autor: Luc
Halo, Halo – czy mnie słychać, czyli… Destiny. Nowa era w multiplayerze, czyli jak The Division, Destiny i The Crew zbliżają się do MMO
Spis treści
Halo, Halo – czy mnie słychać, czyli… Destiny
Aspekt ten będzie o tyle istotny, że aby dotrzeć do centrum wszechświata (co przynajmniej w teorii ma być głównym celem gry), potrzebować będziemy wielu ulepszeń i usprawnień naszego kosmicznego statku – nie da się tego osiągnąć bez odpowiednich surowców. Odkrywanie bogatych złóż i ciekawych lokacji zgodnie z zapowiedziami będzie stanowiło trzon całej rozgrywki, a względna powściągliwość w dzieleniu się najważniejszymi informacjami najprawdopodobniej da nam najwięcej okazji, aby wyciągnąć z tego elementu maksymalnie dużo satysfakcji. I choć sama idea podróżowania po losowo generowanych planetach i kolekcjonowania potrzebnych do rozwoju materiałów już wcześniej pojawiała się w branży (choćby we wciąż powstającym Starbound), No Man’s Sky – z niespotykanie piękną oprawą oraz ciekawym systemem wpływania na otoczenie widziane przez innych – ma sporą szansę przegonić konkurencję… o kilka lat świetlnych.
Na sam koniec produkcja, która w teorii nie oferuje niczego nowego, jednak łączy to, za co gracze pokochali przynajmniej kilka rewelacyjnych serii. Tworzona przez legendarne studio Bungie, tym razem pojawi się na obu wiodących, konsolowych systemach i to już całkiem niebawem. Z niepotwierdzonych sugestii twórców można również wnioskować, że wersja pecetowa nie jest też jeszcze całkiem przekreślona. Na pierwszy rzut oka Destiny przypomina swoistą hybrydę Borderlands, Halo oraz Gwiezdnych Wojen. Urzekła już podczas niedawno zakończonych testów wersji alpha tysiące graczy, oferując im niepowtarzalny klimat oraz wciągającą rozgrywkę. Mocno oparta o sieciową współpracę rzuca nas do nowo powstałego uniwersum, w którym jako Strażnicy musimy zmierzyć się z niebezpieczeństwem, jakie zagraża wszystkiemu, co nam bliskie. Prowadzeni przez beznamiętny głos Ducha (granego przez uwielbianego przez publikę Petera Dinklage’a) i żądzę wrażeń – ruszamy na spotkanie z przygodą.
Choć naturalnie nic nie stoi na przeszkodzie, aby do kolejnych wyzwań podchodzić samotnie, przemierzając kolejne lokacje nie raz i nie dwa natrafimy na pozostałych graczy. Parowanie Strażników na poszczególnych serwerach odbywać ma się na zasadzie kojarzenia lokalizacji grającego, jednak to, czy zdecydujemy się połączyć siły, będzie zależało wyłącznie od nas. Możliwość znalezienia drużyny ma być dostępna praktycznie w każdej chwili, dzięki czemu nawet stawiając na bycie samotnym wilkiem, nigdy nie będziemy mieli wrażenia działania w próżni.
Całkowicie osobną kategorią ma być zorganizowane granie w grupie – Destiny zaoferuje nam zarówno przygody, w których wyruszymy na czele trzyosobowego składu, jak i odrobinę większe rajdy, trwające niekiedy nawet po kilka godzin. W grze oczywiście znajdzie się także obowiązkowo tryb PvP, który zapowiada się nad wyraz obiecująco. O sile tytułu nie będzie jednak stanowić żaden z tych pojedynczych elementów, lecz fakt, iż wszystko spięto w jedną, ogromną całość, doprawioną fabularnym wątkiem oraz gigantycznym światem do zwiedzenia. I choć w teorii „to wszystko gdzieś było”, to znając kunszt Bungie, możemy być pewni, iż nawet z czegoś tak „nienowatorskiego” uczynią małe arcydzieło.