Karol Ryka nadstawia ucha. Hobby pracowników GRYOnline.pl - część druga
Spis treści
Karol Ryka nadstawia ucha
Z Karolem znam się już całkiem długo – przyszedł do nas jako wsparcie działu poradników, a dziś jest jego szefem. To on podejmuje decyzje, do czego robimy poradnik, jak ma on wyglądać i czego ma dotyczyć. Ale Karol ma też bardzo specyficzne hobby.
Najprościej byłoby napisać, że jestem audiofilem – tak przynajmniej odbiera to większość moich znajomych. Problem polega na tym, że dla „prawdziwych” audiofilów jestem zdecydowanie zbyt casualowy – nie dość oddany sprawie duchem i portfelem. Bo i faktycznie nie uważam, żeby do osiągnięcia brzmieniowej satysfakcji konieczne było wydawanie kolejnych dziesiątek tysięcy złotych, które w zamian podniosą jakość o jakieś kilka procent. Kable sygnałowe albo zasilające za kilkadziesiąt tysięcy są dobre w miejscach, z których pochodzą – w laboratoriach naukowych typu CERN albo studiach filmowych pokroju Pixara. Tam to ma wymierne znaczenie, w warunkach domowych raczej różnie z tym bywa. Ale jak kogoś stać, to proszę bardzo!
Przyznam się, że jako osoba, która słyszy raczej słabo, kompletnie tego nie rozumiem. Tym bardziej słucham Karola, gdy zaczyna opowiadać o dźwięku. Bo to często są historie, które trochę nie mieszczą się w głowie. Tymczasem zaczęło się całkiem zwyczajnie – od taty.
Pasją do poszukiwania lepszego dźwięku zaraził mnie mój tata, który jest fanem bardzo naturalnego, czystego brzmienia. Jak wychowujesz się w takim domu, gdzie muzyki słucha się na elektrostatycznych słuchawkach marki Stax (oczywiście na początku lat 90. sprowadzonych z Niemiec, bo u nas nikt wtedy nie myślał o tak egzotycznych luksusach), to uczysz się pewnej jakości i prawidłowości brzmienia, która jest zgodna z rzeczywistością. Możecie mi wierzyć bądź nie, ale z tej drogi nie ma odwrotu – jeśli posłuchasz czegoś na „normalnym” sprzęcie albo, co gorsza, na takim, który próbuje podbić basy czy soprany, jednocześnie mając w nosie poprawność i prawdę, to „czujesz” niemal fizycznie ten fałsz. Dosłownie i w przenośni – jakbyś nie umiał już nie słyszeć inaczej. Można to porównać z przyzwyczajeniem do grania w 60 klatkach na sekundę (lub więcej niż 60). Jeżeli z jakichś powodów nagle będziesz musiał zagrać w 30 FPS-ach, to będzie to dla Ciebie dość koszmarne doświadczenie. Tak to działa.
Najważniejsza jest kasa. W tym wypadku można się spodziewać, że nie są to małe kwoty. Sprzęt swoje kosztuje, a sprzęt dla koneserów to już w ogóle zupełnie inna para kaloszy. Ale Karol zaznacza, że to wcale nie jest konieczny warunek. Jak to często bywa, wszystko zależy od nas.
Zostało jeszcze 46% zawartości tej strony, której nie widzisz w tej chwili ...
... pozostała treść tej strony oraz tysiące innych ciekawych materiałów dostępne są w całości dla posiadaczy Abonamentu Premium
Abonament dla Ciebie