A jednak się kręci?. Czemu minął czas Quake'a i Unreala?
Spis treści
A jednak się kręci?
Arena shootery chyba na dłuższy czas trafią do niszy, skoro nawet DOOM Eternal rezygnuje z klasycznych trybów multiplayer na rzecz Battlemode’a, w którym jeden gracz kieruje Doom Slayerem, a dwóch pozostałych – demonami. Póki co twórcy odżegnują się od klasycznych opcji zabawy, bo wierzą, że takie rozwiązania odstają od współczesnych standardów. To sporo mówi. I może rzeczywiście tak jest, że trzeba iść z duchem czasu. Battlemode może być świetną zabawą, aczkolwiek nie wiem, czy to nie wylewanie dziecka z kąpielą. Ale i tak kampania singlowa połączy wszystkich jak cholerny Pierścień Władzy i będziemy z nowej gry zadowoleni.
A MOŻE VR?
W prostocie może tkwić siła – jeśli przenieść gatunek na platformę, która potrzebuje kopa na rozpęd. Na przykład VR. Polacy z Anshar Studios szykują Telefraga VR – arenowego FPS-a dedykowanego właśnie urządzeniom VR. Gra zapowiada się naprawdę dobrze, wygląda na dynamiczną produkcję, utrzymaną w klimacie i tempie szlachetnych przodków. Dlatego – jeśli z jednej strony tęsknicie za Unrealem lub Quakiem, a z drugiej interesuje Was rozwój gier w wirtualnej rzeczywistości – polecam ten projekt Waszej uwadze.
To wszystko nie przeszkadza pasjonatom próbować. Właśnie nadciąga kolejny kandydat spoza układu. Został ufundowany na Kickstarterze i zapowiedziany na bliżej nieokreślony moment 2019 roku. Diabotical ma dostarczać nieskrępowanej udziwnieniami rozwałki jak w 1999. Ze znajdźkami, bez przeładowania i z bieganiem bez zadyszki. The GD Studio zapowiada jednak mnóstwo udogodnień i udoskonaleń znanych z gier sieciowych, z lobby i dobieraniem zawodników. A że biorą się za to zawodowcy, którzy zjedli zęby na e-sportowych zmaganiach (założyciel James Harding był profesjonalnym graczem w czasach Quake’a 4) – można dać im kredyt zaufania. Każdy kolejny update pokazuje, z jakim pietyzmem twórcy podchodzą do poszczególnych aspektów rozgrywki.
Zresztą dziś wiele marketingowych batalii wygrywa się wizerunkiem. I to jest pole, na którym Diabotical może porządzić. Powiedzieć, że ta gra nie traktuje siebie serio, to nic nie powiedzieć. Zamiast dopakowanych zawodników rodem z okładek komiksów Roba Liefelda po arenach śmigają przesympatyczne robociki o korpusie w kształcie kulek. Wszystko utrzymane jest w cieplejszych, overwatchowych kolorkach, a ze zwiastuna przebija zadziorna, punkowa energia i morze dezynwoltury. W dodatku brak flaków równa się niższej kategorii wiekowej – więc jeśli otrzymamy przystępne samouczki, to i młodsi gracze będą mogli legalnie sięgnąć po tę grę.
To pierwszy od dawna arena shooter, który mówi wprost, czym jest, a jednocześnie nikt nie rzuca głośno haseł odstraszających wszystkich potencjalnych odbiorców (choć dobrze byłoby, jakby jakieś nowe slogany i materiały poza Twitchem się pojawiły, ale to ponoć bliżej premiery...). I to jest chyba główny problem gatunku. Nikt już nie wie, do kogo te gry naprawdę mają być skierowane, by odnieść jakiś sukces, choćby w ograniczonej skali, w obrębie swojej niszy.
Może pora dać tym produkcjom przejść na emeryturę, skoro inne tytuły już i tak dorzucają do podobnej formuły więcej atrakcji. Może zrobiły już swoje. Z drugiej strony – to samo mówiono o RPG i taktycznych turówkach. Że swoją rolę odegrały dwadzieścia lat temu. Może więc i arena shooterom potrzebny jest taki stary wkurzony reprezentant gatunku, który idzie pod prąd i robi swoje – szczerze i na złość trendom? Ten jeden ostatni raz.
O AUTORZE
Pierwsze growe szlify zdobywałem w czasach, gdy Quake i UT królowały w kafejkach internetowych. Dostawałem srogie baty i moje zdolności nijak miały się do tego, co potrafili osiedlowi wymiatacze, ale i tak bawiłem się doskonale. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że gatunek w postaci, w jakiej go znaliśmy – może wkrótce okazać się ledwie grywalnym reliktem przeszłości. Byłaby to wielka szkoda, niemniej w końcu na wszystko przychodzi kres. Żałuję, bo czasem po prostu fajnie jest usiąść do bezkompromisowego, ale krótkiego meczu w którejś strzelaninie i nie myśleć o milionie statystyk, tylko poddać się ciągłemu ruchowi i adrenalinowej demolce. To bywa ożywcze doświadczenie, ale jak widać – dla ograniczonej liczby graczy.