autor: Krzysztof Sobiepan
Fortnite Battle Royale kontra PUBG - czym różnią się obie te gry?
Czy istnienie w jednym segmencie battle royale musi oznaczać wieczną rywalizację między dwoma największymi tytułami? A może PUBG oraz Fortnite wykształciły na tyle odmienne style, że gracz nie musi wybierać jednej ze stron barykady i… może lubić obie?
Spis treści
2018 z powodzeniem może okazać się rokiem należącym do tytułów battle royale. Scena tego podgatunku rozwija się niezwykle dynamicznie i już widzimy pierwsze owoce inspiracji pionierami, np. ciekawe przedsięwzięcia jak The Darwin Project czy Project X oraz te nieco mniej ciekawe jak SOS lub Paladins: Battlegrounds. Mimo rozrastania się tego segmentu wydaje się, że Playerunknown’s Battlegrounds i Fortnite: Battle Royale na długo pozostaną jeszcze czempionami wieloosobowych strzelanek z lootem oraz zawężającym się polem walki.
Jak zwykle w podobnych sytuacjach rynkowej dominacji dwóch firm fani z jednej strony „barykady” nie za bardzo lubią się z tymi z przeciwnej. W tym przypadku można zostać na przykład nazwanym „gimbusiarzem bez kasy” lub usłyszeć, że chwali się rywala tylko dlatego, iż wydało się na niego niemałą sumkę i na siłę próbuje się maskować jego bugi oraz inne wady. Osobiście z komentarzy pod ostatnim tekstem dowiedziałem się, że „biorę w łapę” od Epic Games i mimo prawie 300 godzin w PUBG najwyraźniej szczerze tej gry nienawidzę. No cóż.
Prawdę mówiąc, na pulpicie z powodzeniem da się znaleźć miejsce na obie te produkcje, ponieważ mimo powierzchownych podobieństw są to dość różne tytuły na różne okazje. Można rzec, że u podstaw designu obu strzelanek leżą dwie nieco odmienne wartości. Odwołując się do antycznej filozofii chińskiej, pokuszę się o stwierdzenie, że gry stanowią komplementarne siły yin i yang. Sednem PUBG wydaje się być bardzo zacięta rywalizacja z innymi zawodnikami, podczas gdy w centrum uwagi autorów z Epic Games jest nieco prostsza, ale za to przednia zabawa. Oczywiście nie znaczy to, że aspekt rywalizacyjny w Battle Royale zupełnie nie istnieje, a w Battlegrounds trafiamy na samych „try-hardów”. Jednak każda z tych gier wyróżnia się czymś innym i co innego decyduje o jej sile.
Celem tego tekstu jest więc wieloaspektowe omówienie obydwu tych pozycji i pokazanie różnych podejść ich twórców. I chociaż bez pewnych porównań się nie obędzie, nie szukamy tu jakiegoś ostatecznego „zwycięzcy pojedynku” (pozwólcie jednak, że w paru miejscach przytoczę własną, do bólu nieobiektywną opinię). Jakbym się przecież nie starał, to najprawdopodobniej nie przekonam Was do jakiejkolwiek zmiany już ukształtowanego zdania za pomocą artykułu w internecie. Gotowi? No to jazda.