Krzysztof „Draug” Mysiak wymachuje mieczem na firmowym parkingu. Hobby pracowników GRYOnline.pl - część druga
Spis treści
Krzysztof „Draug” Mysiak wymachuje mieczem na firmowym parkingu
Draug to chłopak o wielu talentach – ilekroć mam ochotę na fantastykę, idę prosić go o rekomendacje. I nawet wiedząc, że jeździ po różnych konwentach, że interesuje się tym tematem jak nikt inny, i tak zostałem zaskoczony tym, co wyczyniał w firmie w czasach, gdy o Wuhan nikt jeszcze nie słyszał. Pamiętajcie, pasja często ma w sobie ten mały pierwiastek szaleństwa.
Spośród setek dni spędzonych przeze mnie z redakcją GRYOnline.pl w pamięci utkwił mi szczególnie ten, w którym prezes przydybał mnie, gdy grasowałem z mieczem po firmowym parkingu. Zmierzył mnie wtedy wzrokiem i powiedział tylko: „Nic nie chcę wiedzieć”. Cóż, teraz mam wreszcie szansę się wytłumaczyć.
Wszystkiemu winny jest – jakżeby inaczej – Wiedźmin. Najpierw był kanał TVP2 i nasza wspaniała adaptacja oglądana przez szparę w drzwiach (będąc 10-latkiem, znajdowałem ten film/serial dość przerażającym). Niedługo potem zaś nastąpiła nasza wspaniała egranizacja, robiąca użytek z kaskaderskich animacji, które uzmysłowiły mi, jak wdzięczną zabawką może być miecz. Nie od razu, ma się rozumieć, sięgnąłem po stal. Wprzódy zdobywałem ostrogi, wywijając patykami, potem przyszła kolej na 110-centymetrowe kije od szczotki po 4 złote sztuka. Nie nauczyłem się nimi niczego praktycznego i pewnie zszargałem swoją reputację wśród mieszkańców Szczercowa, odbywając „treningi” nad rzeką Widawką, ale niczego nie żałuję.
Dotkliwego zderzenia z rzeczywistością doznałem na którymś konwencie fantastyki, gdzie spotkałem prawdziwych szermierzy – od nich dowiedziałem się, że w prawdziwej szermierce nie ma miejsca na młynki, piruety i insze efekciarstwo. Otrząsnąwszy się z szoku, uznałem wtedy, że miecz jednak nie jest tak „sexy”, jak mi się wcześniej wydawało. Ale wywijać nim pokątnie nie przestałem. Ani wozić go wszędzie w bagażniku swojego subaru.
Ja również widziałem kiedyś, jak Draug wymachuje mieczem, i muszę przyznać, że gorzej wypadł Michał Żebrowski w pamiętnym Wiedźminie.
Ale Draug ma również inną pasję – taką, która jest już bardziej powszechna i zrozumiała. Pamiętam moment, kiedy pod redakcją zaczęła pojawiać się nowa fura. Gdy dowiedziałem się, że należy do Krzyśka właśnie, nie mogłem w to uwierzyć.
Skoro zaś mowa o subaru... Innym pamiętnym dniem w redakcji był ten, w którym postanowiłem pochwalić się swoim pierwszym samochodem przed kolegami (i koleżankami, a jakże) z pracy. To był wesoły dzień – przynajmniej dla nich. Jak na krnąbrnego junaka przystało, nie chciałem jeździć byle czym i szukałem czegoś „cool”. Wybór padł na model Impreza GC (1997), przejęty z rąk kogoś, kto też musiał w swoim czasie grać za dużo w Colin McRae Rally, skoro wyposażył wóz w niebieski lakier (prawie blue mica) oraz zderzaki, progi i majestatyczny spoiler wersji STi – zabrakło tylko turbosprężarki. I może jeszcze paru rzeczy.
Pomijając dziedzictwo Colina McRae, ten konkretny model skusił mnie napędem 4x4. Dzięki niemu zakosztowałem rzeczy, które marzyły mi się od zawsze: nie tylko rajdowych emocji, ale też półdzikiej motoryzacyjnej turystyki. Ostatnio jednak myślę o drugim wozie, który pozwoliłby mi przeżyć samochodową przygodę w duchu „gran turismo”. Źródłem inspiracji stała się przeprowadzka do Poznania i wynajęcie mieszkania nieopodal tutejszego toru wyścigowego, sławnego na całą Polskę. Po głowie zaczynają mi chodzić niepokojące pomysły (Nissan 300ZX? Mercedes SL? Porsche 911?), gdy wybieram się oglądać motorsportowe zmagania i zloty pasjonatów. Poprawiło mi się, odkąd zima i kontratak koronawirusa zamknęły podwoje toru dla widzów, ale strach pomyśleć, co przyniesie wiosna...
W zasadzie powyższe wynurzenia nie wyczerpują listy moich hobby (mniej lub bardziej aktualnych). Mógłbym jeszcze napomknąć o larpach, konwentach terenowych, „modowaniu” planszowego Talismana czy RPG (tych papierowych) – ale nie mam po co strzępić języka, przecież nikt nie zabrnął tak daleko. Może pociągnę wątek, jak spotkamy się kiedyś przy piwie.