Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Opinie

Opinie 1 lutego 2022, 17:45

autor: Krzysiek Kalwasiński

Od pudełek do cyfry. Spowiedź byłego kolekcjonera

Swego czasu byłem zagorzałym kolekcjonerem. Dotyczy to nie tylko gier, ale również innych wytworów popkultury – jak filmy, muzyka czy książki. Dziś zdecydowanie wolę sięgnąć po cyfrowe wydanie albo skorzystać z platformy streamingowej.

Można powiedzieć, że od zawsze coś zbierałem. W dzieciństwie było to oczywiście uzależnione od „siły wyższej”, toteż moja „kolekcja” zabawek i im podobnych miała spore braki. Ale ilekroć wiedziałem, że coś jest częścią jakiegoś zestawu, chciałem mieć całość. Ot, chociażby figurki z „kinder niespodzianek” albo zestawy klocków LEGO. I choć gry wideo przewijają się przez moje życie od wczesnego dzieciństwa, o zbieraniu ich nawet nie myślałem. Zmieniło się to z biegiem lat – po tym, jak już miałem za sobą dłuższy okres kolekcjonowania muzyki. To zajęcie wymagające dość sporego zaangażowania, tym bardziej że uparłem się na zdobywanie również singli i dodatkowych wydań – choćby koncertowych. Przynajmniej jeśli chodzi o ulubione zespoły. I żeby nie było – nie polowałem na winyle czy egzemplarze z autografami, choć zdarzały się limitowane edycje z alternatywnymi okładkami. Już same próby nabycia japońskich wydań (wzbogacanych o kawałki niedostępne nigdzie indziej) potrafiły mocno nadwyrężyć budżet. Ale gra warta była świeczki.

Cały proces kolekcjonowania jest dość uzależniający. Nie tylko z uwagi na fakt, że zbiór staje się bogatszy. To dzieje się przy okazji. Ważniejsze jest samo zdobywanie. Poszukiwanie tego jednego, konkretnego egzemplarza. Często też licytowanie się o niego. A zapaleńców gotowych wyłożyć pokaźne kwoty nie brakowało i nie brakuje, zwłaszcza jeśli chodzi o rzeczy unikatowe. Ale jak się w końcu uda, satysfakcja jest ogromna. Potem przychodzi czas na chwilowe odsapnięcie i cieszenie się nową zdobyczą. W przypadku muzyki było to u mnie odsłuchiwanie całego albumu i studiowanie dołączonej książeczki. Dlatego tak bardzo lubiłem, gdy w zestawie były teksty. Zwłaszcza w albumach z muzyką cięższą, gdzie czasem trudniej o wychwycenie krzyczanych słów. A przecież do podziwiania miałem jeszcze grafiki i zdjęcia zespołu, które często pozwalały lepiej chłonąć klimat. Szczególnie gdy artyści dawali większy popis niż zwykle i oferowali bardziej wymyślne wydania. Pierwsze, co przychodzi mi do głowy, to album See You On The Other Side zespołu Korn w wersji Deluxe. Tekturowe opakowanie rozkładało się niczym scenka z teatru lalek, co w połączeniu z motywami nawiązującymi do Alicji po drugiej stronie lustra dawało świetny efekt. A czemu wspominam o chwilowym tylko odsapnięciu? Bo zaraz trzeba było wybrać się na kolejne polowanie, żeby nie przepuścić potencjalnej okazji. Kolekcjoner nigdy nie odpoczywa.

Edycja premierowa, 3xA, stan IGŁA

Kolekcjonowanie gier okazało się jednak trudniejsze, choć początkowo do kolejnych zakupów nie przywiązywałem większej wagi. Liczyło się dla mnie tylko to, żeby dana gra działała. Nie zwracałem uwagi na edycję. Z czasem jednak tytułów w kolekcji zaczęło przybywać. Wtedy dostrzegłem, że moje gry na PlayStation 2 (bo na tym sprzęcie skupiłem się początkowo) różnią się od siebie. Jedne mają białe grzbiety, inne ciemnoszare. Wyglądało to nieestetycznie, więc zacząłem wymienianie platynowych edycji na te premierowe. W tym wszystkim nie chodziło o same grzbiety. Okładka oryginalnego wydania nie była pomniejszona i upstrzona logotypami. Podobnie jak krążek, który miał oryginalną grafikę zamiast czarnego napisu na srebrnym tle. Jakby tego było mało – instrukcja była bardziej rozbudowana i w pełni kolorowa. Ta w wersji platynowej miała mniej stron i była czarno-biała. Niby nic, ale dla mnie w zasadzie do dzisiaj ma to znaczenie przy ewentualnym zakupie pudełka.

Jeszcze brzydsze okazały się wydania platynowe na PlayStation 3, które zamiast ciemnoszarej ramki wokół okładki miały żółtą. Obrzydlistwo. Nigdy jednak takiej nie kupiłem, bo gdy zacząłem zbierać gry na PS3, moje uczulenie na „platyny” było już bardzo silne. Na tyle, że zaraziłem nim swoich dobrych kolegów, również kolekcjonerów, którzy poszli w moje ślady. Jeden z nich był jednak znacznie bardziej pedantyczny w tym, co robił. Mowa o dobieraniu kopii z odpowiednim oznaczeniem kategorii wiekowej. Nie mogły pochodzić od organizacji wydającej na rynek francuski, niemiecki czy brytyjski. Ten ostatni cechowało w przypadku gier na PS2 to, że logo mieściło się również na grzbiecie. Znów było nieestetycznie, więc sukcesywnie je wymieniał, tak aby wszystkie grzbiety były po prostu białe. Mnie to nie przeszkadzało, więc w mojej kolekcji nie brakowało „brytyjczyków”. Choć pojawiały się myśli, żeby zrobić to samo i udoskonalić zbiór.

Kolekcjonerki to fajna sprawa, ale ich użyteczność jest często wątpliwa. Zajmują sporo miejsca, a wiele z dołączanych gadżetów to coś, co po prostu tylko ładnie wygląda. - Od pudełek do cyfry. Spowiedź byłego kolekcjonera - dokument - 2022-02-01
Kolekcjonerki to fajna sprawa, ale ich użyteczność jest często wątpliwa. Zajmują sporo miejsca, a wiele z dołączanych gadżetów to coś, co po prostu tylko ładnie wygląda.

W tym wszystkim oczywiście ważna była odpowiednia wersja językowa. W najgorszym razie mogła być angielska, ale najczęściej – jeśli tylko była dostępna – wybierałem polską. Choć w późniejszym czasie się to zmieniło. Rodzime wydania gier na PS1 oferowały dodatkowe „atrakcje” w postaci literówek lub brakujących znaków, co zaburzało mój spokój wewnętrzny. Tak było chociażby w przypadku Tombi! 2, gdzie na tyle okładki i w instrukcji brakowało litery „Ś”. W opisie więc zamiast „złych świń” widniały „złe winie”. Podczas grania się tego nie widziało (gra i tak nie była po polsku), ale przecież każde uruchomienie wiązało się z rzuceniem okiem na pudełko i przypomnieniem sobie o tym braku. Tombi to jednak biały kruk, więc powiedzmy, że nie wybrzydzałem, bo i tak dość trudno było je zdobyć.

Niewygodnie mi

Lata mijały, kolekcja się rozrastała. W pewnym momencie postanowiłem przeprowadzić się do większego miasta i szybko okazało się, że większość moich pakunków to gry, płyty z muzyką, filmy, książki i sprzęt. Jedna większa torba z ubraniami kontra dziesiątki pudeł wypchanych zawartością kolekcji. Oczywiście udało się to jakoś przewieźć, niemniej dla wszystkich zaangażowanych było to utrapieniem. No ale – pocierpiał człowiek przez dwa dni, a później wszystko wróciło do normy. To znaczy – po tym, jak kolekcja znalazła w nowym mieszkaniu swoje miejsce. Wszystko trzeba było poukładać według odpowiedniego klucza, co też potrafiło zająć sporo czasu. Na domiar złego, nie była to ostatnia przeprowadzka i za każdym razem utrapienie było coraz większe, bo i kolekcja się powiększała.

Do dziś trochę żałuję, że się tego pozbyłem, choć przynajmniej mam pewność, że egzemplarz trafił w dobre ręce. Ale łezka w oku się mimo wszystko kręci.<br>Źródło: collectorsedition.cat - Od pudełek do cyfry. Spowiedź byłego kolekcjonera - dokument - 2022-02-01
Do dziś trochę żałuję, że się tego pozbyłem, choć przynajmniej mam pewność, że egzemplarz trafił w dobre ręce. Ale łezka w oku się mimo wszystko kręci.<br>Źródło: collectorsedition.cat

Chociaż zawsze gdzieś trafiła się jakaś gra w wersji cyfrowej, a i korzystałem też z Netflixa czy HBO GO, tak ulubione dzieła wciąż musiały lądować na półce. Po prostu żeby były. W przypadku serii musiałem mieć też każdą jej odsłonę, choćby i najgorszą, jak np. Onimusha: Blade Warriors. Żeby był komplet. A że pograłem w to maksymalnie 2 godziny? Nieważne. Mimo wszystko w kolekcji i tak znajdowało się bardzo niewiele gier, których nie ukończyłem, więc nie było tak, że głównie zdobiły półkę. We wszystkie przynajmniej trochę pograłem. I jak łatwo wywnioskować, zbierałem głównie tytuły retro. Choć nowości (wtedy na PS4) również nabywałem w pudełkach. Aczkolwiek istniało tyle atrakcyjnych promocji w wirtualnych sklepach, że często trudno było się oprzeć. Toteż przybywało mi także cyfrówek. I stopniowo ograniczałem zbieranie fizycznych wydań.

Popkulturowy deszcz

Punktem zwrotnym w podejściu do całej sprawy okazała się ostatnia przeprowadzka. Oraz opinia mojej dobrej znajomej, która pomogła mi utwierdzić się w przekonaniu, że z moim stylem życia i wymaganiami jako odbiorcy kolekcjonowanie nie współgra zbyt dobrze. Jestem wygodnicki, często zmieniam miejsca zamieszkania, a ponadto pudełkowe edycje to już nie to samo co kiedyś. Dzisiejsze wydania pudełkowe nie posiadają już instrukcji, a ja zawsze uważałem czytanie ich za nieodłączną część korzystania z gry. Lubiłem je czytać od deski do deski (choć ograniczając się do znanych mi języków w przypadku wydań wielojęzykowych). Koniec końców, z pomocą wspomnianej osóbki pozbyłem się niemal całej kolekcji. Części gier żałuję, bo nie zdobyłem 100% trofeów na swoim koncie PSN, ale nie jest to duża strata. Zyskałem za to sporo komfortu, bo już nie przejmuję się wieloma bzdetami, o których rozwodziłem się kilka akapitów wyżej.

Xbox Game Pass to świetna sprawa, ale ja wciąż czekam na to, aż PlayStation Now zawita do Polski i zapewni choćby częściowy dostęp do starszych gier. Źródło: playstation.com - Od pudełek do cyfry. Spowiedź byłego kolekcjonera - dokument - 2022-02-01
Xbox Game Pass to świetna sprawa, ale ja wciąż czekam na to, aż PlayStation Now zawita do Polski i zapewni choćby częściowy dostęp do starszych gier. Źródło: playstation.com

Z uwagi na zbieranie głównie gier retro zmuszony byłem do korzystania z dobrodziejstw rynku wtórnego, a jak powszechnie wiadomo, przy takim zakupie do rąk twórców nie wpada dosłownie nic. I tak, ja wiem, że nabycie przeze mnie gry w promocji kilka lat po premierze też niewiele im daje, ale jednak zawsze coś. Jedyne czego żałuję, to braku dostępu do dzieł znacznie starszych, choć i tak nie korzystałem już ze starych konsol. Z tym wiąże się posiadanie chociażby dodatkowego odbiornika, bo era HD nie traktuje tych staroci zbyt pobłażliwie. To dlatego tak bardzo czekam na kolejne remastery klasyki, nawet tej, którą już kiedyś ukończyłem. Ale to temat, na który już się wypowiadałem.

Wraz z przerzuceniem się na inny typ grania odkryłem wiele dobrego. Bardzo cenię sobie Game Passa (choć jednocześnie nie podoba mi się wykupywanie studiów przez Microsoft), który okazuje się świetnym sposobem na poznanie tego, co zawsze mnie omijało. Skupiam się na ekskluzywnych produkcjach Microsoftu i gram tylko w te, które mnie interesują. To, że resztę mogę przegapić, bo ostatecznie zniknie z oferty, nie obchodzi mnie zbytnio. Tego i tak jest na tyle dużo, że nigdy bym nie poznał wszystkiego.

Ulubione produkcje i tak zakupię sobie na własność, jeśli zajdzie taka potrzeba. Podobnie z filmami czy muzyką. I mimo iż wciąż nabywam albumy ukochanych zespołów, robię to bardzo sporadycznie, bo muzyki słucham głównie na Spotifyu. Kiedy chcę i gdzie chcę. Czekam tylko, aż PS Now pojawi się w Polsce (z nadzieją na bogatszą ofertę) i więcej innych usług, o których Polacy mogą na razie oficjalnie jedynie poczytać. Jednocześnie marzy mi się jedna platforma do wszystkiego, tak abym nie musiał wybierać pomiędzy abonamentami. To jednak na ten moment absolutnie nierealna mrzonka i jeśli kiedykolwiek coś podobnego miałoby nastąpić, jest to pieśń bardzo odległej przyszłości.

O AUTORZE

Po odejściu od kolekcjonowania czasem tęsknię za całym tym rytuałem. Szybko jednak przypominam sobie, jak wiele wygód zyskałem, przerzucając się na streaming i cyfrowe edycje. Pozwoliło mi to skupić się też na tym, co najważniejsze, czyli na samym graniu. Chciałbym jednak, żeby zostało to wszystko udoskonalone. Tak, byśmy nigdy nie tracili dostępu do zakupionych gier, zawsze mieli możliwość ich nabycia i żeby nie było aż tylu usług. Czy to możliwe? Na ten moment nie, ale pomarzyć zawsze można.

TWOIM ZDANIEM

Zbierasz jeszcze gry w pudełkach?

Tak
49,5%
Nie
50,5%
Zobacz inne ankiety
Kolekcjonowanie gier może zmienić się w zbieranie bezużytecznego plastiku
Kolekcjonowanie gier może zmienić się w zbieranie bezużytecznego plastiku

Problemy z trwałością nośników danych mogą wkrótce spowodować, że z potężnych kolekcji pudełkowych wersji gier pozostanie jedyna ogromna sterta bezużytecznych śmieci. Czy problem faktycznie istnieje, a może mamy do czynienia z przesadzoną histerią?

Ofiary dystrybucji cyfrowej - gry, których nigdzie nie da się kupić
Ofiary dystrybucji cyfrowej - gry, których nigdzie nie da się kupić

Gdy gra wydana wyłącznie cyfrowo znika z dystrybucji, tracimy jakikolwiek sposób na jej legalne zdobycie. W ten sposób w mrokach sieci zaginęło już kilka bardzo udanych perełek, z legendarnym P.T. na czele.

Kiedy znikną gry w pudełkach? Ich dni są policzone
Kiedy znikną gry w pudełkach? Ich dni są policzone

Świat się zmienia, rynek się zmienia, a kolejne rzeczy, bez których nie wyobrażaliśmy sobie życia znikają. Niedługo do ich liczby mogą dołączyć gry w pudełkach. Nie za rok, nie za dwa, ale dni gier na fizycznych nośnikach są policzone.