autor: Krzysztof Sobiepan
System walki – płynność przeciw precyzji. Fortnite kontra PUBG - czym różnią się te gry?
Spis treści
System walki – płynność przeciw precyzji
Warto zacząć od największej różnicy i obosiecznego miecza w jednym, czyli systemu budowania we Fortnite: Battle Royale. Wielu graczy właśnie z jego powodu bezpowrotnie skreśla tę produkcję i nie zamierza ściągać jej nawet za darmo. Najczęściej powodem jest rażący brak realizmu i konieczność przejmowania się dodatkowym elementem rozgrywki, który – swoją drogą – wymaga nieco przyzwyczajenia i dobrania wielu przycisków na klawiaturze (rzadko który podsystem zmuszał mnie do przyporządkowania mu obu bocznych klawiszy myszki, przycisków F1–F4, Q, F, G, Z oraz T). Sprawa jest prosta: nie wznosisz murów i schodów – nie masz większych szans na trafienie do top 10.
Błyskawiczne budowanie potrafi jednak po krótkim treningu sprawić sporo frajdy (wracamy tu do centralnej wartości „zabawy”) i znacznie zmienić dynamikę oraz strategię potyczek. Rozbijanie ścian budynków, flankowanie od góry, bronienie się przed snajperem szybką budowlą, zabijanie wrogów, niszcząc podłogę pod nimi – to tylko niektóre zastosowania tego elementu rozgrywki. Obserwacja pojedynku dwóch zaawansowanych graczy zaczyna przypominać zachwycający płynnością, choć czasem desperacki, taniec. Początkowe ataki odpierane są kolejnymi ścianami, umocnienia kontrowane zaś materiałami wybuchowymi, by gracze znowu przez ułamek sekundy wymienili się strzałami ze snajperek, zbudowali kolejny mur i tak dalej.
Fortnite niestety sporo traci, serwując niezwykle podstawowe elementy balistyki. Losowe wypuszczanie kuli w obrębie celownika jest zmorą silących się na precyzję, a kąśliwy komentator może nawet zaznaczyć, że budowanie to rodzaj ortopedycznej kuli, na której wspiera się gra, by kompensować swój słaby system strzelecki. „Nieszczęśliwie nie trafiłeś 10 razy pod rząd? Zbuduj ścianę, wylecz się i spróbuj jeszcze raz”.
Tak, Puchar Precyzji zdecydowanie należy się PUBG, które znowu dąży do realizmu oraz wyrównania pola bitwy pod twardą rywalizację. Każda broń ma indywidualną prędkość pocisku (która spada wraz z przebytym dystansem) i efektywny zasięg. Liczyć się trzeba z grawitacją, a najlepiej nauczyć na pamięć oznaczeń typowych odległości, występujących na bardziej zaawansowanych celownikach. Ważne jest nawet to, czy strzelamy „z górki”, czy wręcz przeciwnie, a przy obliczeniach czasem przydaje się wyjęcie mapy z podziałką.
Battlegrounds wymaga wręcz od gracza niezłego wyszkolenia (co potwierdza mnogość samouczków na YouTubie) – doświadczony wojak czuje tu dużą satysfakcję z każdego strzału w głowę, oddanego mimo przeciwności wszystkich systemów, które zostały nagięte do woli strzelca. Nadal pamiętam pewien znakomity headshot z M24. Z bodajże 300 metrów, przez rzekę, w ruchomy cel migający mi gdzieś między drzewami. Poezja. W PUBG walki potrafią być jednak nieco statyczne. Choć od czasu do czasu zdarza się kogoś taktycznie oflankować, większość pojedynków polega na „wychylaniu się zza kamienia” i czasem śmiesznych grach w ciuciubabkę. (Czuję jednak duży respekt dla umiejętności potrzebnych do płynnego wstania, wpakowania komuś kuli między oczy i schowania się, zanim zabije nas jego kolega. Mnie osobiście plączą się przy tym palce).
PUBG: FPP albo śmierć
Kolejnym dowodem na poważne podejście do rywalizacyjnej strony battle royale przez PUBG Corp. jest pieczołowitość, z jaką dodawano do gry kamerę „FPP only”. Nie daje ona możliwości nieuczciwego „zaglądania za róg” i likwiduje przewagę obrońcy w budynku. Obecnie tryb FPS jest dość wyraźnie faworyzowany przez poważniej podchodzących do gry streamerów ze Shroudem na czele. A wszystko w imię równych szans w pojedynkach.