy z Konami doprowadził do tego, że japońska korporacja postanowiła skasować Silent Hills – a wraz z nim P.T. Grę nie tylko przestano oferować w PlayStation Store, ale zablokowano nawet możliwość pobrania jej osobom, które przypisały ów tytuł wcześniej do swojego konta – a to się praktycznie nie zdarza. W efekcie konsole, na których zainstalowane jest P.T., do dziś pozostają rarytasem dla kolekcjonerów. Sama gra doczekała się natomiast kilku wiernych fanowskich remake’ów, których rozpowszechnianie Konami regularnie blokuje. Nowatorskie pomysły Kojimy nie przepadły i znalazły wielu naśladowców – echa Playable Teasera można doszukać się chociażby w Allison Road czy polskim Layers of Fear. Sama gra pozostaje jednak dostępna tylko dla tych, którzy zdążyli ją swego czasu pobrać i wciąż trzymają na dysku twardym swoich PS4.
SMUTNA ANEGDOTKA
Nie kupiłem PS4 dość szybko, by zagrać w P.T., ale zdążyłem przypisać tę grę do swojego konta, zanim usunięto ją ze sklepu. Do dziś co jakiś czas wyszukuję ten tytuł na swojej liście pobierania i próbuję go zassać, łudząc się, że może ktoś w Konami poszedł po rozum do głowy i to umożliwił. Wciąż mi się nie udało.