autor: Michał Pajda
Bitwy morskie mogą powrócić. Assassin’s Creed: Valhalla – jaki będzie?
Spis treści
Bitwy morskie mogą powrócić
Fani Assassin’s Creed lubią bitwy morskie i żeglowanie tak samo jak wikingowie. Ich langskipy (czyli „podłużne statki”) były konstruowane w specyficzny sposób, podziwiany nawet przez współczesnych szkutników – przy ich budowie nie korzystano bowiem z gwoździ, tylko ze ściśle dopasowanych elementów drewnianych oraz... rzemieni. Do najważniejszych typów jednostek skandynawskich „barbarzyńców” należą malutkie knary, do których wejść mogło zaledwie kilku żeglarzy, większe sneki, mieszczące na pokładzie do czterdziestu chłopa, oraz potężne drakkary, którymi przemierzało wody nawet stu dwudziestu wojowników.
Atrakcyjnym patentem mogłoby być więc zdobywanie coraz potężniejszych jednostek morskich, ich pełna customizacja (m.in. znane z poprzednich odsłon zmiany ożaglowania oraz łba przytroczonego do dziobu żaglowca, który odstraszać miał morskie stwory) oraz kompletowanie załogi na pokład – ten ostatni element jest wielce prawdopodobny, ale nie musi ograniczać się wyłącznie do najemników, którzy wpływają na statystyki żeglugi, jak miało to miejsce w Odyssey.
Świetnym motorem napędowym fabuły – podobnie zresztą jak w przypadku znanego serialu o wikingach – mogłaby być... ciekawość zachodniego świata oraz chęć jego rabowania i podbijania. W tym miejscu idealnie wręcz wpasowałby się usprawniony system podboju poszczególnych państw, z którym mieliśmy do czynienia w Assassin’s Creed: Odyssey podczas zdobywania wpływów dla wybranego przez gracza stronnictwa w poszczególnych polis. Przede wszystkim stron konfliktu mogłoby być więcej – i nie chodzi wyłącznie o wprowadzenie na polityczną mapę takich mocarstw jak Anglia, Francja czy Irlandia, ale także innych państw wikingów. Początkowe fazy rozgrywki mogłyby opierać się raczej na próbach pojednania poszczególnych rodów, które wspólnie mogłyby napadać na inne kraje ówcześnie chrześcijańskiej Europy.
Wikingowie byli całkiem dobrze odbierani w kontekście handlowym – gdy akurat nie szarżowali obryzgani krwią swych nieprzyjaciół, by wymordować całą wieś i zagarnąć znajdujące się w niej precjoza. Oczywiste były dla nich również rytualne pogrzeby oraz obrządki związane ze składaniem ofiar, co częstokroć przybierało formę długiego biesiadowania. Pamiętacie imprezy w obozie Dutcha van der Linde w drugiej części Red Dead Redemption? Właśnie na tego typu atrakcje liczę w Valhalli. Oraz na rozwój gameplayowej infrastruktury handlowej – otwieranie nowych szlaków czy zatapianie i łupienie statków kupieckich konkurencji na pewno byłoby miłym dodatkiem pozwalającym w późniejszym czasie na rozbudowywanie własnej osady.