Karol Laska jest ultrasem i dokonuje najważniejszego wyboru w życiu każdego faceta. Hobby pracowników GRYOnline.pl - część druga
Spis treści
Karol Laska jest ultrasem i dokonuje najważniejszego wyboru w życiu każdego faceta
Karol Laska, którego znać również możecie pod ksywką KaEl, dużo dla nas pisze. Trochę o kinie i filmie, a trochę o grach. Z powodu COVID-19 jeszcze się nie poznaliśmy, ale gdy już wiem, czym się zajmuje poza GOL-em, mam nadzieję, że epidemia wreszcie się zakończy. Czym interesuje się Karol?
Moje hobby to o tyle fajna sprawa, że już w czasach licealnych postanowiłem się realizować w obydwu moich pasjach – mówię tu o kinie oraz piłce nożnej. Na pierwszy rzut oka wygląda to może i mało oryginalnie i zapewne co druga osoba może pochwalić się podobnymi zainteresowaniami, choć ja zgłębiłem je od strony, która Wam się najpewniej nie śni w największych koszmarach.
Tak, wiem – Wy też oglądacie filmy. Zdarza się, że i cały dzień spędzacie z Netflixem. Ale widzicie, Karol to zupełnie inny poziom szaleństwa.
Ot, postanowiłem sobie pewnego dnia w trakcie edukacji na profilu matematyczno-fizycznym, że muszę dostać się na studia filmoznawcze. I od tamtego momentu zaczął się mój prawdziwy fioł na punkcie X muzy. Wszelkie konkursy, książki, szkolne przedstawienia teatralne, a przez ponad 2,5 roku moja średnia obejrzanych na dobę filmów wahała się pomiędzy dwoma a trzema. Jeżeli zdarzył mi się dzień, w którym nic nie obejrzałem, torturowałem się wyrzutami sumienia, a w kolejnych tygodniach nadrabiałem zaległości z nawiązką. Krótko mówiąc, odbiło mi.
Średnia 2,5 filmu dziennie robi ogromne wrażenie – pomyślcie o tym, nie ma dnia, abyście nie obejrzeli przynajmniej dwóch filmów! Jasne, zdarzy mi się, że obejrzę jednego dnia dwa filmy, ale tak codziennie?! Tak ciągle? Tak non stop?!
Moimi gustami się dzielić nie będę, bo oglądam tak naprawdę wszystko i spodobać mi się może cokolwiek, jeżeli tylko prezentuje sobą jakiś poziom. Oprócz studiów eksperymentowałem również z kinem na moim świętej pamięci blogu o dość dziwnej nazwie nawiązującej do mojego nazwiska (Dyskusyjna Laska Filmowa, ale już go nie znajdziecie, bo nie żyje), jak i na świętej pamięci portalu o kinie niezależnym – Fala Kina. Mam też wielką słabość do kupowania filmów na DVD – i tych tanich, i tych wypasionych z edycji limitowanych. Załatwiłem sobie nawet od mamy specjalną obrotową półeczkę na takie cuda, ale powoli kończy się na niej miejsce.
Wiemy zatem, że Karol ma problemy z kinem. Ale co z tą piłką? Po przeczytaniu poniższej wypowiedzi jestem przekonany, że wraz z UV-em i Ostim będziemy musieli kiedyś KaEla zaprosić na mecze, na które chodzimy do krakowskich knajp (w sensie – aby oglądać, nie aby grać w pubie... choć... a nieważne!).
Po drugie, futbol, czyli sport, w którym 22 dorosłych chłopów ugania się za piłą. No co poradzę, że mam słabość do tej dyscypliny i każda sprawnie przeprowadzona akcja ma dla mnie wartość artystyczną dorównującą dobrej scenie filmowej bądź growej. Ponadto, co tu dużo mówić, jestem ultrasem. Z wielkim zapałem kibicuję Chelsea FC i śledzę jej poczynania w Premier League – dziewczyna sprawiła mi nawet oryginalny dresik z klubu, z którym wręcz uwielbiam się obnosić.
Tu sytuacja jest jeszcze całkiem zwyczajna. Ciekawej zrobi się dopiero za chwilę. Widzicie, Karol ma za sobą pewne bardzo cenne, szczególne i unikatowe doświadczenie.
Ale, ale – pomijając aspekt kibicowski – przez pewien czas wciągnąłem się mocno w sędziowanie meczów piłki nożnej. Trwało to kilka lat, pracowałem jako sędzia liniowy na Podkarpaciu i zjeżdżałem nawet na weekendy z Krakowa, aby co nieco zarobić i przy okazji pomachać chorągiewką. Szczerze, sprawiało mi to naprawdę dużo radości, a i hejt internetowy mi niestraszny po tym, co usłyszałem na niektórych B-klasowych kartofliskach. Okoliczni sympatycy piłki nożnej najczęściej nazywali mnie Chopinem, choć z trybun leciały dużo bardziej wulgarne rzeczowniki i przymiotniki – istny miód dla uszu. Jest to mimo wszystko wpisane w ten zawód i najpewniej uprawiałbym go do dziś, gdyby nie jeden absurdalny wewnętrzny incydent, którym muszę się podzielić, bo jest po prostu znakomitą anegdotką.
ANEGDOTA KAELA: CO WSPÓLNEGO MAJĄ WŁOSY Z SĘDZIOWANIEM?!
Zastanawialiście się kiedyś, dlaczego większość oglądanych przez Was w telewizji sędziów to mężczyźni łysi albo krótko obcięci? Okazuje się, że posiadanie krótkich włosów należy do niepisanej etykiety tego zawodu. Ja jednak w późnych nastoletnich latach postawiłem na nieco bardziej bujną kręconą grzywę i cóż, odbiło mi się to niezłą czkawką. Po jednym ze spotkań sędzia główny z kilkudziesięcioletnim stażem mocno mnie ochrzanił, twierdząc, że zbyt długie włosy wpływają na moje złe decyzje meczowe. Od tego momentu było tylko gorzej. Podczas lokalnego zgromadzenia sędziów, ten sam pan (gorąco go pozdrawiam) wysunął przy innych kolegach z pracy wolny wniosek o poważne zastanowienie się nad moją dalszą przyszłością w zawodzie, gdyż włosy te to jawna kompromitacja na skalę całego Podkarpackiego Związku Piłki Nożnej. Oczywiście do rezygnacji nie zostałem zmuszony, ale atmosfera wokół mych kontrowersyjnych loków zrobiła się na tyle gęsta, że wszystko stało się jasne – wybieram albo włosy, albo sędziowanie. No i wybrałem włosy. A teraz zamiast wychwytywania ofsajdów zawodników Żurawianki Żurawica piszę teksty dla GRYOnline.pl. Worth it, chyba.