Kolekcjonowanie gier może zmienić się w zbieranie bezużytecznego plastiku
Problemy z trwałością nośników danych mogą wkrótce spowodować, że z potężnych kolekcji pudełkowych wersji gier pozostanie jedyna ogromna sterta bezużytecznych śmieci. Czy problem faktycznie istnieje, a może mamy do czynienia z przesadzoną histerią?
Spis treści
Ciągnąca się przez lata wojna między wykazującymi się konserwatywnym podejściem do rynku kolekcjonerami pudełkowych wersji gier a idącymi z duchem czasu i wygody entuzjastami cyfrowej dystrybucji co jakiś czas dostaje nową porcję paliwa. W konflikcie, który zdaje się nie mieć końca, wraz z pojawianiem się różnorodnych argumentów i danych czasem jedna ze stron, czasem druga zyskuje pewną przewagę, choć ostatecznie żadna nie może poczuć się zwycięzcą. W tym odwiecznym sporze ściera się chęć fizycznego posiadania gier jako symbolu czegoś trwałego z wygodnym podejściem ograniczającym liczbę niepotrzebnych w mniemaniu wielu graczy śmieci.
Dlaczego o tym wspominam? Jednym z najczęściej podnoszonych argumentów zwolenników „pudełek” jest trwałość ich kolekcji. Argument wskazujący, że posiadacze cyfrowej wersji gry, kupując ją, tak naprawdę uzyskują wyłącznie licencję na jej użytkowanie. A ta czasem wygasa, co skutkuje usuwaniem produkcji z cyfrowych sklepów. O tym problematycznym aspekcie elektronicznej rozrywki robi się głośno co kilka miesięcy. Ostatnim razem wtedy, gdy Sony zapowiedziało (z czego się później wycofało) wyłączenie usługi PlayStation Store na PS3 oraz PS Vicie.
Jednak argument trwałości, podobnie jak kompletności, wydań płytowych odchodzi powoli w zapomnienie. W obu przypadkach umierają one z powodów, powiedzmy, naturalnych. Wydania fizyczne już w momencie debiutu nie są kompletne z uwagi na premierowe łatki poprawiające błędy i nierzadko uzupełniające gry o brakującą zawartość. Oczywiście możemy ten aspekt zignorować i – o ile dana produkcja nie wymaga połączenia z siecią – nawet bez łatek się nią cieszyć. Co innego, gdy nośnik danych ulegnie uszkodzeniu.
Płyta CD i DVD – najmniej trwały nośnik danych?
Do tej pory, gdy poruszano temat braku odporności fizycznych wydań gier na upływ czasu, wskazywano zazwyczaj na fakt, że płyty CD i DVD rysują się wraz z ich użytkowaniem, co przy jednocześnie słabnącej sile lasera w starzejących się konsolach powodowało problemy z wczytywaniem. Osoby, które nie dbały o swoją kolekcję, musiały dodatkowo zmagać się z głębszymi rysami, które najczęściej oznaczały śmierć nośnika. Na szczęście wraz z debiutem technologii Blu-ray postarano się o dodatkowe warstwy ochronne na spodniej części płyty, co ograniczyło do minimum jeden z poważniejszych problemów kolekcjonerów. O ile więc gry wydane w erze PlayStation 3 i Xboksa pozostają niezagrożone, tak starszym generacjom widmo elektronicznej kostuchy coraz bezczelniej zagląda w oczy.
O degradacji nośników (najczęściej płyt CD) mówi się głośno przynajmniej od kilkunastu lat, choć faktycznie problem ten sięga przełomu lat 80. i 90. ubiegłego wieku. Proces ten zachodzi przeważnie na płytach słabszej jakości, które mogą posiadać wady fabryczne nieprzeszkadzające w normalnym użytkowaniu, wychodzące jednak na jaw wraz z upływem czasu. Gdy nośnik przechowywany jest w złych warunkach, warstwa, na której zapisane są dane, zaczyna „odchodzić”, powodując jednoczesne przesuwanie danych względem oryginalnych ścieżek. Winne jest temu aluminium, którego cienką warstwę wykorzystano przy tworzeniu płyt CD.
Procesy chemiczne zachodzące przy udziale tlenu, siarki i jonów wody (dlatego najczęściej niszczeją płyty przechowywane w wilgotnych warunkach) powodują brązowienie płyt lub tworzenie widocznych pod światło prześwitów. Również promieniowanie UV ma negatywny wpływ na nośniki, toteż pozostawianie płyt luzem na słońcu nie należy do najlepszych pomysłów. Efektem końcowym degradacji jest całkowita utrata danych, zatem jedyną opcją, by je uratować, jest wykonanie kopii zapasowej z wykorzystaniem odpowiednich programów radzących sobie z korekcją błędów.
Jednak czy problem ten nie został czasem rozdmuchany? Jeśli miałbym kierować się własnym doświadczeniem, skłaniałbym się ku temu twierdzeniu. Nigdy nie zdarzyło się, by posiadany przeze mnie oryginalny nośnik, niezależnie od jego wieku i częstotliwości użytkowania, uszkodził mi się w wyniku degradacji. A zaznaczam, że nie zaliczam się do grona zbieraczy, którzy każde pudełko pchają w protektor lub folię ochronną. Jedyne problemy, jakie napotkałem, związane były z rysami, które prędzej czy później pojawiały się na moich płytach. Jestem jednak świadom, że opieranie się wyłącznie na dowodach anegdotycznych wydaje się nierozsądne, tym bardziej że na własne oczy widziałem płytę dotkniętą tą przypadłością. Choć dodam, że był to jeden z najtańszych nośników (pozdrawiam wszystkich posiadaczy płyt Esperanza) z dostępnych w sprzedaży.