Yaevinn i Zygfryd z Denesle. Niedokończone historie z serii Wiedźmin
Spis treści
Yaevinn i Zygfryd z Denesle
Przyjmijmy kolejność chronologiczną i weźmy „jedynkę” na pierwszy ogień. Zaczniemy od pary postaci, które reprezentowały dwie strony konfliktu wyznaczającego oś fabuły gry, a potem w zagadkowy sposób zostały niemal wymazane z kart historii – przy czym Yaevinna spotkało to znacznie szybciej niż Zygfryda. Z tym drugim mogliśmy bowiem jeszcze zetknąć się w trzecim akcie Wiedźmina 2 (w Loc Muinne) – o ile zawarliśmy sojusz z Zakonem Płonącej Róży, kiedy przechodziliśmy pierwszą odsłonę serii. A w Dzikim Gonie?
Mimo że król Radowid wziął tę frakcję pod skrzydła po wydarzeniach z Wiedźmina, w „podstawce” trzeciej części CD Projekt RED ledwie zająknął się parokrotnie o istnieniu Zakonu. Przypomniano sobie o nim przy okazji dodatku Serca z Kamienia… ale chyba tylko po to, by wprowadzić nowe odmiany ludzkich przeciwników dla gracza, uczyniwszy z zakonnych rycerzy wyjętych spod prawa banitów. Nawet nie dowiedzieliśmy się, jaki los spotkał Zygfryda – już, już miało zostać to wyjaśnione podczas kulminacyjnej rozmowy w zadaniu „Róża na czerwonym polu”, ale tematu Wielkiego Mistrza ostatecznie nie rozwinięto. No cóż, scenarzyści się tutaj nie popisali.
Jeszcze bardziej zawiedzeni mogą być fani Yaevinna. Jedyne, co zaoferowano graczom w jego temacie po zakończeniu „jedynki”, to lakoniczna wzmianka w Wiedźminie 2 w jednej z rozmów Geralta z Iorwethem (o ile wybrało się ścieżkę tego drugiego). Osadzenie wydarzeń Dzikiego Gonu w okolicach dość bliskich miejscu akcji pierwszej części było dobrą okazją dla dewelopera, by przypomnieć o Yaevinnie (i/lub Toruviel), jednak nie skorzystano z niej, niestety. W ogóle Scoia’tael okazują się zaskakująco nieobecni (nawet jeśli nie zostali całkiem wykluczeni) w Wiedźminie 3 – ale pomówimy o tym jeszcze, gdy dojdziemy do Iorwetha.
Alvin / Jakub de Aldersberg
Kolej na wątek innej postaci z „jedynki”, tym razem nie tyle otwarty, co raczej zapomniany. W końcu historia Alvina vel Jakuba de Aldersberga została w zgrabny i zadziwiający sposób poprowadzona od początku do końca w pierwszej odsłonie serii – począwszy od spotkania potężnego Źródła w osobie małego chłopca na wyzimskim Podgrodziu i wzięcia go przez Geralta pod opiekę, a skończywszy na finałowym pojedynku i śmierci Wielkiego Mistrza Zakonu Płonącej Róży.
Tak, w tym przypadku twórcy nie mieli czego kontynuować. Mimo to zaskakujący jest fakt, jak bardzo centralny punkt fabuły pierwszego Wiedźmina został zamieciony pod dywan w kolejnych odsłonach. Owszem, było zadanie (właściwie zadanko) „Znajomy z dawnych czasów” w Dzikim Gonie – ale trudno uznać za wielką gratkę szansę na znalezienie głęboko w Novigradzie jednego listu od Alvina/Jakuba de Aldersberga, który co najwyżej rozwiał wątpliwości sceptyków co do tego, że te dwie postacie stanowią w istocie jedność.
A jakieś wspominki wiedźminów o ataku bandytów Salamandry na Kaer Morhen, który zasiał tyle zamętu wśród zabójców potworów (i nawet spowodował śmierć jednego z nich, Leo)? Nic z tych rzeczy – organizacja przestępcza trzęsąca ongiś całą Temerią też trafiła na śmietnik historii, doczekawszy się co najwyżej jeszcze kilku wzmianek w Wiedźminie 2.
Niemniej jednak wypada pamiętać, że wątek Jakuba de Aldersberga to relikt z zamierzchłych czasów, kiedy to CD Projekt RED nie myślał jeszcze ani o całej serii gier, ani o bezpośrednim kontynuowaniu opowieści z książek Andrzeja Sapkowskiego. W końcu w „jedynce” o Yennefer i Ciri ledwie napomknięto, a ich funkcje w życiu Geralta zostają pełnią – odpowiednio – Triss i Alvino właśnie. Tak na dobrą sprawę trudno się dziwić, że chłopięcy odpowiednik Lwiątka z Cintry – i wszystko, co z nim związane – został niejako wymazany z kronik, gdy scenarzyści koniec końców zdecydowali się sięgnąć również po kluczowe postacie kobiece z kart powieści. Ale mimo wszystko można było uporać się z tymi niewygodnymi wątkami bardziej elegancko, składając nieco głębszy ukłon w stronę graczy pamiętających początki serii.