Avallac’h. Niedokończone historie z serii Wiedźmin
Spis treści
Avallac’h
Zostaje nam postać z Wiedźmina 3, która jest tyleż ważna, co potraktowana odrobinę po macoszemu. W zasadzie wciąż trudno mi uwierzyć, że mówimy o tym samym potężnym Avallac’hu, który w książkach przywiódł Ciri do Tir na Lia z bezwzględnym zamiarem zrobienia wszystkiego, co konieczne dla racji stanu Ludu Olch, a potem – w grze – wypiął się na swoich współplemieńców, zostając mentorem i dobrym przyjacielem wiedźminki. Do samego końca czekałem, aż „Lis” ujawni własne, przewrotne plany i ostatecznie stanie Geraltowi na drodze… ale niczego takiego się nie doczekałem (choć wiadomo, że pierwotnie „Redzi” planowali uwzględnić w scenariuszu konflikt między tymi dwoma bohaterami).
Podobnie nie doczekaliśmy się wyjaśnienia, co tak właściwie stało się z Avallac’hem po dramatycznych wydarzeniach z finału Wiedźmina 3. Po raz ostatni spotykamy go, gdy pomaga Ciri zwalczyć Białe Zimno i zapobiec drugiej Koniunkcji Sfer w wieży Tor Gvalch’ca na wyspie Undvik. Czy elfi Wiedzący powrócił potem do własnego świata? I co tak właściwie stało się z Ludem Olch po rozbiciu Dzikiego Gonu? Spotkała go zagłada? A może wrócił do dawnej świetności, jeśli Białe Zimno przestało mu zagrażać (o ile Ciri się powiodło, ma się rozumieć)? To kolejne pytania, na które w grze zabrakło odpowiedzi.
Bonus: tajemnicza luka między Wiedźminem 2 i 3
Na sam koniec zostawiłem jeszcze sprawę, która może nie do końca odpowiada definicji otwartego wątku, ale też jest warta przemyślenia – chodzi o to, co wydarzyło się w czasie, jaki minął między zakończeniem Wiedźmina 2 a rozpoczęciem Wiedźmina 3. Teoretycznie mówimy tu o raptem kilku miesiącach, ale zachodzące w tym czasie zmiany sprawiają wrażenie, jakby minęło kilka lat.
Nilfgaard w ramach blitzkriegu rozbija w puch Temerię (niezależnie od tego, w jakim stanie zostawiliśmy ten kraj, kończąc Zabójców królów), Geralt i Triss oddalają się od siebie niby małżeństwo po wieloletnim rozwodzie, a sytuacja czarodziejów na Północy jest dramatyczna jak nigdy dotąd (bez względu na to, czy królobójczy spisek Loży wyszedł na jaw w Loc Muinne, czy też wina spadła wyłącznie na Shealę de Tancarville). Czy to wszystko nie nastąpiło trochę zbyt nagle, trochę nienaturalnie?
Ale cóż, za poprowadzeniem opowieści w taki sposób stoją racjonalne podstawy – a właściwie zasada „jak zrobić, ale się nie narobić”. Rozdzielając gwałtownie Geralta i Triss, twórcy otworzyli sobie furtkę do wprowadzenia Yennefer jako drugiej pełnoprawnej opcji romansowej. Natomiast pozostałe wydarzenia pozwoliły skonstruować fabułę w taki sposób, by nie trzeba było namęczyć się, próbując respektować różne wybory graczy dokonane w Wiedźminie 2. Kogo obchodzi, co stało się z Anais La Valette (jeszcze jedna postać pominięta w „trójce”, mimo że uwzględniono jej matkę, Marię Luizę), skoro pogrążona w chaosie Temeria i tak nie miała szans w starciu z potęgą Nilfgaardu? Co za różnica, jaki los spotkał Lożę w Loc Muinne, skoro Radowid sam z siebie miał powody, by zainicjować krwawe prześladowania wszystkich magów?
Z jednej strony jest to, muszę przyznać, sprytny sposób prowadzenia fabuły… ale, z drugiej strony patrząc, czy CD Projekt RED nie poszedł za bardzo na skróty? Choć osiągnęli już nieosiągalny dla wielu poziom w gatunku RPG, „Redzi” mogliby jeszcze nauczyć się tego i owego od studia BioWare w kwestii przenoszenia wyborów graczy między kolejnymi odsłonami w obrębie jednej serii.