Jedzącą Galadrielę, czyli codzienność fantastycznych ras. Co fantastyka zawdzięcza Władcy Pierścieni
Spis treści
Jedzącą Galadrielę, czyli codzienność fantastycznych ras
- Gdzie poza Władcą Pierścieni możemy to znaleźć: w Hobbicie, Upadku Gondolinu, Dzieciach Hurina
- Co wciąż jest tym inspirowane: seriale i komiksy
Galadriela to postać, która w filmie została trochę wyzuta z codzienności. Nie żeby jakoś specjalnie mi to przeszkadzało, ale w książce (albo książkach – zależy, jak liczyć) mimo całej aury tajemniczości i boskiego spokoju, które przed sobą roztaczała, potrafiła też na przykład delektować się wyśmienitym elfim jedzeniem w czasie uczty. Podobnie jak jej pobratymcy zamieszkujący lasy w pobliżu Shire.
Przed Tolkienem świat fantastyczny niemal zawsze był przedstawiany jako kompletnie odrealniony, baśniowy. Bohaterom chociażby poematów Goethego bliżej było do bóstw niż realnych postaci. Choć dziś Władca Pierścieni może nam się wydawać mocno oddalony od rzeczywistości, musimy pamiętać, że w chwili wydania książki było zupełnie inaczej. Nikt wcześniej tak zwyczajnie nie przedstawił niezwyczajnych bohaterów. A przynajmniej nikt, kto odniósłby taki sukces jak Tolkien.
Serial, w którym elfy rozkoszują się jedzeniem, krasnoludy popijają piwo, a czarodzieje palą ziele (niekoniecznie fajkowe), jest inspirowany Tolkienem – nawet nieświadomie. Ciężko powiedzieć, czy dziś sprowadzilibyśmy całe dobrodziejstwo (no, może prawie całe) fantastycznego bestiariusza do roli grywalnych postaci i głównych bohaterów seriali Netflixa, gdyby nie Władca Pierścieni. Może i Galadriela wespół z Elrondem nie odnaleźliby się w klubie, podrygując w rytm techno – co zdarza się elfom ze współczesnych powieści – ale sam fakt, że jedli, był już całkiem niezłym początkiem.