Tommy Gun Ala Capone. Czy Call of Duty: WWII jest wierne historii?
Spis treści
Tommy Gun Ala Capone
Stój! Policja!
W drugiej połowie lat 20. XX wieku Polska zakupiła od Stanów Zjednoczonych około 100 sztuk pistoletów Thompson dla oddziałów Policji Państwowej, w niezwykle starannie wykonanej wersji M1921 (m.in. z wykończeniami ze szlachetnego drewna). W 1936 roku 16 sztuk powędrowało do żołnierzy Korpusu Ochrony Pogranicza.
Niektórym typom broni należą się trochę obszerniejsze opisy, a na samym początku gry w oczy szczególnie rzucają się porozrzucane w całej Normandii radzieckie pistolety maszynowe PPSh-41 oraz specjalny model Thompsona sierżanta Piersona, przywodzący na myśl bardziej czasy amerykańskiej prohibicji i gangsterów z tamtego okresu. Jego pistolet maszynowy wyróżnia się okrągłym, bębnowym magazynkiem, drewnianym chwytem pionowym, żebrami na lufie oraz przytwierdzoną miękką poduszką na kolbie dla wygodniejszego celowania.
Ta sama scena z pełnej gry i pierwszego zwiastuna. Zmiana karabinu Piersona odbyła się już w trakcie zaawansowanych prac nad grą – wcześniej walczył ze smarownicą.
Broń Piersona to nic innego jak wczesna wersja pistoletu Thompson z lat 30. – M1928 – choć z niewłaściwie dobraną szczerbinką z późniejszego modelu. Jeszcze przed atakiem na Pearl Harbor do produkcji wszedł model M1928A1 z drewnianym łożem pod lufą zamiast pionowego chwytu, natomiast w Normandii żołnierze używali już tylko wersji M1 i M1A1, które nie mogły korzystać z okrągłych bębnowych magazynków, uznanych za zbyt awaryjne oraz zbyt ciężkie i niewygodne, by można było je przenosić na pasie i szelkach w dużej ilości.
Tommy Gun w tej wersji nie miał za bardzo racji bytu w Normandii, ale autorzy prawdopodobnie wyposażyli Piersona w M1928, by podkreślić charakter sierżanta oraz ze względu na ikoniczność tej znanej z niezliczonych filmów broni. Na szczęście to tylko jeden taki wyjątkowy egzemplarz w kampanii singlowej, choć chyba przez to wszystkie używane przez nas w grze M1A1 są błędnie oznaczone jako M1928.
Maszyna, która robi ping – czyli jak to naprawdę jest z tym Garandem?
Wbrew dość popularnej opinii rozpowszechnionej przez pierwsze odsłony Call of Duty, karabin M1 Garand można z powodzeniem przeładować bez konieczności opróżniania całego magazynka. Brak takiej funkcji byłby przecież zupełnie niezrozumiały i stawiał na szali życie żołnierza w razie awarii czy zacięcia. Błędem w grze jest natomiast to, że wyjęcie na wpół opróżnionego maga wciąż kończy się głośnym „pingiem”, co było słyszalne tylko przy wyskakiwaniu pustego magazynka. Ów odgłos dorobił się za to prawdziwej legendy miejskiej!
Miał ponoć informować wroga, że strzelcowi skończyła się amunicja, a wtedy niby można było bez strachu wyskoczyć i go odstrzelić. Sprawa była ponoć tak głośna, że producenci jeszcze podczas wojny eksperymentowali z plastikowymi magazynkami, by ping wyciszyć. Weterani drugowojennych frontów konają jednak ze śmiechu, gdy jest o tym mowa. Po pierwsze – w czasie strzelaniny jest taki hałas, że pękają bębenki w uszach i nie ma szans, żeby dźwięk wyskakującego magazynka wyłowił spośród innych odgłosów nawet właściciel karabinu.
Po drugie, nawet gdyby słuchem Supermana wróg zarejestrował charakterystyczny ping, żaden Niemiec nie był na tyle głupi, by wyskakiwać z ukrycia, bo wiedział, że obok gościa, który właśnie ładuje swoją broń, siedzi jeszcze paru innych.