Nie uwierzycie, ile się zarabia na kolekcjonerkach Wiedźmina
Chcielibyście położyć swoje ręce na edycji kolekcjonerskiej Wiedźmina, ale w sklepach już dawno jej nie ma? Spokojnie, internet jest ich pełen, ale lepiej dwa razy sprawdźcie zawartość swoich portfeli, zanim dokonacie zakupu.
Zbliża się listopad, a wraz z nim oficjalne premiery konsol nowej generacji. Z jednej strony technologiczny krok naprzód, z drugiej kolejny powód do wydania sporej ilości pieniędzy. Wiecie jednak, jak to działa – możecie poczekać kilka lub kilkanaście miesięcy i ceny PlayStation 5 oraz Xboksa Series X pójdą w dół, a większość ludzi raczej nie będzie bawić się w zawyżanie wartości używanego sprzętu.
I to jest normalne – rzeczy po jakimś czasie tanieją. Zawsze jednak znajdzie się parę wyjątków od tej reguły. Są nimi najczęściej przedmioty o wartości kolekcjonerskiej przygotowane z myślą o prawdziwych koneserach i zapaleńcach. Kiedyś na przykład zbierano i sprzedawano unikatowe znaczki, dziś niektórzy zarabiają na specjalnych edycjach gier. Przekonałem się o tym ostatnio, wędrując po portalach aukcyjnych i obserwując z niedowierzaniem, jakież to zaskakujące sytuacje mają miejsce w przypadku kolekcjonerek wszystkich części Wiedźmina.
Horrendalne kwoty względem ceny pierwotnej, masa chętnych konsumentów, a przecież mowa o produktach w większości używanych. Tego rodzaju transakcji nie nazwiemy już po prostu odsprzedażą, to zjawisko społeczne o znamionach prawdziwego biznesu. Dziś postanowiliśmy Was z nim trochę bardziej zapoznać. I uwaga – będą liczby. Bo to one robią największe wrażenie w całym tym szaleństwie.
Wiedźmin – Edycja Kolekcjonerska
- Cena premierowa: 199,90 zł
- Najwyższa cena popremierowa: 1800 zł
- Zysk: 1600 zł (z pominięciem paru groszy)
- Czas: od 2007 do 2017 – 10 lat
- Stopa zwrotu w skali roku: 24,56%
Kolekcjonerki gier CD Projektu przeważnie znikają z polskich sklepów w rekordowym tempie. Zwykle dzieje się to w ciągu 24 godzin, a więc czasu na decyzję o zakupie jest naprawdę niewiele. Przypadek pierwszego „Wieśka” był o tyle inny, że dotyczył debiutu i pierwszej egranizacji prozy Sapkowskiego, a więc tylko prawdziwi optymiści złożyli to nieco droższe zamówienie, oczekując większej liczby fantów ze świata gry. Oczywiście cena wydawała się stosunkowo sprawiedliwa (dziś dwie stówy wyłożymy za cyfrową wersję Cyberpunka 2077 bez żadnych bonusów), ale należy pamiętać, że kilkanaście lat temu pieniądze miały trochę inną wartość niż obecnie. Poza tym nie dostawaliśmy żadnej figurki, tylko medalion i sporo papieru w różnych wariantach.
Ocenę stosunku zawartości do ceny pozostawię już Wam, a sam skupię się na faktach, bo te są uderzające. Do sprzedaży trafiło zaledwie 2999 sztuk Wiedźmina w takim wydaniu, przez co szybko stało się ono białym krukiem na rynku. Cofnąłem się nawet w czasie do 2012 roku (5 lat po premierze gry) i przejrzałem nieco zwietrzałe fora, aby poczytać komentarze ludzi, którzy już wtedy narzekali na brak dostępności wspomnianych edycji kolekcjonerskich. Niektórzy wykładali za nie i 650 zł. Dziś cena odsprzedaży podskoczyła niemal trzykrotnie. Znajdą się nawet wariaci wystawiający ów produkt za ponad 7000 złociszy, ale chyba nikt nie dał się nabrać na taką kwotę. Lub też po prostu nie zdołał tyle odłożyć.
Wiedźmin 2: Zabójcy królów – Edycja Kolekcjonerska
- Cena premierowa: 229,99 zł
- Najwyższa cena popremierowa: 1430 zł
- Zysk: 1200 zł (bez grosika)
- Czas: od 2011 do 2020 – 9 lat
- Stopa zwrotu w skali roku: 22,49%
Może to zabrzmieć nieco groteskowo, ale kolekcjonerka drugiego Wiedźmina wydaje się najbardziej przystępna dla naszych portfeli, choć oczywiście ponad tysiąc złotych zysku za samą odsprzedaż to sumka, którą nikt z nas by nie pogardził. Kiedy edycja ta tylko pojawiła się w sprzedaży – w liczbie 9999 sztuk – rozeszła się jak świeże bułeczki. Po pierwsze, marka już zdobyła renomę, a po drugie, w zestawie znajdziemy chociażby rzeźbę głowy Geralta. „Redzi” pokazali w końcu prawdziwy rozmach, nieznacznie tylko podwyższając cenę wyjściową względem poprzedniej kolekcjonerki.
Te 1430 zł, które widzicie u góry, to – warto zaznaczyć – kwota, jaką wykładamy za produkt zafoliowany, w ogóle nieużywany. A przecież wystawiony przez osobę prywatną. Gdzie tu w takim razie sens? Dlaczego ten człowiek w ogóle sobie nie pograł? Nie przewertował stron artbooka, nie pozachwycał się fakturą rzeźby? No cóż, pół żartem, pół serio, mamy tutaj do czynienia z prawdziwym rekinem biznesu – kimś, kto zakupił kolekcjonerkę z jedną myślą: pozbycia się jej za kilka lat za grube pieniądze. Dlatego też nie rozmawiamy jedynie o inwestycji paru stówek, ale także o pomyśle i cierpliwości. Bo jak widać na załączonym obrazku – cierpliwość popłaca. I to dosłownie.
Wiedźmin 3: Dziki Gon – Edycja Kolekcjonerska
- Cena premierowa: 349,99 zł (419,99 zł za wersje konsolowe)
- Najwyższa cena popremierowa: 2229 zł (za wersję konsolową)
- Zysk: 1809 zł (bez grosika)
- Inwestycja czasu: od 2015 do 2020 – 5 lat
- Stopa zwrotu w skali roku: 39,58%
Na przykładzie Dzikiego Gonu można zauważyć jedną prostą zależność – im dalej brniemy w XXI wiek, tym więcej płacimy za gry, a już szczególnie za ich wydania specjalne. Na szczęście wiąże się to ze względnie proporcjonalnym wzrostem jakości zawartość tychże edycji. Dlatego też niech tradycji stanie się zadość i skoro wspominałem o figurkach w przypadku poprzednich „Wieśków”, jeśli chodzi o Wiedźmina III, musiałbym napisać prawdziwą pieśń pochwalną dla CD Projektu za to, jak wspaniały model walczącego z gryfem Geralta nam zaoferowano.
Zarówno pecetowcy, jak i konsolowcy mogli sobie taką kolekcjonerkę sprawić i wiadomo, że ze względu na rosnącą popularność serii trochę tych sztuk do sprzedaży przygotowano. Zauważcie więc – nie jest to aż taka rzadkość na rynku jak chociażby kolekcjonerskie wydanie pierwszego Wiedźmina, a zysk przeciętnego handlarza na portalu aukcyjnym okazuje się już większy o te dwie stówki. Ponadto potrzeba było „zaledwie” pięciu, a nie dziesięciu lat, aby aż tyle zarobić. Widziałem także bardzo podobną ofertę, również wydanie na Xboksa One, ale w stanie używanym, i to bez kopii gry – jedynie same fizyczne dodatki. A i tak ktoś był gotów zapłacić 1999 zł za tę nieco wybrakowaną edycję kolekcjonerską.
KOLEKCJONERKI INWESTYCYJNE
Ludzie kupują przeróżne rzeczy w celach inwestycyjnych. Whisky, obrazy, złoto. Czemu rzadkie wydania gier nie miałyby dołączyć do grupy produktów tego typu? Jeśli przeliczymy stopę zwrotu, zauważymy, że na kolekcjonerkach Wiedźminów dało się zarobić wyraźnie lepiej niż na lokacie. Oczywiście jednak wymagało to większego nakładu pracy, w końcu kupca trzeba znaleźć samemu, a poza tym wiązało się z większym ryzykiem. Kolekcjonerkę nabywa się, nie wiedząc, czy gra odniesie sukces. Ponadto producent może dojść do wniosku, że zwiększy nakład takiej edycji, zmniejszając tym samym wartość naszych inwestycyjnych egzemplarzy.
Co robić?
W sumie można mieć problem zarówno ze sprzedawcami, jak i z kupcami. Ci pierwsi zamawiają kolekcjonerki tylko po, by na nich zarobić, zabierając prawdziwym fanom określoną liczbę sztuk z i tak już limitowanej puli. Przeciętny konsument tego nie widzi, ale i tak go to dotyka. Przynajmniej w teorii. Drudzy zaś, mają co prawda prawo do nabywania tego, co im się żywnie podoba, jednakże robiąc to, godzą się pośrednio na podobne handlowe praktyki, udowadniając, że istnieje popyt na takie towary i zwiększając popularność takiego działania w przyszłości.
Zachowajmy jednak spokój i uszanujmy zasady wolnego rynku. Może się to wydawać nieco abstrakcyjne, ale skoro ludzie rzeczywiście przeznaczają swoje miesięczne wypłaty na kilkuletnie kolekcjonerki – cieszmy się razem z nimi. Ostatecznie, jeśli naprawdę nam zależy na kupnie takiego wydania w normalnej dystrybucji, wciąż mamy dużą szansę na sukces.
Cyberpunk idzie po rekord
Nie trzeba być Wiedźminem, aby sprzedawać się w Polsce tak obrzydliwie dobrze. Udowodniły to całkiem niedawno edycje kolekcjonerskie Cyberpunka 2077. Co prawda nieco zaskoczyły one swoją pierwotną ceną, bo 750 zł to przecież dwukrotność tego, co musieliśmy wybulić za Dziki Gon. Nie pozostało to jednak bez wpływu na wewnętrzny rynek internetowy. Gra nie zdążyła nawet zadebiutować, a jej kolekcjonerkę, a raczej rezerwację tejże kolekcjonerki, niektórzy już sprzedają za 1500–1600 zł. Krótko mówiąc, my możemy sobie szczekać, a karawana i tak jedzie dalej.
O AUTORZE
Od zawsze starałem się rozsądnie zarządzać finansami, jeżeli chodzi o gry wideo. W gimnazjum interesowały mnie jedynie letnie promocje na Steamie i dopiero z czasem przestałem się przejmować nieco większymi wydatkami na wirtualną rozrywkę. Choć i tak moją największą zdobyczą jest uboga kolekcjonerka Risena 2: Mrocznych wód. A ostatnio chciałem nawet zaszaleć, zamawiając Ghost of Tsushima w steelbooku. Zrezygnowałem na ostatniej prostej.