Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Publicystyka

Publicystyka 15 lipca 2019, 14:59

A jednak się kręci?. Czemu minął czas Quake'a i Unreala?

Spis treści

A jednak się kręci?

Arena shootery chyba na dłuższy czas trafią do niszy, skoro nawet DOOM Eternal rezygnuje z klasycznych trybów multiplayer na rzecz Battlemode’a, w którym jeden gracz kieruje Doom Slayerem, a dwóch pozostałych – demonami. Póki co twórcy odżegnują się od klasycznych opcji zabawy, bo wierzą, że takie rozwiązania odstają od współczesnych standardów. To sporo mówi. I może rzeczywiście tak jest, że trzeba iść z duchem czasu. Battlemode może być świetną zabawą, aczkolwiek nie wiem, czy to nie wylewanie dziecka z kąpielą. Ale i tak kampania singlowa połączy wszystkich jak cholerny Pierścień Władzy i będziemy z nowej gry zadowoleni.

A MOŻE VR?

W prostocie może tkwić siła – jeśli przenieść gatunek na platformę, która potrzebuje kopa na rozpęd. Na przykład VR. Polacy z Anshar Studios szykują Telefraga VR – arenowego FPS-a dedykowanego właśnie urządzeniom VR. Gra zapowiada się naprawdę dobrze, wygląda na dynamiczną produkcję, utrzymaną w klimacie i tempie szlachetnych przodków. Dlatego – jeśli z jednej strony tęsknicie za Unrealem lub Quakiem, a z drugiej interesuje Was rozwój gier w wirtualnej rzeczywistości – polecam ten projekt Waszej uwadze.

To wszystko nie przeszkadza pasjonatom próbować. Właśnie nadciąga kolejny kandydat spoza układu. Został ufundowany na Kickstarterze i zapowiedziany na bliżej nieokreślony moment 2019 roku. Diabotical ma dostarczać nieskrępowanej udziwnieniami rozwałki jak w 1999. Ze znajdźkami, bez przeładowania i z bieganiem bez zadyszki. The GD Studio zapowiada jednak mnóstwo udogodnień i udoskonaleń znanych z gier sieciowych, z lobby i dobieraniem zawodników. A że biorą się za to zawodowcy, którzy zjedli zęby na e-sportowych zmaganiach (założyciel James Harding był profesjonalnym graczem w czasach Quake’a 4) – można dać im kredyt zaufania. Każdy kolejny update pokazuje, z jakim pietyzmem twórcy podchodzą do poszczególnych aspektów rozgrywki.

Zresztą dziś wiele marketingowych batalii wygrywa się wizerunkiem. I to jest pole, na którym Diabotical może porządzić. Powiedzieć, że ta gra nie traktuje siebie serio, to nic nie powiedzieć. Zamiast dopakowanych zawodników rodem z okładek komiksów Roba Liefelda po arenach śmigają przesympatyczne robociki o korpusie w kształcie kulek. Wszystko utrzymane jest w cieplejszych, overwatchowych kolorkach, a ze zwiastuna przebija zadziorna, punkowa energia i morze dezynwoltury. W dodatku brak flaków równa się niższej kategorii wiekowej – więc jeśli otrzymamy przystępne samouczki, to i młodsi gracze będą mogli legalnie sięgnąć po tę grę.

To pierwszy od dawna arena shooter, który mówi wprost, czym jest, a jednocześnie nikt nie rzuca głośno haseł odstraszających wszystkich potencjalnych odbiorców (choć dobrze byłoby, jakby jakieś nowe slogany i materiały poza Twitchem się pojawiły, ale to ponoć bliżej premiery...). I to jest chyba główny problem gatunku. Nikt już nie wie, do kogo te gry naprawdę mają być skierowane, by odnieść jakiś sukces, choćby w ograniczonej skali, w obrębie swojej niszy.

Może pora dać tym produkcjom przejść na emeryturę, skoro inne tytuły już i tak dorzucają do podobnej formuły więcej atrakcji. Może zrobiły już swoje. Z drugiej strony – to samo mówiono o RPG i taktycznych turówkach. Że swoją rolę odegrały dwadzieścia lat temu. Może więc i arena shooterom potrzebny jest taki stary wkurzony reprezentant gatunku, który idzie pod prąd i robi swoje – szczerze i na złość trendom? Ten jeden ostatni raz.

O AUTORZE

Pierwsze growe szlify zdobywałem w czasach, gdy Quake i UT królowały w kafejkach internetowych. Dostawałem srogie baty i moje zdolności nijak miały się do tego, co potrafili osiedlowi wymiatacze, ale i tak bawiłem się doskonale. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że gatunek w postaci, w jakiej go znaliśmy – może wkrótce okazać się ledwie grywalnym reliktem przeszłości. Byłaby to wielka szkoda, niemniej w końcu na wszystko przychodzi kres. Żałuję, bo czasem po prostu fajnie jest usiąść do bezkompromisowego, ale krótkiego meczu w którejś strzelaninie i nie myśleć o milionie statystyk, tylko poddać się ciągłemu ruchowi i adrenalinowej demolce. To bywa ożywcze doświadczenie, ale jak widać – dla ograniczonej liczby graczy.

Hubert Sosnowski

Hubert Sosnowski

Do GRYOnline.pl dołączył w 2017 roku, jako autor tekstów o grach i filmach. Do 2023 roku szef działu filmowego i portalu Filmomaniak.pl. Pisania artykułów uczył się, pracując dla portalu Dzika Banda. Jego teksty publikowano na kawerna.pl, film.onet.pl, zwierciadlo.pl oraz w polskim Playboyu. Opublikował opowiadania w miesięczniku Science Fiction Fantasy i Horror oraz pierwszym tomie Antologii Wolsung. Żyje „kinem środka” i mięsistą rozrywką, ale nie pogardzi ani eksperymentami, ani Szybkimi i wściekłymi. W grach szuka przede wszystkim dobrej historii. Uwielbia Baldur's Gate 2, ale na widok Unreal Tournament, Dooma, czy dobrych wyścigów budzi się w nim dziecko. Rozmiłowany w szopach i thrash-metalu. Od 2012 roku gra i tworzy larpy, zarówno w ramach Białostockiego Klubu Larpowego Żywia, jak i komercyjne przedsięwzięcia w stylu Witcher School.

więcej

TWOIM ZDANIEM

Zagrał(a)byś sobie w Quake'a 3 Arenę?

Tak, bardzo chętnie
67,5%
Nie, nie mam już ochoty
17,1%
Nigdy w to nie grałem, więc trudno powiedzieć
15,4%
Zobacz inne ankiety
Marzy mi się Quake w stylu nowego Dooma
Marzy mi się Quake w stylu nowego Dooma

Remaster Quake’a na pierwszy rzut oka to nic wielkiego. Ale gdy się w niego zagra, to nagle wszystko staje się jasne. Król tylko czeka, by wrócić (niczym niegdyś Doom), a to jest sprawdzian. Podołamy?

Nowa era multiplayera – czy battle royale zrewolucjonizuje gry sieciowe?
Nowa era multiplayera – czy battle royale zrewolucjonizuje gry sieciowe?

Od wielu lat na polu rozgrywek wieloosobowych panuje pewna stagnacja. To, co kiedyś budziło silne emocje, dziś jest bezstresową rozrywką dla każdego. Czy galopujący sukces gatunku battle royale pokazuje, że jesteśmy gotowi na ostrzejsze zasady?

Nowa era w multiplayerze, czyli jak The Division, Destiny i The Crew zbliżają się do MMO
Nowa era w multiplayerze, czyli jak The Division, Destiny i The Crew zbliżają się do MMO

Choć nic nie jest w stanie zastąpić dobrej kampanii dla pojedynczego gracza, to coraz częściej możliwość grania z innymi decyduje o sukcesie danej produkcji. Czego w tym zakresie możemy spodziewać się po najgorętszych tytułach najbliższych miesięcy?