autor: Krzysztof Sobiepan
Podsumowanie – każdy inny, wszyscy równi?. Fortnite kontra PUBG - czym różnią się te gry?
Spis treści
Podsumowanie – każdy inny, wszyscy równi?
Na zakończenie nieco kusiło mnie, by po raz wtóry podjąć temat kierunku rozwoju, aktualizacji oraz optymalizacji w omawianych grach, ale po przemyśleniach stwierdzam, że nie ma to większego sensu. Obydwu produkcjom zapewne będą się jeszcze zdarzać szybsze i wolniejsze okresy rozwoju, wpadki oraz zmiany koncepcji – taki jest już los gier długo żyjących (podtrzymuję jednak opinię, że od stycznia do marca PUBG odrobinę marnowało czas, przechodząc spory zastój, po czym sprawnie ruszyło z aktualizacjami w tym miesiącu).
Nad sprawą optymalizacji także nie ma się co pochylać. Choć z lotu ptaka sprawniejsze działanie gry i kodu sieciowego prezentuje Fortnite, to ostatnio miewał on też niemałe problemy z dostępnością serwerów („dzień bez Fortnite’a” zmusił nawet autorów do rozdawania prezentów w ramach zadośćuczynienia). Autorzy PUBG natomiast już dobrą chwilę naprawdę zdają się robić wszystko, by ich gra działała sprawniej, choć niektóre konfiguracje sprzętowe nadal podobno bywają problematyczne, a opóźnienia pakietów potrafią ździebko zdenerwować. Poprawa wydaje się jednak wyłącznie kwestią czasu.
Jak się okazuje, Epic Games zatrudnia około 700 osób, z których większość pracuje właśnie nad rozwojem ich oczka w głowie. Z jednej strony porównywanie tego zespołu ze znacznie mniejszym PUBG Corp. wydaje się może nieuzasadnione. Z drugiej zaś konsumenta nie powinna chyba za bardzo obchodzić wewnętrzna kondycja firmy, tylko raczej końcowe efekty jej pracy. W końcu, czy jesteśmy wyrozumiali, gdy bank staje się niewypłacalny lub gdy nasz dostawca internetu nieoczekiwanie odcina nam do niego dostęp?
Powracając do taoistycznego porównania z początku artykułu, obydwie gry wydają się cenić inne wartości, lecz jednocześnie w dużej mierze dopełniać pewne braki konkurenta. Jednego wieczoru ktoś może mieć bowiem ochotę na prostszą, nieco luźniejszą rozrywkę, a drugiego chętkę na wyrzut adrenaliny i pokazanie, kto tu rządzi. Podobnie część graczy zapewne nigdy nie przekona się do budowania, a innych odstraszać będzie skomplikowana balistyka i pozostałe elementy do nauki. Jedni preferować będą prostą grafikę, drudzy z kolei realizm.
Liczę, że choćby pokrótce udało mi się przybliżyć to, co warto cenić zarówno w jednym, jak i w drugim tytule. O gustach podobno nie należy dyskutować, więc mam nadzieję, że nawet pozostając przy swoich faworytach, zauważycie, z jakich powodów inni gracze mogą preferować odmienne podejście do battle royale. A jeśli nie dane Wam było zagrać w żadną z tych produkcji, to może udało mi się Was przekonać do dania którejś z nich szansy. Moim zdaniem naprawdę warto.
O AUTORZE
Od samego początku regularnie gram w PUBG, coraz bardziej zbliżając się do 300 godzin na liczniku. Stosunkowo niedawno otworzyłem się na inne produkcje battle royale. Fortnite: Battle Royale za pierwszym razem odrzuciłem z marszu i dopiero parę miesięcy później zauważyłem, ile nowych możliwości oraz ciekawych sytuacji stwarza praktycznie nieograniczona budowa i rozwałka. Zawsze jednak będę mieć w sercu miejsce dla precyzyjnego strzelania na wzgórzach Erangel.