8 problemów, które psuły odbiór Władcy Pierścieni
Peter Jackson nakręcił na początku XXI wieku trylogię absolutnie kultową. Jego Władca pierścieni stał się punktem odniesienia dla innych twórców na całe lata. Tyle że i on nie ustrzegł się kilku błędów.
Spis treści
Czy jest ich wiele? Nie. W świetle wszystkich zalet widowiska wydają się one mało znaczącymi usterkami. Ale nie ma co się oszukiwać – Jackson nie ustrzegł się uchybień. Gdyby w innych sferach nie wykazał się taką maestrią, fani zjedliby go chociażby za brak wątku Toma Bombadila (i w pełni bym się z nimi zgodził – nigdy nie zrozumiałem, czemu chociażby kilka scen z nim i Złotą Jagodą nie pojawiło się w wersji reżyserskiej). Szykujcie więc fajkowe ziele i rozsiądźcie się wygodnie w swoim norkach – za chwilę dokonamy aktu profanacji Tolkienowskiego sacrum.
Legolasa nie obowiązują prawa fizyki
- Czy u Tolkiena też był z tym problem: Nie
- Jak można było to naprawić: Zrobić z Legolasa sprawnego wojownika, ale nie superbohatera
Z Legolasa uczyniono we Władcy pierścieni superbohatera. Takiego o zwinności marvelowskiego pajęczaka i sile Czarnej Pantery. Z tą różnicą, że herosów MCU mimo wszystko ograniczają prawa fizyki. Legolas zdawał się zupełnie nie zwracać uwagi na ich istnienie. Skakał tak lekko, jak gdyby ważył pięć kilogramów, obracał się ze zwinnością istoty pozbawionej kości i celował dokładniej niż komputer pokładowy Normandii.
Oczywiście elfy nie istnieją w naszej rzeczywistości (chyba). Ale krasnoludy krasnoludy, orkowie i trolle nie istnieją również (chyba) – a ich bitewne popisy podlegają u Jacksona fizycznym prawidłom. Owszem, nawet Aragorn i Gandalf biją się z hordami Saurona na granicy możliwości, ale przynajmniej widać, że działa na nich grawitacja. Na Legolasa nie.
Tolkien opisywał tego smukłego wojownika zupełnie inaczej. Elficki książę był wprawdzie niezwykle sprawny, rywalizował z Gimlim o miano najlepszego egzekutora i cechował się znacznie większą zręcznością i zwinnością niż ludzie, ale jego książkowe popisy nie przypominały przecież wyczynów Neo i agenta Smitha. A już na pewno nie zaprzeczały podstawowym prawom fizyki, obowiązującym przecież nie tylko w naszej rzeczywistości, ale również w Śródziemiu. Domyślam się, że Jackson chciał nadać opowieści bardziej hollywoodzkiego wymiaru, ale delikatny downgrade Legolasa nie uczyniłby trylogii ani trochę mniej atrakcyjną.