autor: Michał Pajda
Armada: Modern Tanks. Gry tak złe, że nawet za darmo nikt ich nie chce
Spis treści
Armada: Modern Tanks
ILU LUDZI W TO GRA
- W chwili pisania tekstu: 13
- W najlepszym momencie życia tej produkcji: 69
Mam dobrą wiadomość – jeśli oczywiście, z powodów trudnych do wyjaśnienia, szukaliście najgorszej podróbki World of Tanks (tudzież War Thundera – nie hejtujcie, wolę WoT-a). Wreszcie możecie zakończyć swe poszukiwania! Najtragiczniejszą tego typu produkcją bezapelacyjnie jest Armada: Modern Tanks – gdyby tylko istniało podium dla najgorszych gier z udziałem czołgów, wspomniana produkcja studia Extreme Developers zajęłaby wszystkie trzy miejsca na „pudle”.
Złe jest tu wszystko. Wyliczankę uwag należy rozpocząć od podnoszącej ciśnienie i irytującej do granic możliwości „muzyki” (to potwierdzone info – rzępolenie wydobywające się z głośników podczas gry w AMT było przyczyną przemiany Gandhiego z serii Civilization w nuklearnego terrorystę), przez kartonową oprawę graficzną i całkowitą brzydotę wszystkich innych elementów wizualnych, na najbzdurniejszym w świecie gameplayu skończywszy. Tak – Armada to czołgowy deathmatch (wszyscy na wszystkich), w dodatku z botami. Niemal zawsze dołączymy do meczu bardzo szybko, chociaż w tytuł ten w jednym momencie gra maksymalnie 30 osób. Po co się tak biedaczyska katują? Nie mam pojęcia, ale musiały coś nieźle przeskrobać – bo nie da się w to pykać inaczej niż w ramach odbywania kary za spore przewinienia.
ILE W TYM ZABAWY?
Był plan, aby Armada: Modern Tanks stała się tytułem konkurencyjnym dla WoT-a lub War Thundera – tak sądzę, bo nie wierzę, żeby autorzy od początku zamierzali stworzyć to, co ostatecznie im z tego projektu wyszło. Otrzymaliśmy twór, który żenującą zrzynką trąci na długość czołgowej lufy. LEPIEJ SIĘ NIE ZBLIŻAĆ!