Quake na emeryturze – czemu nie gramy już w arena shootery?
Doom, Quake, Unreal Tournament. Te gry zdefiniowały gatunek, pokolenie graczy i wymusiły skok technologiczny. Świat poszedł do przodu, pojawili się nowi zawodnicy, a dawni rewolucjoniści nie do końca odnajdują się w nowej rzeczywistości i wymierają.
Spis treści
Dziś nie będzie miło. Nie będzie przepięknie, nie będzie normalnie. Porozmawiamy o nostalgii, która nie znajduje ujścia. O nostalgii za gatunkiem, który zmienił wszystko, a teraz traci miejsce w branży. Wszyscy darzą go sentymentem, ale mało kto gra, wspiera czy chce rozwijać. Podyskutujemy o arena shooterach, o losie, jaki je spotkał – oraz o tym, dlaczego tak się stało.
Wstrząsy na dzielni
Wróćmy do czasów, gdy nawet w centrach największych miast przez spękany, zaniedbany beton przebijała się trawa, dotacje unijne były pieśnią przyszłości, dzieciaki na boiskach przerzucały się cytatami z Psów, 12 groszy w ocenzurowanej wersji okupowało listy przebojów, a internet przeliczano na impulsy. Żeby zagrać z kumplami, chodziło się do kanciap, szumnie zwanych kafejkami internetowymi lub salonami gier.
Wyobraźcie sobie, że idziecie taką postpeerelowską mieściną z przełomu mileniów. Na ścianach obok wrzut początkujących artystów, próbujących dodać koloru betonowej rzeczywistości, oraz niewybrednych haseł z błędami ortograficznymi można znaleźć kilka powtarzających się znaczków. Przypominające gwóźdź Q lub kolczaste jak jeż U. Były jak plemienne barwy rodzącej się w piwnicach i na turniejach polskiej kultury e-sportowej. Po nich poznawaliście, fanów której gry spotkacie w którym lokalu. A odpowiedzi mogły być tylko dwie: Quake lub Unreal Tournament.
Było coś magicznego w przesiadywaniu przy którejś z tych strzelanek. Pozwalały wyżyć się po kiepskim dniu w pracy czy w szkole, poznawało się „ziomeczków”, którzy najczęściej zamiatali nami podłogę areny. Ci, którzy chcieli czystej szybkości, stawiali na grę Quake 3 Arena. Zwolennicy różnorodności, przerysowania i mocarnych spluw sięgali po Unreal Tournament. Spory o to, która gra jest lepsza, trwały godzinami, podpierano się artykułami z magazynów. A przecież rozgrywka w obydwu sprowadzała się do tego samego – latania z wielkimi armatami po arenach, masakrowania wrogów solo lub w drużynie, zbierania flag lub przejmowania obszarów i obserwowania, kto ma lepsze wyniki.
Kilku- lub kilkunastominutowym starciom towarzyszył taki wyrzut adrenaliny jak w żadnym innym gatunku. W każdej chwili mogliśmy skończyć poszatkowani pociskiem z flak cannona czy rakietą lub przewierceni wiązką z railguna. Nie było litości dla tych, którzy spóźnili się po broń. A po śmierci po może dwóch sekundach wracało się do walki i biegło dalej.
Gdzieś w tle towarzyszyły temu jakieś medialne dyskusje o szerzących przemoc „narzędziach szatana”, ale to tylko dodawało całej zabawie pikanterii. Wiedzieliśmy, że te gry to część wielkiego zjawiska, ale nie do każdego docierało – jak znaczącego. Wtajemniczeni z dostępem do pism orientowali się w sprawie, ci doświadczeni startowali w zawodach, ale większość poprzestawała na zmaganiach podczas lekcji informatyki, w kafejkach albo w domu (często z botami, bo internet nie był standardem). A przecież rozmawiamy o markach, które zrewolucjonizowały sposób projektowania gier i wywindowały wymagania względem grafiki. Kolejne odsłony Quake’a wprowadzały gry wideo w pełny trzeci wymiar, rozkręcały e-sport – na Zachodzie (i gdzieniegdzie u nas) rozgrywano turnieje z kosztownymi nagrodami.
Unreal i Unreal Tournament podniosły poprzeczkę, zaproponowały wiele pomysłowych, rewolucyjnych trybów (chociażby zadaniowy assault) i paliły karty graficzne, dostarczając pięknych widoków. Akcja toczyła się w dalekiej przyszłości, w której zabijanie na arenach było formą brutalnego sportu, ale tło fabularne nikogo nie obchodziło. Branża z wypiekami na twarzy śledziła za to wyścig zbrojeń id Software oraz Epic Games. Aż to także przestało kogokolwiek interesować.
O WYSOKĄ STAWKĘ
Arenowe shootery przecierały drogę e-sportowi W 1997 roku odbył się jeden z pierwszych w USA ogólnokrajowych turniejów tego typu – Red Annihilation. John Carmack na nagrodę główną przeznaczył swój samochód – Ferrari GT 328. Zdobył je Dennis „Thresh” Fong.
Jedną z pierwszych gwiazd e-sportu był z kolei urodzony w 1981 roku Johnathan „Fatal1ty” Wendel. Występował on w turniejach między innymi w grach z serii Quake, w Return to Castle Wolfenstein, Call of Duty 2 i Unreal Tournament 2003. Łącznie Wendel zarobił na turniejach 458 tysięcy dolarów, co jest wynikiem bardzo dalekim od tego, ile wygrywają współcześni mistrzowie DOT-y 2, LOL-a, czy CS-a, ale w końcu mówimy o człowieku, który karierę e-sportową zakończył w 2006 roku i nie doczekał się prawdziwego boomu na rozgrywki tego typu.
Te czasy minęły. Graffiti z charakterystycznymi logo znikły. Nie tylko dlatego, że to nielegalne. Doom 3 poszedł w horror. Quake 4 przybył za późno. Unreal Tournament 2004 okazał się za to sporym przebojem i czołgami przypuścił ostatnią szarżę na e-sport i masową wyobraźnię, ale jego następca, Unreal Tournament III, poległ, a serwery świecą dziś pustkami. Cóż, branża i gusta graczy nie są niezmienne.